Выбрать главу

Elio i jego żona słuchali tego przygnębieni, choć chyba też z wyraźną ulgą. Antonio powiedział:

– W takim razie Elio ma godzinę na myślenie.

– Muszę przynieść swoje rzeczy – zaprotestował Elio.

– Załatwimy to, kiedy samochód już tu będzie.

Unni egoistycznie z radością pomyślała, że teraz będzie znacznie więcej miejsca w samochodzie. Było jej przykro, że wszyscy zawsze siadają, a ona jest jakby ponad miarę, zbędna.

– Podsumujmy zatem, do czego doszliśmy – ponaglał Antonio. – Chodziło o to, czy twój ojciec nie powiedział czegoś ważnego na temat Santiago.

– Próbowałem sobie przypomnieć – zaczął Elio z wahaniem. – Ale jedyne, co mi przychodzi do głowy, jest tak śmieszne, że chyba niegodne uwagi.

– Wszystko, co dotyczy Santiago, warte jest uwagi – rzekł Pedro cierpko. – Zapamiętamy, że uznałeś sprawę za głupią. A zatem, zaczynaj!

– Ale ja muszę pomyśleć.

Pedro nalał mu do kieliszka czerwonego wina.

– Czy tak będzie ci się lepiej myślało?

Unni zwróciła uwagę na pewną starszą kobietę, która przyszła do restauracji z dużym szklanym dzbankiem, co najmniej trzylitrowym. Podała dzbanek restauratorowi, ten zaś spokojnie ustawił naczynie pod kranem sporej, stojącej za nim beczki. Działo się to wszystko przy barze, jeszcze zanim Unni i jej przyjaciele znaleźli się na werandzie. Kobieta wzięła swoje wino i zapłaciła. Unni doznała szoku, widząc, że wino, licząc w norweskiej walucie, kosztuje trzy korony. Zastanowię się, czy by nie zamieszkać w Hiszpanii, pomyślała.

Znowu zaczęła słuchać tego, co mówi Elio.

Słowa padały z wolna.

– Kiedy byłem mały, mój ojciec, Enrico, zawsze wieczorami siadywał na brzegu mojego łóżka i opowiadał bajki. Jego ojciec też tak czynił. Siadywał na brzegu łóżka Santiago, a mój ojciec i najmłodszy brat, który miał na imię Emile, słuchali z wytrzeszczonymi oczyma. Od czasu do czasu dziadek mówił bardzo cicho, jakby tylko Santiago miał to słyszeć…

– Oj! – krzyknęła Unni, poprawiając się na krześle. – Zaczynają się chyba imiona jeszcze jednego pokolenia. Jak miał na imię twój dziadek, Elio?

Elio wyprostował się, popatrzył na nią jasnym wzrokiem.

– Mój dziadek nazywał się Felipe Navarro. Ale to on sam określił formę tego nazwiska. W wyniku bowiem jakichś konfliktów w okolicy gdzie mieszkał, zrezygnował z pełnego jego brzmienia. Urodził się jako don Felipe de Escobar y Navarra.

– A więc tu go mamy! – zawołał Antonio uradowany. – Słyszeliśmy już przedtem, że pochodzimy z wysokiego rodu.

Elio potakiwał zarumieniony z zadowolenia.

– Wiele razy zastanawiałem się, czy by nie wrócić do starego nazwiska. Ale mieszkam tak skromnie…

– Mieszkasz wystarczająco elegancko, ale takie nazwisko mogłoby narobić złej krwi, wiesz.

– No tak, wiadomo. Ale jak słyszycie, nie mam za wiele do opowiedzenia o Santiago. Bo to już wszystko.

– Pozostało jeszcze sporo – rzekł Pedro łagodnie. – Masz nam wiele do przekazania. Bajki, które dziadek opowiadał swoim synom.

– Hee? – zapytał Elio z bardzo głupią miną.

– Chcemy usłyszeć bajki twojego dziadka.

– Co? Nie, to przecież zwyczajne opowiastki.

– Nie szkodzi, my chcemy słyszeć to, co ojciec twojego ojca opowiadał swoim trzem synom. Zwłaszcza to, co szeptał Santiago.

Elio sprawiał wrażenie kompletnie zbitego z tropu.

– Ale przecież ja nie mogę tego pamiętać! Muszę pomyśleć.

– To myśl szybko! Samochód przyjedzie już niedługo.

– Czy mógłbym wyjść na dwór? Będzie mi łatwiej.

– Naturalnie! Zresztą my też już właściwie skończyliśmy. Poczekaj na nas na zewnątrz. Uważaj tylko, żeby cię nikt z drogi nie zobaczył. Zaraz przyjdziemy.

Elio wyszedł przygarbiony. Żona patrzyła w ślad za nim zatroskana.

W jakiś czas potem wszyscy siedzieli w cieniu drzewa przy ogrodowym stole. Gęste liście nie dopuszczały do nich upału.

– Starałem się to wszystko jakoś przecedzić – powiedział Elio. – Usunąłem rzeczy, które prawdopodobnie nie mają znaczenia, jak Kopciuszek, Czerwony Kapturek, Sinobrody i tak dalej.

– Znakomicie!

– Ojciec mi mówił, że dziadek miał swoje własne bajki. I to właśnie te staram się sobie przypomnieć.

– Wspaniale!

– No tak, ale to wszystko jest dosyć skomplikowane. Miesza się wiele różnych…

Nikt nie zwrócił uwagi, że Unni usiadła na ławce obok Jordiego. Nikt, prócz Jordiego. Unni zdawała sobie sprawę, że Jordi ma ochotę ją objąć, ale oboje wiedzieli, jakie będą konsekwencje, więc zachowali jednak parucentymetrową odległość między sobą.

Najwyraźniej za małą. Unni marzła, nie chciała się jednak do tego przyznać. Vesla sama to zauważyła i podała jej swoją bluzę.

– Za wiele to ja nie pamiętam – tłumaczył się Elio. – Ale wryły mi się głęboko w pamięć fragmenty pewnej opowieści. To jedna z tych, których Emile i jego brat mieli nie słyszeć, tylko że oni weszli pod łóżko z drugiej strony i podsłuchiwali.

– No i to właśnie chcielibyśmy usłyszeć – ponaglał Pedro.

Unni zamachała ręką.

– Przepraszam, że wciąż przerywam, ale koniecznie muszę zadać ci, Elio, jedno pytanie.

– Proszę bardzo – zgodził się Pedro. – Dotychczas twoje pytania były na ogół inteligentne, a zatem, pytaj!

Unni zawahała się.

– No więc tak, chodzi mi o twego dziadka, Elio. Tego, który się nazywał Felipe i tak dalej, bardzo pięknie. Czy on naprawdę mógł umrzeć w wieku dwudziestu pięciu lat, skoro miał trzech synów na tyle dużych, że mogli słuchać bajek, na dodatek wpełzać potajemnie pod łóżko i podsłuchiwać?

– Rozsądne pytanie – poparł ją Pedro.

Elio uśmiechnął się trochę smutnie.

– Nie, Unni, nie mógł. Bo on był, podobnie jak mój ojciec, i jak obecny tu Antonio, synem numer dwa. To jego starszy brat musiał umrzeć młodo w wyniku złego dziedzictwa. Teraz nie pamiętam, jak się ten brat nazywał, ale wiedziałem.

– Dziękuję, tylko to chciałam sobie wyjaśnić. – Unni znowu usiadła wygodnie.

– Bajka, Elio – nalegał Jordi. – Czekamy na tę bajkę, która najmocniej ci się wryła w pamięć.

– Dobrze. Będę chyba różne rzeczy powtarzał w kółko, ale tak to jest w tej historii. Było tam coś o wielkim, niebezpiecznym lesie. I w tym lesie znajdowała się wysoka góra. A we wnętrzu góry ukryty był skarb. Bardzo, bardzo, bardzo wielki skarb, którego nikt nie mógł odnaleźć i nikt nie mógł zdobyć. I było też coś o kościelnych dzwonach i o mieczu, ale wtedy dziadek odkrył, że malcy podsłuchują, i nie pozwolił im na więcej.

– Ciekawe dlaczego? – zdziwiła się Vesla. – To brzmi jak całkiem zwyczajna bajka. Sądzisz, że twój dziadek ją wymyślił?

– O ile wiem, to tak. Ale…

Spojrzał w górę, na gęste liście, jakby jego wspomnienia tam się właśnie znajdowały. Unni zauważyła jakieś ptaki wielkości drozda, fantastycznie piękne ptaki, podskakujące w trawie, prowadzące swoje wiosenne gry z takim zapałem, że barwne pióropusze lśniły w słońcu. Koncentrowała się jednak wyłącznie na tym, co mówił i robił Elio.

Długo panowała kompletna cisza.

W końcu Elio się ożywił.

– Wybaczcie mi, ale kiedy mówiłem o baśniowym skarbie, przypomniało mi się coś innego, o czym przez te wszystkie lata nie pamiętałem. O czymś, co opowiadał mój ojciec, ale to nie była baśń.

Czekali. Nikt nie odważył się go ponaglać, nikt nie spoglądał na zegarek, choć wszyscy byli trochę niespokojni. Czas szybko uciekał, ale oni musieli dowiedzieć się czegoś więcej.

– Jak wiecie, dom w Granadzie przez wiele pokoleń należał do naszej rodziny. Ale tak naprawdę dom nie pochodzi od linii Navarry, jeden z moich pradziadków wżenił się w tę posiadłość. To on pochodził z Navarry.