Выбрать главу

Wtedy Unni nie widziała w tym nic seksownego, a uwaga była typowa dla Emmy. Teraz jednak, kiedy patrzyła na Jordiego, nabierającego benzynę, przypomniała sobie te słowa, przeniknął ją rozkoszny dreszcz. Nie z powodu tego, co widziała, tylko ze względu na skojarzenia, jakie w niej wywołały słowa Emmy.

Ta myśl prześladowała ją w dalszej podróży.

Była wstrząśnięta, uświadomiła sobie, jaka jest niewinna w swoim stosunku do swojego bohatera Jordiego. Oczywiście w różnych marzeniach i fantazjach zastanawiała się czasami, jak on jest zbudowany pod tym swoim prostym ubraniem, ale był dla niej kimś tak niezwykłym, tak nieziemskim bohaterem właśnie, raczej aniołem stróżem i rycerzem na białym koniu niż normalnym człowiekiem.

Teraz dotarło do niej z całą mocą, że Jordi jest też mężczyzną. I to bardzo przystojnym mężczyzną.

Jestem szalona, szalona, myślała. Kochać lodowato zimnego, naznaczonego śmiercią raczej cienia niż człowieka, to jedna sprawa. Ale marzyć o tym, żeby przeżywać z nim coś więcej, to naprawdę szaleństwo!

Na szczęście jej zmysłowe napięcie zostało przerwane przez Pedra. Powoli się uspokajała, słuchając, jak on mówi do Elia:

– Czas już chyba, żebyś nam wyjaśnił bliżej, gdzie się znajduje owa posiadłość rodu.

– Otóż to – bąknął Elio z przedniego siedzenia. – Tak właśnie myślę przez cały czas. Próbuję coś odtworzyć w pamięci.

W samochodzie zrobiło się cicho. Wszyscy chcieli, by Elio mógł się zastanawiać w spokoju.

Unni i Jordi ustalili, że nic na razie nie powiedzą Pedrowi o pomocy rycerzy. Chcieli się przekonać, czy poprawa jego stanu zdrowia się utrzyma. Na szczęście on wciąż był zadowolony, ożywiony i poczucie humoru mu dopisywało. Zmiana była taka wyraźna, że nawet Elio dostrzegł różnicę.

Zauważali teraz, że zbliżają się do Pirenejów. Pojawiały się pierwsze górskie masywy, wznosili się nieustannie w górę, choć oczywiście raz pokonywali stromizny, a po chwili zjeżdżali w doliny, w sumie jednak byli coraz wyżej i krajobraz się zmieniał. Pedro postanowił, że nie powinno się tracić czasu na podróżowanie do Saragossy w Aragonii, ale trzeba pojechać na skróty, prosto ku granicom Nawarry. Drogi były tu wprawdzie gorsze, ale mogli jechać przez wsie i miasteczka, a to wszystkim odpowiadało.

Unni zwróciła uwagę, jak bardzo zmienia się styl architektury w miarę, jak się posuwają ku północy. Niemal niezauważalne białe wioski Południa były zastępowane przez skupiska starszych, szarobrunatnych domostw, zawsze ze strzelającą w niebo kościelną wieżą. Albo z zamczyskiem na szczytach wzgórz. Domy budowano w nieco solidniejszym stylu niż w Andaluzji. Były cięższe i jakby trochę ponure. Ale też piękne. Unni rozkoszowała się widokami.

Kiedy znaleźli się znowu na głównej drodze państwowej, tuż przed miejscowością Tudelo, Elio doznał rozjaśnienia pamięci.

– Teraz, kiedy patrzę na te zamki, przypominam sobie coś, o czym opowiadał ojciec. Że mijali po drodze jakiś upiorny widok. Wioskę z kościołem i ruinami starego zamczyska, wznoszącymi się wysoko na skałach i wyglądającymi, jakby wszystko pochodziło z innego świata… no, jakby z bajki o czarownikach. Wieś miała dziwną nazwę. Coś jakby akk i ve, oi i… uff, sam już nie wiem.

– Aha! – zawołał Pedro. – Ujné (wymawia się Ohoe). – Tak, z daleka może to przypominać miasteczko duchów. Unni, poproszę twoją wspaniałą mapę.

Unni z wielką dumą podała mapę, jakiej nikt nie miał. Pedro przeglądał ją dosyć długo, a potem rozłożył stosowny arkusz.

– Tutaj mamy tę miejscowość – oznajmił zadowolony. – Jordi, musimy przed Tudelo skręcić na Pampelunę, dzięki temu znajdziemy się na bocznej drodze.

– Czy teraz już jesteśmy na terytorium Nawarry? – spytała Unni.

– Tak jest. I to od jakiegoś czasu.

– No i jak, Jordi? – spytała Unni odrobinę zaczepnie. – Czujesz, że jesteś w domu?

– Bezsprzecznie – odparł ze śmiechem.

Popatrzyła na jego ręce, trzymające kierownicę. Były silne, pocięte żyłami. Znowu przeniknął ją ten dotychczas nieznany słodki dreszcz.

– Przypominasz sobie coś więcej, Elio? – chciał wiedzieć Pedro.

– Nic ponadto, że krajobraz był tam raczej dziki oraz że posiadłość leżała dość wysoko, przed nią zaś rozciągała się równina. Tak mówił ojciec. On mówił jeszcze, że… Ech, jak to było? Że domostwo było nieco samotne. Można bowiem przypuszczać, że taka wielka posiadłość będzie otoczona mnóstwem mniejszych domów i gospodarstw, ale ojciec mówił, że nic podobnego. I las coraz bardziej zbliżał się do siedziby. No ale od tamtej pory minęło mnóstwo czasu.

– Były to lata siedemdziesiąte dziewiętnastego wieku – wtrącił Jordi. – To rzeczywiście trochę czasu. I mówiłeś, że mieszkał tam przedtem ktoś inny, prawda?

– Tak, ten który później na nas napadł, bo chciał majątek odzyskać siłą. On zginął, jak mówiłem, a jego syn, Emile, był wychowywany przez dziadka Felipe i później uciekł. Nikt nie wiedział dokąd.

– To znaczy, że po tych wszystkich wydarzeniach posiadłość była pozbawiona właściciela?

– Szczerze mówiąc, nie wiem. Ojciec jej nie chciał, ponieważ zabił tam ojca Emile. Nie, nic więcej nie wiem.

– A nie wiesz przypadkiem, jakie nazwisko nosił Emile?

– Pojęcia nie mam. To się przecież działo na długo przed moim urodzeniem.

– Oczywiście! No, cóż, i tak sporo nam pomogłeś – powiedział Pedro i Elio odetchnął uszczęśliwiony.

Ponieważ wyruszyli w drogę po południu, postanowili, że nie będą przed nocą szukać posiadłości, i Pedro znowu wszystkich zaskoczył. Zafundował mianowicie całemu towarzystwu nocleg w parador w miasteczku Olite. Parador to są stare zamki, pałace i inne znamienite budowle, które Hiszpanie przekształcili w hotele dla zamożnych turystów. Parador w Olite to stary zamek, który był siedzibą władców Nawarry. Zamek leży pośrodku miasteczka i rozciąga się z niego wspaniały widok na równinę.

Unni chodziła po urządzonych w średniowiecznym stylu salach zamczyska i z przejęcia prawie nie mogła oddychać. Pedro zaprosił ich na obiad, ale zostało jeszcze trochę czasu, mogła się więc rozejrzeć.

W jednej z sal doznała szoku. To prawda, że szukała Jordiego, ale nie przyszłoby jej do głowy, że zastanie go pogrążonego w „rozmowie” z jednym z rycerzy. 2 własnym przodkiem, młodym don Ramiro de Navarra.

Rycerz zauważył Unni, wobec tego ukłonił się uprzejmie i zniknął.

– Jordi, przepraszam… – pisnęła. – Ja nie wiedziałam…

– Nic nie szkodzi, już skończyliśmy – odparł łagodnie.

– A wolno zapytać, o czym rozmawialiście? Choć może rozmawialiście, to nie za bardzo odpowiednie słowo.

– Oczywiście, że możesz. To żadna tajemnica. On się pojawił nieoczekiwanie, a ja zapytałem, czy tu mieszkał. „Służyłem” odpowiedział mi. „Jako rycerz”. Poprosiłem go o pomoc w odnalezieniu posiadłości, którą, jak się okazało, dobrze zna. Otrzymałem dokładny opis drogi.

– To wspaniale! – zawołała. – Dzięki temu nie będziemy musieli rozpytywać, ani szukać na własną rękę.

– Tak – zgodził się Jordi, ale nie sprawiał wrażenia specjalnie zadowolonego. Twarz miał ponurą. – On mnie ostrzegł, że mnisi coś szykują. Rycerze jednak będą z nami. Unni… on wyraził pewne pragnienie.

– Tak? – spytała, czując, że serce podchodzi jej do gardła.

– Chce, żebyś dziś wieczorem jeszcze raz przeszła przez senny koszmar.

– Tak myślałam – wykrztusiła żałośnie. – A nie powiedział, że jest z nas dumny?