Выбрать главу

Vesla została ponownie wciągnięta do lasu, tym razem daleko od tamtej polanki. Związaną i bezradną napastnicy przerzucili przez jakąś krawędź.

Uderzyła się boleśnie. Czuła, że robi się mokra, gdzieś tu musi płynąć woda. Trzeba więc zachowywać ostrożność i trzymać głowę możliwie jak najwyżej. Czy można się tu o coś oprzeć?

Gdzie ja jestem?

Kamienna krawędź. Wysoka. Czy to jakiś kanał?

Wciąż nie miała o co oprzeć głowy. Woda jednak nie była głęboka, tylko taki ciurkający strumyk. Vesla na pewno sobie poradzi, gdyby tylko…

Płacz dławił ją w gardle. Nie wolno jej, za nic na świecie nie wolno się rozpłakać, to by była katastrofa. Próbowała, jak mogła, się wyprostować.

Czy ktoś zdoła mnie tu odnaleźć? Trzeba iść jak najdalej z tego strasznego miejsca. Trzeba się czołgać, ale dokąd?

I w tym momencie w jej torebce rozdzwonił się telefon.

9

Wciąż stali w lesie, a wieczór z wolna złocił płomiennym blaskiem czerwone mury starej twierdzy. Antonio miażdżył w palcach papierosa Vesli.

– Oczywiście, istnieją inne wyjścia – powiedział strażnik. – Do Plaza de los Aljibes, gdzie znajduje się postój taksówek.

– Taksówki. Boże drogi – mruknął Antonio. – To gdzieś w pobliżu pałacu króla Carlosa, prawda?

– Tak jest.

Antonio myślał pospiesznie. Ci dwaj mężczyźni, którzy uprowadzili Veslę, nie mogli jej przecież ciągnąć główną aleją obsadzaną cyprysami.

– A czy jest tu jakaś droga na skróty, nie taka otwarta?

– Oczywiście, najkrótsza jest droga, która wiedzie tędy.

Nikt nie musiał nic mówić, wszyscy czworo pobiegli ścieżką, prawie niewidoczną pod drzewami.

– Poczekajcie! – krzyknął bystry strażnik. – Zadzwonię na postój taksówek.

– Dobry pomysł – pochwalił Antonio.

Trochę trwało, zanim po tamtej stronie ktoś odpowiedział. Widzieli, że strażnikowi z niecierpliwości drżą ręce.

Niepotrzebnie zabraliśmy ze sobą Veslę do Hiszpanii, myślał przerażony Jordi. Niewinna, niczego nie rozumiejąca dziewczyna nie powinna być narażana na takie niebezpieczeństwa. Jeśli Vesla straci życie, ani Antonio, ani ja sobie tego nie wybaczymy. Nie mówiąc już o żałobie, w jakiej by to nas pogrążyło. Taka miła, szlachetna istota jak Vesla. Uprowadzona w nieznanym mieście. Może dokądś wywieziona?

A Unni? Czy ona także nie powinna była zostać w domu? Dlaczego narażam najukochańszą istotę w życiu na coś takiego? Ale przecież byliśmy przekonani, że niebezpieczeństwo istnieje w Norwegii. Czyż nie uciekaliśmy przed Leonem i jego bandą?

Jordi nie mógł się uwolnić od wyrzutów sumienia.

Tak, bo żadne z nich nie miało wątpliwości, że uprowadzenie Vesli ma związek z zagadką czarnych rycerzy. Czy też może najpierw z Eliem.

Unni i Antonio stali ze ściągniętymi twarzami, bladzi, bez możliwości uczynienia kolejnego kroku, niczego nie rozumiejąc.

W końcu strażnik połączył się z postojem taksówek na placu. Toczył się teraz ożywiony dialog po hiszpańsku, obaj bracia jednak nie mieli problemów z rozumieniem, bowiem i strażnik, i taksówkarz mówili bardzo głośno. Nie, nie widzieli tutaj takiej kobiety. Natomiast dwóch mężczyzn owszem, wsiadali do taksówki i bardzo im się spieszyło. Jeden młody przystojniak, i drugi trochę starszy, może trzydziestopięcioletni…

To by się zgadzało z opisem zostawionym przez hiszpańską parę. Państwo ci jednak znajdowali się zbyt daleko, by dostrzegać jakieś szczegóły, więc opis był dość ogólnikowy.

– Czy w tej sytuacji możemy zakładać, że przyjaciółka państwa nadal znajduje się gdzieś tutaj? – zastanawiał się strażnik, gdy już zakończył rozmowę. – Mam wezwać policję, czy najpierw poszukamy sami? Tamci nie tak dawno temu byli na postoju, choć taksówkarz nie może podać dokładnego czasu. Jest też jasne, że musieli iść tędy…

Zdecydowali, że najpierw sami przeszukają okolicę.

Starannie zbadali alejkę, szukali w lesie i między kamieniami, wydawało im się jednak nieprawdopodobne, by Vesla dała się ciągnąć, nie wzywając pomocy, więc ostatecznie wrócili do alejki.

Tam stali, rozważając, czy należy wezwać policję.

– Spróbuję jeszcze raz zadzwonić do niej na komórkę – powiedział Antonio zdesperowany. – Może tym razem odbierze? Wciąż przecież słyszę sygnały.

– Cii! – syknęła Unni. Zaczęli nasłuchiwać.

Telefon nieprzerwanie wysyłał sygnały. I oto gdzieś daleko odpowiedział mu inny, wyjątkowy sygnał. Popatrzyli po sobie przerażeni.

– Vesla – szepnął Antonio.

Wszyscy pobiegli w stronę sygnału. Antonio wciąż trzymał swój telefon, to był ich najlepszy przewodnik.

Znaleźli się nad wybetonowanym rowem. Dotychczas tutaj nie byli. Jordi położył się na ziemi i zaglądał do rowu ponad betonową krawędzią.

– Ona tam leży – pokazał nagle. – To jakiś kanał. Ze ścieżki nikt by jej nie dojrzał.

– Woda – jęknął Antonio przerażony. – Czy ona jest pod wodą?

Tego nie było widać, bo Vesla leżała w dziwnej pozycji, częściowo na brzuchu. Strażnik i Antonio już zeskoczyli na dół, woda chlupała wokół ich stóp. Podnieśli głowę Vesli i z wielką ulgą stwierdzili, że jej oczy desperacko błagają o pomoc.

Strażnik wyrwał knebel z ust dziewczyny, która zaniosła się kaszlem, pluła ziemią i trawą. Antonio przepłukiwał jej usta wodą, błagał tylko, by jej nie połykała. Skinęła głową, sama zaczerpnęła solidny haust, przepłukała usta i wypluła. Ze świstem wciągała powietrze.

Tymczasem strażnik uwolnił jej nogi, z rękami było gorzej, bo supeł na pasku od torebki nic dawał się rozwiązać. Vesla stała teraz w wodzie wspierana przez Antonia.

Telefony nadal dzwoniły, nikt nie miał czasu ich wyłączyć. Baterie są pewnie na wyczerpaniu, ale niech tam.

W końcu Vesla była wolna, Unni i Jordi pomogli jej się wydostać na górę, potem wyciągnęli Antonia i strażnika. Ten ostatni telefonował po policję i karetkę pogotowia.

– Nie potrzebuję karetki – protestowała, krztusząc się, Vesla.

– Owszem, potrzebujesz. Dostałaś parę solidnych razów w głowę – upierał się Antonio. – Poza tym krwawisz, masz ranę w boku. Wygląda na kłutą.

Vesla potwierdziła.

– Tak, to nóż, którym mnie straszyli.

– Przeklęte bestie! – oburzał się Antonio. – Jak to się dzieje, że tacy napadają na niewinne dziewczyny?

Unni słyszała rozpacz w jego głosie. Starał się ją ukryć, ale bez powodzenia.

W końcu Jordiemu udało się wyłączyć uparte telefony.

– Ja słyszałam, że dzwonicie… przeklęta ziemia… wielokrotnie… – Vesla prychała i pluła. – Nic jednak nie mogłam zrobić.

– Czego oni od ciebie chcieli? – spytała Unni, kiedy znaleźli się znowu w alei. Vesla zachowywała się bardzo dzielnie, szła o własnych siłach, choć kulała i trzeba ją było wspierać.

– Interesuje ich Elio. Chcą wiedzieć, gdzie jest. Ale ja udawałam, że nie rozumiem, zresztą i tak przecież nic nie wiem. Uznali, że wezmą mnie jako zakładniczkę, ale okazałam się dla nich za ciężka, nie mogli mnie uciągnąć.

– Bogu dzięki – mruknął Antonio.

– Zastanawiali się, czy mnie nie zamordować – rozszlochała się nagle Vesla. – Widocznie jednak nie mogli się na to zdobyć.

– Myślę raczej, że to by było dla nich zbyt ryzykowne – wtrącił Jordi zachrypniętym głosem.

– No tak, rozumiem. A kim jest ten rycerz w przebraniu strażnika?

Wyjaśnili jej i Vesla serdecznie uściskała w dowód wdzięczności oniemiałego Hiszpana. Niemal utonął w obszernych objęciach, sądząc jednak po błogim uśmiechu, musiało mu tam być dobrze.