Выбрать главу

„Zaraz ich będziemy mieć, bracia! – powiedział, zaciskając wargi. – Tym razem już nam nie umkną!”

Z ponurymi twarzami, zdecydowani i pewni zwycięstwa mnisi stali w świetle latarni niczym czarny mur, tylko twarze mieli białe i głowy ogolone. Zastępowali drogę nadjeżdżającemu samochodowi.

Tylko dwoje z pasażerów, Unni i Jordi, oboje skazani na śmierć przez złe dziedzictwo, widzieli, co się dzieje. Jordi jednak kompletnie ich zlekceważył, po prostu mocniej przycisnął gaz.

Mnisi czekali z triumfującymi minami.

FLUMMM – zaszumiał samochód i już był za nimi.

„Oni przez nas przejechali” – zawołał jeden z mnichów oburzony.

Inni nie znajdowali słów.

Żaden nie zdołał ruszyć w szaleńczy pościg.

W samochodzie natomiast siedziała Unni i rozcierała ręce, żeby je rozgrzać. Dygotała po nieprzyjemnym przeżyciu. Elio i Pedro również.

– Co to było? – dopytywał się Elio, który niczego nie widział. – Nagle miałem takie uczucie, jakby mnie dusiła czyjaś niewidzialna ręka.

– Ja odczuwałem dokładnie to samo – potwierdził Pedro. – Jakby samo zło weszło do samochodu. Na szczęście to bardzo szybko minęło.

Elio był niezmiernie dumny, że on i Pedro doznali takich samych przeżyć, a on potrafił to właściwie wyrazić. W sposób, który Pedro potwierdził.

– To byli mnisi – oznajmił Jordi sucho. – Próbowali nas złapać. Dzięki samochodowi uniknęliśmy najgorszego, ale nie podoba mi się, że oni tutaj są, że nas znaleźli.

Unni leżała w łożu z baldachimem, jedwabne falbanki zdobiły jego brzegi. Wspomnienie spotkania z mnichami budziło w niej wstręt.

Ci mnisi wszystko dodatkowo komplikują. Czy nie dość już tego, że Alonzo i jego banda depczą nam po piętach?

Ani ona, ani jej przyjaciele nie wiedzieli, że Leon i Emma przyjechali do Hiszpanii, i że również oni ich szukają coraz bardziej zdenerwowani, w coraz większym stresie.

Unni myślała o tym, co powiedział Jordi. Że rycerze ostrzegali go przed mnichami, którzy podobno szykują coś okropnego.

Uśmiech rozjaśnił jej twarz, w piersi narastało rozbawienie:

Ciekawe, jak się czuli mnisi, kiedy nowoczesny samochód ich tak zlekceważył? Czy pootwierali usta ze zdumienia i oburzeni przestępowali z nogi na nogę?

Miała nadzieję, że tak właśnie było.

21

Następnego ranka spali do późna. Uważali, że zasłużyli sobie na to. Zresztą zmęczenie też dawało im się we znaki, dzień wczorajszy był bardzo długi, wymagający i bogaty w wydarzenia. A na dodatek odbyli meczącą podróż.

Poza tym rozkosznie było spać w takich luksusowych warunkach.

Wyruszyli w dalszą drogę dopiero, gdy słońce osiągnęło najwyższą pozycję na niebie, a samochód w ogóle nie rzucał cienia. Skierowali się na północny wschód, ku Saragossie. Wykąpani, wyświeżeni, najedzeni i gotowi na spotkanie nowych przygód.

– Czuję się dzisiaj niezwykle dziarski – powiedział Pedro ze zdumieniem w głosie. – Niemal jak w dawnych czasach.

Unni przyjrzała się ukradkiem jego dłoniom. No i patrzcie! Paznokcie nie są już takie sine, a opuszki palców chorobliwie białe. W oczach Pedra było życie, a twarz wyglądała znacznie zdrowiej niż kiedykolwiek przedtem.

Unni popatrzyła jeszcze na jego uszy. Lekki obrzęk wskazujący na kłopoty z krążeniem i złą pracę serca ustąpił. Unni westchnęła cicho, z wielką ulgą.

Wciąż jeszcze nie miała odwagi w to wierzyć, ale jeśli dalej też tak będzie, to musi podziękować rycerzom.

No i, jeśli Pedro zostanie uzdrowiony, to może ona spędzi z Jordim te darowane pół godziny i nie nabawi się odmrożeń. Będą mogli się obejmować i przytulać, może nawet całować jak należy, szeptać te wszystkie miłosne wyznania, które w obojgu płoną… Chodzi tylko o to, by owe pół godziny dobrze zaplanować.

Ale potem?

Głęboki smutek ogarnął Unni.

Z pełnych goryczy rozmyślań wyrwał ją głos Elia.

– Ja myślałem – oznajmił i Unni ledwo się powstrzymała, żeby nie zawołać „Gratuluję!”. – Ja myślałem długo o tym imieniu. To znaczy o imieniu starszego brata mego dziadka. Tego dotkniętego przekleństwem.

– No i co? – zapytał Jordi. – Gdybyś sobie przypomniał, to by to było dla nas bardzo ważne. Staramy się wypełnić nasze drzewo genealogiczne najlepiej jak można. Wyjaśnić wszystkie pokrewieństwa z przeszłości.

– Nie sądzę, żeby to było absolutnie konieczne – wtrącił Pedro. – Ty, Jordi, masz przecież kontakt z rycerzami. Może jednak mimo wszystko? Może ktoś, w jakimś pokoleniu wiedział coś więcej? No i co, Elio? Przypomniałeś sobie to imię?

– Prawie. To się zaczynało jakoś tak jak Crist… Cristóbal, Cristófol albo podobnie. Przez cały czas jednak nie opuszcza mnie poczucie, że coś jest nie tak.

– Ale dlaczego? – spytał Pedro. – Czy twój dziadek nie był bratem numer dwa?

– Był, ale… Że też człowiek może mieć taką marną pamięć.

– Moim zdaniem nie jest z tobą tak źle – pocieszał go Jordi.

Unni próbowała mu pomagać.

– Może Christoffer? Jak Kolumb?

Elio odwrócił się ku niej.

– Po hiszpańsku on się nazywa Cristóbal Colón. Nie, to jest coś innego…

Elio znowu pogrążył się w rozmyślaniach.

– Ty czegoś nie wiesz na temat ojca twojego dziadka, prawda? – spytała Unni, próbując jakoś sobie zająć czas podróży. To było jej ulubione zajęcie podczas wszystkich podróży, które ostatnio odbywali – starała się wiązać teraźniejszość z przeszłością, by łatwiej znaleźć odpowiedź na wszystkie aktualne problemy.

Elio potrząsnął głową. Prawie słyszeli, jak natęża umysł i stara się uruchomić swoją pamięć.

Przez dłuższą chwilę jechali w milczeniu. Jordi był dobrym kierowcą, trzeba też przyznać, że hiszpańskie drogi są znakomite, momentami zdawało się, że samochód płynie ponad ziemią.

– Ze też ja muszę być ostatnim, który został przy życiu – poskarżył się nagle Elio.

– Nie masz już ani braci, ani sióstr? – spytał Jordi.

– Nie, ja…

Zamilkł.

– Co takiego, Elio?

– Powiedziałeś sióstr… Siostra, Madre de Diós, do jakiego stopnia głupim można być?

– No teraz będziesz musiał wytłumaczyć dokładniej.

– Starszy brat dziadka Felipe nie był żadnym bratem. Ona miała na imię Cristina!

– No, w końcu jakaś nieszczęsna kobieta, która musiała umrzeć młodo – zauważyła Unni. – Mam nadzieję, że nie cierpiała. Nie, wiecie co? Naprawdę musimy przełamać to przekleństwo!

Jordi się uśmiechnął.

– Czy właśnie nie o to się staramy ze wszystkich sił?

– Tak jest, ale teraz odczuwam jeszcze większą wolę walki. Musimy to nareszcie doprowadzić do końca! Zarówno ze względu na ciebie, jak i ewentualne dzieci Antonia, nie mówiąc już o mnie samej…

Przed nimi ukazała się długo wypatrywana stacja benzynowa. Jordi skręcił, żeby zatankować. Unni wysiadła rozprostować nogi. Podeszła do Jordiego i powiedziała cicho:

– Czy też widzisz, że Pedro jest zdrowy?

– Zwróciłem na to uwagę – mruknął w odpowiedzi. – Żeby tylko to było trwałe! Mam nadzieję, że w jego przypadku nie będzie to też tylko pół godziny.

Jego słowa przeraziły Unni. Postanowiła uważnie obserwować Pedra przez cały dzień. O Boże, nie zniosłaby nawrotu choroby!

– Cudownie jest tak podróżować – stwierdził Jordi. – Latając samolotami nigdy byśmy nie zobaczyli takiej wspaniałej Hiszpanii.

– No właśnie – odrzekła nie bardzo przytomnie, bo oto wpadła jej do głowy pewna myśl. Przypomniało jej się mianowicie, co kiedyś powiedziała Emma: „Czy mężczyzna wkładający końcówkę węża od dystrybutora benzyny do baku nie wygląda szalenie seksownie?” I oczy jej się wtedy zaszkliły jakoś tak wstrętnie.