Выбрать главу

Odgarnęła potargane włosy z twarzy i usiadła wygodnie na sofie.

– Martin, mówiliśmy już o tym tyle razy, kochany. Nie ma innego wyjścia. Jestem żoną Massinghama niezależnie od tego, jak bardzo oboje tego nie chcemy.

– Jesteś pewna? – spytał nagle. – Jesteś pewna, że wasze małżeństwo było zgodne z prawem?

Juliana popatrzyła na niego i zaczęła się śmiać.

– Och, Martinie, naprawdę byś wolał, żebym żyła z nim w grzechu niż legalnie?

– O wiele. – Podszedł i ukląkł przy niej. – To nie byłaby twoja wina, a nawet gdyby, to nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. Chodzi tylko o to, żebyśmy byli małżeństwem. Oficjalnie, ma się rozumieć, bo w sercu zawsze będziesz moją najdroższą żoną.

– Moje małżeństwo z Massinghamem było zgodne z prawem – powiedziała beznamiętnie. – Ślub dał nam angielski pastor w Wenecji. Mam świadectwo ślubu. Przykro mi, Martinie. Też wolałabym, żeby było inaczej, ale, niestety, to prawda.

Światło znikło z twarzy Martina jak zdmuchnięta świeczka. Przeganiał ręką włosy.

– W takim razie musisz się z nim rozwieść. Juliana z rozpaczą rozłożyła ręce.

– Martin, już o tym mówiliśmy. Nie znasz tego człowieka!

Rozpowszechni o mnie najobrzydliwsze plotki i wówczas będziesz naprawdę skończony.

– To nie ma znaczenia. Wciąż będę miał Davencourt. I ciebie.

– A co z dziewczętami? – spytała Juliana. – Jak one będą się czuły, kiedy ludzie przyczepią im etykietki szwagierek najbardziej znanej bigamistki w Londynie?

Zapadła cisza.

– Będą musiały się z tym pogodzić – odezwał się w końcu Martin.

– Och, Martinie, nie możesz im tego zrobić! Wiesz, że nie możesz.

Martin znów podszedł do niej.

– Albo to, albo wpakuję w niego kulę. Wybieraj. Juliana pokręciła głową.

– To nie jest wyjście, choć brzmi niezwykle kusząco! Nie myślimy jasno.

– Nie opuszczę cię – powtórzył Martin. – Załóżmy, że zaszłaś w ciążę. Nie mógłbym zgodzić się ani na to, że Massingham uzna dziecko za swoje, ani na to, żebyś była zmuszona wychowywać je sama.

Juliana nie pomyślała o tym i teraz przeniknął ją nagły ból. Nosić pod sercem dziecko Martina, a jednak nie móc się z nim połączyć – to wydawało się nie do zniesienia. Nie nosić jego dziecka, kiedy tak rozpaczliwie tego pragnęła – to wydawało się niemal równie okropne.

– Nasze dziecko? Och, Martinie, nawet o tym nie myśl.

– Muszę. Myślisz, że to niemożliwe? Juliana zamknęła oczy.

– Nie. Przynajmniej wkrótce się tego dowiemy.

– To za mało. To tylko kolejny powód, dla którego nie mogę zostawić cię z tym wszystkim samą.

Juliana ukryła twarz w dłoniach.

– Nie jestem w stanie się skupić. Prześpijmy się z tym, a rano wrócimy do tej rozmowy.

Twarz Martina złagodniała.

– Wyglądasz na wyczerpaną, najdroższa. Musisz się położyć.

– Nie bez ciebie. – Juliana spojrzała na niego. Na ułamek sekundy pojawiło się między nimi dziwne napięcie. – Nie zasnę bez ciebie.

Martin wyciągnął rękę i pomógł jej wstać. Pocałował ją, wkładając w to całą miłość. Chciała zatrzymać tę chwilę na wieki, ale wypuścił ją z objęć i zrobiło jej się zimno.

– Chodźmy do łóżka. Rano może wszystko wyda się prostsze.

Dom był pogrążony w ciemności i ciszy. Weszli po schodach, trzymając się za ręce, lecz kiedy znaleźli się na piętrze, Martin skierował się do swej garderoby.

– Powinienem zostawić cię samą.

Juliana uśmiechnęła się drżącymi wargami. Uniosła rękę i dotknęła jego twarzy, wyczuwając pod palcami szorstki zarost.

– Zdawało mi się, że powiedziałeś, iż mnie nie zostawisz? Tak szybko wycofujesz się z tej obietnicy?

Martin wtulił wargi w jej dłoń.

– Juliano, Bóg mi świadkiem, że cię pragnę. Tak bardzo cię kocham. Niemniej… teraz nie powinienem cię dotykać.

– W takim razie Massingham już wygrał – zauważyła Juliana ze znużeniem – i nie ma nic więcej do powiedzenia.

Odwróciła się, ale Martin złapał ją za ramię. Z hukiem otworzył drzwi do sypialni, pchnął ją do środka i kopniakiem je zamknął za nimi. Hattie, która ogrzewała koszulę Juliany przed kominkiem, uniosła głowę, wystraszona.

– Zostaw nas samych, proszę – rzucił zwięźle.

Ledwie za pokojówką zamknęły się drzwi, kiedy Martin jedną ręką objął Julianę w pasie i mocno przytulił, a drugą przesunął do wycięcia sukni. Ściągnął ją, oswobadzając jej piersi, wystawiając ją na swoje spojrzenia.

Juliana wydała stłumiony okrzyk. Pożądanie i desperacja Martina przeniosły się na nią. Ogarnęło ją szaleństwo. Przygnębienie i żal wypaliły się w gwałtownej burzy uczuć. Martin szybko pozbył się ubrania. Rzucił suknię Juliany na podłogę i pociągnął ją za sobą na łóżko. Polizał ciepłe wgłębienie między jej piersiami i całe jej ciało przeszył dreszcz, kiedy dotknął językiem brodawki, przygryzając delikatnie. Wargami wytyczył szlak przez jej brzuch, napięty z podniecenia i żarliwego oczekiwania. Nogi rozchyliły się bezwładnie pod naporem jego słodkich pocałunków. Wkrótce powrócił do jej ust i znów całował ją namiętnie, aż objęła go mocno. Przetoczyli się przez łóżko i upadli na podłogę przed kominkiem, gdzie ogień rzucał blask na wypolerowane deski. Juliana usiłowała wstać, ale Martin ją przytrzymał. Barkami dotykała nagiego drewna, a on całym ciężarem przygniatał ją i nie puszczał. Był na niej i w niej, pieścił jej piersi, wołał jej imię, aż ogarnęła ją ciemność i bezwład, a niedługo potem dotarła do krawędzi ekstazy i dalej.

Wtem przepełniło ją wzruszenie. Odwróciła twarz i płakała, aż wypłakała wszystkie łzy. I choć Martin przeniósł ją z powrotem na łóżko, trzymał w ramionach i pocieszał, wiedziała, że już nigdy nie będzie tak samo.

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Po śniadaniu spotkali się w rodzinnym gronie i rozmawiali cały dzień, ale mimo to nie znaleźli rozwiązania Markiz był za spłaceniem Massinghama. Juliana była wstrząśnięta tym, że ojciec jest gotów bez wahania dać całe sto pięćdziesiąt tysięcy funtów człowiekowi, którego nienawidził ponad wszystko. Twarz miał pomarszczoną i znękaną a kiedy podeszłą by go ucałować, poczuła że policzek ma mokry od łez, i omal się nie rozpłakała.

– Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to wpakować w nie go kulę – zauważył Joss niefrasobliwie. – Pojedynek. Szybko i sprawnie. Co ty na to, Martinie?

Martin skinął głową.

– Jestem zdecydowanie za. Żadne inne rozwiązanie nie jest ani w połowie tak dobre. – Roześmiał się, a jego ponura twarz na moment pojaśniała. – Już to proponowałem. Trudność w tym, że Juliana się nie zgadza.

– Jeśli ktokolwiek ma prawo zastrzelić Clive'a Massinghama to przede wszystkim ja – odezwała się Juliana, starając się dostroić do pogodnego tonu brata. – Jednakże nie możemy zapominać o konsekwencjach.

– Pozbędziemy się ciała – powiedział Joss krótko. – Nikt nie będzie za nim tęsknił, a on i tak nie zasługuje na nic lepszego.

Zapadła cisza.

– Kuszące – odezwała się w końcu Juliana – ale nie mogę się na to zgodzić. Chyba nie możemy popełnić morderstwa?

– Zasadniczo me – odparła Amy z namysłem – ale w tym wypadku można byłoby nieco nagiąć zasady.

Juliana westchnęła.

– Już nic nie wiem.

Bratowa ujęła jej dłoń i uścisnęła pocieszająco.

– Mówiłaś, że kiedy masz się z nim znów spotkać?