Jordi śmiał się głośno. Kochała jego śmiech. Kochała w nim wszystko z wyjątkiem tego okropnego zimna, które go zamykało jak za murem.
Większość czasu między Kopenhagą a Madrytem wkuwali hiszpański, ale są granice wytrzymałości, przychodzi taki moment, że człowiek nie jest już po prostu w stanie skupić się na niczym, a zwłaszcza na skrajnie skomplikowanych hiszpańskich czasownikach, w końcu powietrze uszło z Unni. Ogarniało ją potworne zmęczenie, już zaczynała zasypiać, gdy nagle, pod wpływem słów Antonia, drgnęła, i usiadła.
– Jordi, jedna rzecz nie daje mi spokoju. Co się stało z tą mapą ze skóry, którą dostałeś od rycerzy? Zginęła?
– Nie – odparł Jordi. – Wciąż ją mam.
– Bogu dzięki! – ucieszył się Antonio. – Gdzie?
Jordi wsunął rękę pod bluzę.
– Nigdy się z nią nie rozstaję. To wyjątkowy dokument.
– Tak. Rozumiem. Czy mógłbym popatrzeć?
Jordi jakby się zawahał, ale trwało to ledwie sekundę lub dwie, po czym wyjął malutki pakunek, rulon właściwie, owinięty zniszczonym papierem. Ostrożnie go rozpakował i podał bratu kawałek ciemnobrązowej skóry.
Ten studiował go uważnie i stwierdził, że to musi rzeczywiście być bardzo stare. Vesla, która się właśnie obudziła, była tego samego zdania.
Unni też chciała obejrzeć zabytek. Jordi podawał jej mapę…
Dziewczyna podskoczyła ze stłumionym okrzykiem i upuściła mapę na podłogę. Jordi natychmiast podjął zgubę i znowu jej podał.
– Co się stało? Oparzyłaś się?
– Nie – Wykrztusiła z przerażeniem na twarzy, rozdygotana. – Nie, to nie to.
– W takim razie, co?
Unni czuła się bardzo źle. Patrzyła na Jordiego, ale zdawała się go nie dostrzegać. On zaś czekał bez słowa, widział, że jest nienaturalnie blada.
– Ja… coś mi się ukazało – wyjąkała.
– No właśnie – potwierdził Antonio. – Unni zawsze się coś ukazuje, ona w ogóle widzi więcej niż zwyczajni ludzie.
– Opowiedz, co to było – polecił Jordi i wziął ją za rękę, zapominając, że jego dłoń jest jak bryłka lodu. Unni natychmiast poczuła chłód pełznący aż do barku, w tej chwili jednak co innego zajmowało jej myśli niż współczucie czy niechęć.
– Nie mogę tego opisać – wykrztusiła na pół z płaczem. – To zbyt potworne. Po prostu nie do wytrzymania. Ja… Nie!
– Owszem, musisz opowiedzieć – powtórzył Jordi z uporem.
Zaciskała rękę na jego dłoni. Raz po raz przełykała ślinę.
– To była młoda dziewczyna. Strasznie młoda. Piętnaście, może szesnaście lat.
Milczała długo, więc Jordi znowu zapytał:
– A jak wyglądała? W co była ubrana?
Te właśnie słowa przeraziły Unni tak bardzo, że wydala z siebie ni to jęk, ni to szloch.
– Skąd mam wiedzieć…
– Nie denerwuj się, Unni – uspokajał ją Jordi. – Nie spiesz się, czasu mamy dość!
Przymknęła oczy. Wszyscy widzieli, że się kuli, jakby wobec czegoś niepojętego, nie do zniesienia.
– To była młoda dziewczyna – zaczęła znowu. – Taka ładna, delikatna, miła. Ale… rysy jej twarzy…
Unni znowu jęknęła:
– Nie mogę!
– Możesz – zaprotestował Antonio, przyszły lekarz; przeciągnął ją na środkowe siedzenie i sam usiadł obok. Nie było to wcale takie proste w ciasnym samolocie. Położył jej ręce na plecach, przemawiał przyjaźnie, ale zdecydowanie:
– Co takiego strasznego było w jej rysach?
– Były bardzo piękne. I zmienione.
– No? – zachęcał Antonio, gdy znów umilkła. – A włosy?
– Ciemne. Wysoko upięte, bardzo ładna fryzura, ozdobiona perłami.
Bracia popatrzyli po sobie.
– A jak była ubrana? – nie dawał za wygraną Antonio. Unni cofnęła się, usunęła z jego objęć, niespokojna, zdenerwowana.
– Skąd mam to wiedzieć? – omal nie krzyknęła.
– A co, widziałaś tylko jej twarz? I głowę?
– Tak. Przecież nic więcej nie było, z wyjątkiem cieknącej krwi! Ta dziewczyna została ścięta!
Unni ukryła twarz na piesi Jordiego i wybuchnęła płaczem.
Wszyscy pozostali siedzieli w milczeniu. Zastanawiali się, co o tym myśleć.
Bracia znowu wymienili spojrzenia i ledwie dostrzegalnie skinęli głowami.
Co my robimy? W co myśmy się wdali? myślała Unni przerażona. Jakie to okrutne tajemnice wyciągamy na dzienne światło? Co to za pięcio – czy sześciowiekowe upiory się ukazują i przerażają nas, niewinnych, supernowoczesnych ludzi końca drugiego tysiąclecia? Dlaczego nie przerwiemy tych poszukiwań, dopóki nie jest za późno, dopóki jeszcze nie stanęliśmy twarzą w twarz z największą makabrą?
Czy nie dość już widzieliśmy?
Jordi odbył długą serię niewytłumaczalnych, okropnych wędrówek z powrotem w miniony czas. Sami rycerze, ci, którzy byli częścią owych zwiadów w przeszłości, mają swoje potworne wspomnienia i wizje.
Za zimno było siedzieć przy Jordim, niechętnie cofnęła się więc, ale złe myśli jej nie opuszczały.
Co takiego kryje się w mrokach przeszłości? Dwie znające się na czarach istoty rzucały na siebie nawzajem przekleństwa, to prawda, ale czy zło czarów musi sięgać tak daleko w przyszłość?
Na czym polega zagadka, której nikt nie zna? Ona sama przecież została zapomniana! Nie, nie tylko przez rycerzy i mnichów, lecz przez całą ludzkość. Jakim cudem więc mamy znaleźć odpowiedź? Odpowiedź na nieznane pytanie? Odpowiedź na nic?
Ciekawe, czy przestępcza banda Leona czegoś nie wie. Czegoś, o czym my nie mamy nawet pojęcia. Ale nie możemy przecież po prostu pójść i ich zapytać!
A może powinniśmy machnąć ręką na to wszystko?
Nie, tak łatwo się nie wykpimy. Życie Jordiego i Mortena zależy od naszego działania. Moje życie również.
Rycerze muszą odzyskać spokój. I tylko my jesteśmy w stanie go im przywrócić.
Ale czy naprawdę?
„Tylko bezgraniczna miłość”.
Co wspólnego z całą sprawą mają te słowa? No tak, ten, kto kocha, i kto jest kochany tak samo bezgranicznie, jest jedynym zdolnym rozwiązać zagadkę. Jaką cholerną zagadkę?
„Vencid Sanctum Officium”. „Zwalczaj Święte Officium”. Czy rycerze byli zwyczajnymi heretykami?
Nie, rozwiązanie nie jest takie proste.
Przybyli z prastarych państw nad Zatoką Biskajską, na północ od Hiszpanii. Teraz są to autonomiczne prowincje kraju, niegdyś jednak były potężnymi królestwami. Chociaż w wieku piętnastym nie. Wtedy pozostała właściwie tylko Nawarra i może jeszcze Vasconia, dzisiaj Kraj Basków. Unni nie pamiętała dobrze, co się stało z pięcioma istniejącymi dawniej królestwami; Antonio jakoś bardzo pospiesznie o nich opowiedział.
Chcę do domu, skarżyła się w duchu.
A zresztą nie chcę. Chcę być z Jordim. Ale do niego zbliżyć się nie można. Chcę poznać to ciepło, które – jestem tego pewna – on posiadał, zanim rycerze mu je odebrali.
Nigdy przedtem żaden człowiek mnie tak nie opętał! Jakim sposobem zdołam go zdobyć?
Sposób istnieje jeden: rozwiązanie zagadki. Tylko wtedy Jordi zostanie uwolniony od tego śmiertelnego chłodu.
Ale co się z nim potem stanie? Czy wróci do dawnego życia, czy też pozostanie raczej po śmiertelnej stronie granicy?
Myśli przygnębiły Unni.
Niezależnie od tego jednak, w jakich rejonach krążyły jej myśli, nie mogła się pozbyć tego widoku, który dopiero co na ułamek sekundy zobaczyła.
A kiedy się go pozbędzie?
Prawdopodobnie nigdy.
2
Ani Pedro, ani Flavia nie mogli ich powitać na lotnisku w Granadzie, ponieważ hiszpańscy współpracownicy Leona ze szczególną uwagą obserwowali tych dwoje.