Выбрать главу

Usłyszeli syreny alarmowe zbliżające się do Alhambry. Nadchodziła pomoc.

Teraz jednak Antonio nie zamierzał spuszczać oka z Vesli nawet na sekundę. Polecił Unni i Jordiemu, by porozmawiali z policją, nie wspominając, oczywiście, ani słowem o Eliu, sam zaś wsiadł z Veslą do ambulansu i pojechał do szpitala.

Nie ulegało wątpliwości, że muszą zmienić hotel, trzeba było tylko poczekać, aż znowu wszyscy będą. Tym razem chodzi o bezpieczeństwo Vesli.

– Odzyskaliśmy ją – powtarzała uszczęśliwiona Unni. – Jako tako całą i zdrową.

– Owszem – przytakiwał Jordi matowym głosem, wciąż głęboko wstrząśnięty. – Ale chodźmy już do tych policjantów. Mój Boże, co my im powiemy?

Okazało się, że nic nie muszą mówić. Policjanci na ich widok wpadli w zachwyt.

– Ach, tak, to wy? – wołał el comisario z szerokim uśmiechem. – Czeka nas jutro rano wspólne zadanie, prawda? Polecenie z najwyższego szczebla.

Niezawodny Pedro, niech go Bóg błogosławi!

– Moim zdaniem kidnaperzy to ludzie José – mówił dalej policjant.

– Tak, my też tak przypuszczamy, ale pewności nie ma.

Nie musieli jednak tak bardzo uważać. José ma na pewno wiele ciemnych sprawek na sumieniu, że dołożenie mu jeszcze jednego przestępstwa nie będzie miało żadnego znaczenia, nawet jeśli on go nie popełnił.

Nagle Unni poczuła, że jej ramię przeszywa lodowaty strumień. Musiało to trwać już jakiś czas. Ona i Jordi trzymali się za ręce, nie zdając sobie z tego sprawy.

A niech tam, nie umrze od tego zimna. Po wszystkich przejściach za nic nie chciała puścić jego ręki.

10

No to się dowiedzieli, jak łatwo ich ugodzić, zrobić im krzywdę. Któż mógł jednak przypuszczać, że niebezpiecznie jest zostawić Veslę na ławce w centrum dobrze strzeżonej Alhambry? Leon jest w Norwegii, poza tym byli przekonani, że nikt nie wie, iż oni przyjechali do Hiszpanii.

Antonio i Vesla bardzo szybko wrócili ze szpitala i znaleźli Jordiego z Unni w hotelowej sali jadalnej, spożywających naprawdę zasłużony obiad. Natychmiast się do nich przyłączyli. Vesla miała dyskretny plaster na skroni. Wciąż kręciło jej się w głowie, była oszołomiona i posiniaczona na całym ciele po upadku do kanału, ale poza tym nic jej się nie stało.

Unni odebrała pieniądze z banku, czuli się więc bogaci. Kapitałem miał zarządzać Jordi, który zgodził się na to po dłuższych protestach.

– U mnie pieniądze nie będą bezpieczne – wyjaśniła Unni. – Mnie gotówka w kieszeni parzy i staram się możliwie jak najprędzej jej pozbyć, wydać na cokolwiek, co mi pierwsze wpadnie w oczy. Na słodycze, koszulki, jazdę na diabelskim młynie, przyjaciół… naprawdę nieważne!

– Zapomnieliśmy, że Leon ma kompanów w Hiszpanii – Antonio wrócił do najważniejszego tematu. – Masz o nich jakieś informacje, Jordi?

– Kiedyś słyszałem imię ich szefa. To niejaki Alonzo.

– Dzisiaj nie mogło go tutaj być – rzekła Vesla stanowczo. – Ci dwaj byli tacy ordynarni, że żaden nie mógł być niczyim szefem.

– Mimo wszystko na przyszłość powinniśmy być bardziej ostrożni.

Unni rozejrzała się ukradkiem po jadalni. Na drugim końcu siedziała grupa japońskich turystów, poza tym nie było nikogo. Ona zaś i jej przyjaciele usadowili się tak, że ktoś wchodzący do sali nie mógł ich dostrzec.

Dyskretnie przenieśli się do innego hotelu. Szli bocznymi uliczkami, żeby nikt nie widział, jak ciągną za sobą bagaże. Przekazali wiadomość Pedrowi, Mortenowi i Gudrun, nikt inny nie potrzebował wiedzieć, gdzie się znajdują.

Tym razem także wzięli trzy pokoje, ale lekarz Antonio chciał się opiekować Veslą, więc Jordi i Unni zamieszkali osobno i mogli się porządnie wyspać; pierwszej nocy nie bardzo mieli na to czas ze względu na straszne wizje Unni, a potem jej stan niemal zamrożenia.

– Zastanawiam się, co robi Japończyk, który się odłączy od grupy – powiedziała Unni, kiedy stała już przed drzwiami swego pokoju i miała powiedzieć kolegom dobranoc.

– Unni, coś ty! – skarciła ją Vesla. – To pachnie dyskryminacją rasową!

Antonio się uśmiechał.

– A ja znam pewnego japońskiego lekarza. To wspaniały, inteligentny człowiek i znakomicie sobie radzi na własną rękę! Japończycy nie są zwierzętami stadnymi, jak się niekiedy sądzi. Tak nam się wydaje, ponieważ widujemy ich przeważnie jako turystów, w autobusach na przykład. Myślę, że Norwegowie podczas czarterowych wyjazdów wcale nie są lepsi.

– Chyba nie – przyznała Unni. – A w ogóle to dziwna sprawa z tymi turystami. Kiedy pojawiają się w naszym mieście, mówimy o nich „turyści” z odcieniem niechęci. Kiedy natomiast my sami wyjeżdżamy… nie, wtedy nie jesteśmy turystami! Podróżujemy, by studiować krajobrazy i obyczaje, ludzi i naturę, poznajemy obce kultury i tak dalej.

Jordi roześmiał się.

– Masz rację. Ale możemy się pocieszać, że podczas tej podróży naprawdę nie jesteśmy turystami. Z wyjątkiem zwiedzania Alhambry, które się zresztą źle dla nas skończyło. Dobranoc, kochani! Zobaczymy się jutro na śniadaniu.

Nowy hotel prezentował inny, bardziej hiszpański styl. Pokoje w poprzednim były takie same jak w wielu innych hotelach w Oslo, Londynie czy Hongkongu, stereotypowe, niczego, na co można się skarżyć, ale też niczego, co by się pamiętało.

Tutejsze pokoje miały swój charakter. Były tańsze i prościej urządzone niż w pierwszym hotelu, ale człowiek wiedział, w jakim znajduje się kraju; wszystko z naturalnych materiałów, od krzeseł z prostymi oparciami do kafelków w łazience.

Biała, dość gruba szydełkowa narzuta na łóżko była zrobiona ręcznie i trochę nierówna, ceramiczny wazon został wykonany w małym warsztacie garncarskim.

Wszyscy Norwegowie czuli się tu lepiej. W recepcji panowała atmosfera serdecznej gościnności.

Mieli nadzieję, że nikt się nie dowie, jakich niebezpiecznych gości przyjęto.

Antonio troskliwie odsunął narzutę na połowie łóżka, należącej do Vesli.

– Wyjdę i zaczekam, aż się przygotujesz do snu – powiedział cicho.

– Przykro mi, Antonio, ale będę potrzebowała pomocy, żeby zdjąć bluzkę przez głowę. I chyba stanik. Trudno mi poruszać barkiem po upadku. To nie jest bezwstydna propozycja… musisz mi wybaczyć.

Roześmiał się, słysząc jej żart.

– Nie jest, oczywiście. Zresztą przecież oboje dobrze wiemy, jak to jest z naszymi uczuciami.

Nie całkiem, mój przyjacielu, nie całkiem, pomyślała Vesla. Gdybyś ty się domyślał…

Czy dlatego tak to odczuwam, że on zachowuje się z taką rezerwą? Oczywiście, mogłabym pójść na całość i zobaczyć, jak to się skończy, ale nie chcę. Jest bowiem tak, jak to on kiedyś określił: Nasze uczucia są zbyt poważne na banalny flirt, o czymś takim w ogóle nie może być mowy.

Nigdy przedtem nikt nie budził we mnie takich emocji. No i Antonio jest jak nikt inny wart, by go kochać. Przystojny, że przyjemnie na niego patrzeć, ma wspaniałe poczucie humoru, troszczy się o innych, jest miły i mądry… Tak, ma wszystkie dobre cechy, jakie można sobie wyobrazić.

Dostrzegała w nim tylko jedną mroczną skłonność, mianowicie nienawiść do Leona, która nie jeden i nie dwa razy wytrącała go już z równowagi.

To bardzo nieprzyjemne. Ale wolała już to, niż gdyby był doskonały w każdym szczególe. Ideały bywają trudne do zniesienia, zwłaszcza że sama wcale taka perfekcyjna nie jestem. Ja na przykład czasami bardzo źle myślę o swojej matce. A to przecież dużo gorsze… brzydkie myśli o własnej matce!

Tylko że to okropna wiedźma!

Dobrze jest móc to powiedzieć, choćby tylko samej sobie!

No właśnie! Przyjemność z mówienia brzydko o innych. To przecież potworne!