Выбрать главу

– Nie uważam, żeby Elio był imbecylem – starał się łagodzić Jordi. – Człowiek łatwo zapomina, co niegdyś słyszał. Może dacie mi jakąś podpowiedz.

„Nie wolno nam”.

Jordi zaklął w duchu. Niestety przekleństwo dotarło do rycerzy i wszyscy popatrzyli na niego z wyrzutem, ale temu i owemu zadrżały kąciki warg.

Zaraz jednak znowu rycerze wyprostowali się w siodłach, a ich twarze spoważniały. Don Sebastian de Vasconia wyraził to, co wszyscy myśleli:

„Miejcie się na baczności! Bądźcie ostrożni. Sępy szykują się do strasznego ataku na was”.

– Sępy? Macie na myśli mnichów?

„Oczywiście!”

– Więc oni tutaj są?

„Są tutaj tak samo przepełnieni złą żądzą zniszczenia jak zawsze. Tymczasem jeszcze was nie znaleźli, szukają, węszą gdzie się da, ale jeśli was znajdą, to niech was Bóg ma w swojej opiece!”

Jordi nie uważał, że należy Pana Boga wciągać w te makabryczne rozgrywki, ludzie Kościoła w przeszłości czynili to nader często, a konsekwencje były straszne, ale głośno tego nie powiedział.

– Jak mamy się wystrzegać? – zapytał.

„Ukrywajcie się, jak dotychczas! Don Pedro de Verin y Galicia y Aragón to potężny sojusznik – przekazał mu don Federico de Galicia. My długo mieliśmy z nim powiązania”.

– Czy zostaniecie tutaj?

„Będziemy próbowali was chronić”.

– Ale mnisi nas nie dopadną?

„Nie. Oni nie”.

Po tych złowieszczych słowach rycerze pożegnali się i zniknęli.

Jordi stał jeszcze przez chwilę w piniowym gaju. Wiał lekki wiatr, ciepły, czuć było zbliżające się lato.

On jednak słyszał coś w szumie wiatru, jakąś cichą skargę, zawodzenie, jakby wiatr przeczuwał, co się ma stać, i drżał z tego powodu.

A może skarga wiatru odnosi się do tego, co się niegdyś w tym kraju zdarzyło? Do tego, co sprawiło, że rycerze i mnisi błąkają się po czasach i przestrzeni w bezskutecznym pościgu za tymi, którzy mogliby przeniknąć całą historię i dotrzeć do źródeł? Rycerze dlatego, że pragną raz na zawsze uwolnić się od klątwy. A mnisi dlatego, że bardzo chcą zapobiec takiemu wyzwalającemu zakończeniu.

Jordi przypomniał sobie nagle, że Unni powiedziała tego dnia coś dziwnego. Czego on nie zrozumiał.

Powiedziała mianowicie, że chciałaby porozmawiać z rycerzami. Ale o czym? Ona nie może się z nimi skomunikować. To potrafi tylko Jordi.

Czego Unni może od nich chcieć? Miała taką tajemniczą minę. Tyleż uszczęśliwioną, co pełną oczekiwania, można by powiedzieć samarytanka, która zamierza zrobić dobry uczynek.

Jordi miał wrażenie, że skarga wiatru przybiera na sile aż do bolesnego krzyku jakby ze strachu. Odwrócił się szybko i poszedł w stronę restauracji. Chciał znowu zobaczyć Unni. Musiał ją zobaczyć. Z jego piersi wyrwał się głuchy szloch, jak echo skargi wiatru. Unni… Dlaczego nie może jej mieć?

19

Jordi wszedł do restauracji. Jakiś młody człowiek, otworzywszy usta ze zdumienia, poprowadził go dalej. Jordi nigdy się naprawdę nie dowiedział, jakie wrażenie robi na ludziach. A po spotkaniu z rycerzami jego oczy miały osobliwy blask. Była w nich jakaś dzika, szalona głębia.

– Hej, Jordi! – powitał go Pedro. – Ledwo zdążyliśmy zamówić. Wszyscy to samo, bo Vesla aż się paliła, żeby spróbować paelli.

– Znakomicie – powiedział Jordi.

Unni popatrzyła na niego wzrokiem pytającym i zarazem pełnym podziwu. Przeniknął go gorący dreszcz na widok jej oczu. Uśmiechnął się do niej ciepło i uspokajająco – wszystko poszło dobrze.

Nie była to tak całkiem prawda. Jordi nie chciał jednak nikomu powtarzać ostatnich, ostrzegawczych słów rycerzy. Nie teraz.

Jak zwykle musiał usiąść z dala od Unni, choć tęsknił za tym, by być jak najbliżej niej. Tym razem siedzieli po tej samej stronie stołu, więc nawet nie mógł spoglądać jej w oczy.

Przyniesiono zamówione dania i przez jakiś czas wszyscy jedli w milczeniu.

Señora Navarro zachowywała się tak elegancko jak to tylko możliwe, skoro znalazła się w tak ekskluzywnym towarzystwie. Była jednak w ogóle kobietą elegancką i nie musiała podejmować dodatkowych wysiłków. Elio nie miał może aż takich manier, siedział pochylony nad talerzem, pogrążony w głębokiej zadumie. Powinni byli pewnie wybrać nieco bardziej wyszukane dania dla znajdujących się w towarzystwie Hiszpanów, ale wszyscy chcieli zadowolić Veslę.

W pewnym momencie Pedro odłożył sztućce.

– Może czas już podjąć nasz główny problem… Elio! Dlaczego oni cię ścigają? Teraz nie myślę już o Josém, jego mamy z głowy. Chodzi mi o Leona i Alonza oraz wszystkich ich sługusów. Co takiego ty •wiesz, na czym im tak zależy?

Elio popatrzył na swoją małżonkę, potem znowu na Pedro i wzruszył ramionami.

Ponieważ długo nie odpowiadał, wtrącił się Antonio:

– Musiałeś mieć jakieś podejrzenia. W przeciwnym razie nie zaszyłbyś się tak głęboko.

Jordi zaś dodał:

– To ma coś wspólnego z twoim wujem Santiago, prawda?

– Chyba tak – pisnął Elio cienkim głosem.

– Rycerze powiedzieli mi, bym kazał ci przypomnieć sobie wszystko, co wiesz o Santiago.

Elio patrzył na niego całkiem ogłupiały.

– Dobrze, ale co by to mogło być?

– Zastanów się!

– Santiago wiedział. Mój ojciec powtarzał to zawsze. Ale ja nie wiem, co on wiedział.

– Czy on nic po sobie nie zostawił?

– Nic oprócz tej fotografii.

– A może o czymś ci opowiadał? – spytała Vesla.

Elio podniósł na nią wzrok.

– Santiago rozstał się z życiem czterdzieści pięć lat przed moim urodzeniem.

– Och, naturalnie, przepraszam!

– No, a twój ojciec? – spytał Pedro. – Czy on nigdy nie wspominał o Santiago?

Dosłownie było widać, że mózg Elio pracuje z wielkim wysiłkiem. Bardzo chciał pomóc tym ludziom, którzy usunęli Joségo z drogi jego ukochanej córki Mercedes i którzy chyba potrafią usunąć najgorsze zagrożenie jego rodziny, czyli Alonza i Leona. Spoglądał w górę na piękny żyrandol, jakby tam szukał natchnienia.

Gdzieś dyskretnie dzwonił telefon komórkowy. Pedro oznajmił, że to u niego, przeprosił i odszedł na bok.

Kiedy wrócił, powiedział:

– Elio! Señora Navarro, mam dla państwa wiadomość. Wkrótce przyjedzie tutaj cywilny samochód. Przyjedzie nim Mercedes i mały Pepe, przywiozą też wszystko, co może wam być potrzebne, żeby wyjechać na jakiś czas za granicę.

– Co? – wykrzyknęła señora wzburzona. – Ale…

Pedro jej przerwał:

– Dowiedzieliśmy się, że wasz dom w Granadzie jest obserwowany przez jednego z ludzi Alonza, mieszkającego w pobliżu. Oni z pewnością zaczną was znowu prześladować, żeby się dowiedzieć, gdzie jest Elio. A komisarz policji nie ma dość personelu, żeby was dzień i noc ochraniać. My zaś musimy być pewni, że jesteście bezpieczni, by skoncentrować się na sprawie.

– Ale… – zdążyła jeszcze wykrztusić señora Navarro.

Pedro udał, że tego nie słyszy.

– Policjanci, którzy tu przyjadą, są przekonani, że nikt ich nie widział, kiedy zabierali z domu Mercedes i Pepe razem ze wszystkimi bagażami. Przyjadą tu po was, a potem udacie się na lotnisko. Tam będzie na was czekać moja przyjaciółka, Flavia Cleve, która ulokuje was w swoim domu.

– W Norwegii? – spytała Unni.

– Nie. Norwegia to dla nas niebezpieczny kraj. Leon wszystko tam kontroluje. Nie, rodzina Elia pojedzie do Włoch, gdzie będzie mieszkać w naprawdę komfortowych warunkach.