Выбрать главу

Wciąż nie opuszczał jej niepokój. Coś było nie tak jak trzeba, coś szło źle!

– Jordi, ogarnia mnie jakiś dziwny stan, wszystko jest zamazane jak we mgle, wyczuwam coś niespokojnego, spłoszonego, jakby poszukującego, a może ścigającego… – Z gardła dziewczyny wydobył się szloch. – Wiatr, wiatr skarży się tak żałośnie. Skąd się ten wiatr bierze?

Jordi natychmiast wstał i wyjął mapę spod poduszki.

– Poczekamy, aż zaśniesz, i dopiero wtedy włożę skórę na miejsce.

– Dziękuję ci – Unni odetchnęła z ulgą. – Teraz czuję się lepiej. Zupełnie nie pojmuję, jak mogłam słyszeć tutaj skargę wiatru. W pokoju hotelowym przecież nie wieje. Na dworze zresztą też nie!

Jordi przyjrzał jej się uważnie, zanim zapytał:

– Widziałaś coś?

– Nie, ale bardzo się bałam, że zobaczę. Miałam wrażenie, że we mgle coś się do mnie zbliża. Coś, co szuka… mnie.

Żadne nie powiedziało głośno tego, o czym oboje myśleli, że mianowicie działanie magicznej mapy byłoby znacznie silniejsze, gdyby Unni trzymała ją w ręce i nie spała. To by jednak było zbyt wielkim obciążeniem dla jej psychiki, Jordi też się tego domyślał. Tamta wizja, a właściwie błysk wizji w samolocie, był wystarczająco straszny.

W jego ciemnych oczach Unni wyraźnie widziała szczere zatroskanie. Wiedziała, że niechętnie naraża ją na te przeżycia, ale że to jedyny sposób, by dowiedzieć się czegoś więcej na temat zagadki.

Uśmiechnęła się do niego, jakby chciała dodać mu odwagi, potem powiedziała dobranoc i skuliła się na posłaniu.

Naszła ją, nieco spóźniona, trzeba powiedzieć, chęć przeciągnięcia się, spojrzała jeszcze na Jordiego i spytała:

– A czy nie będziemy szukać Elia?

– Jutro o tym porozmawiamy – odparł. – Vesla miała rację, że wymagamy od ciebie za wiele, zwłaszcza teraz, kiedy jesteś taka zmęczona po wszystkich okropnych przeżyciach i po długich podróżach ostatnich dni, ale czy nie lepiej mieć to już za sobą? Nie będziesz musiała się więcej niepokoić, że czeka cię coś nieprzyjemnego.

– Tak – odpowiedziała trochę niepewnie. – Oczywiście. Dobranoc!

Jordi usiadł i patrzył na nią zmartwiony. Nie będzie to chyba dla ciebie zbyt przyjemna noc, dziecko drogie. Ale, mój Boże, jak ja cię kocham za tę twoją odwagę!

A gdybyś wiedziała, jak bardzo cię kocham, to byś się pewnie nie odważyła przebywać tak blisko mnie.

A może właśnie dlatego byś chciała? Bo może tęsknota jest równie silna w nas obojgu?

Tak bardzo bym chciał w to wierzyć.

3

Unni przeżywała koszmar ludzi walczących z bezsennością. Odbywa się to tak: Człowiek czuje, że ciało się rozluźnia, umysł uspokaja i sen nadchodzi. Wtedy coś się w nieszczęśniku zaciska i zaczyna myśleć: sen się zbliża, muszę się w nim pogrążyć. Nie mogę pozwolić, żeby senność się ulotniła. Powinienem się odprężyć. Muszę przestać myśleć!

No i robi coś najgorszego, mianowicie leży i czeka. Czeka i czeka. W końcu senność zmienia się w czuwanie i koniec. Będzie się tak leżeć bezsennie w ciągu wielu bezsensownych godzin. Umysł bowiem jest zbyt zmęczony, by produkować coś pożytecznego, człowiek boi się wstać, bo wtedy to już na pewno zniknie cenna senność, człowiek leży więc, a w głowie krążą jakieś beznadziejne myśli.

Unni znalazła się na takiej właśnie karuzeli. Nie mogę zasnąć, nie mogę zasnąć, co począć, żeby sobie jakoś z tym poradzić? W końcu jednak tabletka zwyciężyła, a ponieważ Unni nie przywykła do środków nasennych, to mimo oporu, jaki stawiał jej umysł, zapadła w drzemkę, która z wolna przeszła w sen.

Jordi wstał i pochylił się nad nią. Nieskończenie ostrożnie, z troską i czułością, wsunął kawałek skóry pod poduszkę, stroną, na której znajdowała się mapa, ku górze. Potem delikatnie pogłaskał Unni po włosach, które odrosły na tyle, że układały się miękko na głowie; nie było już nastroszonej czupryny. Wolno cofał rękę z pełnym miłości uśmiechem na wargach.

Unni przeżywała to wszystko na swój sposób. Sen bowiem może trwać kilka sekund, lecz dla śniącego jest to długa sekwencja wydarzeń. W tych paru sekundach może się zmieścić cały dramat.

Najważniejszym doznaniem był, oczywiście, chłód. Poprzez zamknięte, uśpione powieki widziała, co się obok niej dzieje. Dostrzegała, że Jordi pochyla się nad nią, a widziała wszystko dokładnie w chwili, gdy robił to w rzeczywistości.

Ale, mój Boże, ile jej spragnione zmysły były w stanie zarejestrować!

Widziała go jako olbrzymią, mieniącą się niebieskawo lodową istotę zarówno nad sobą, jak i wokół siebie. Owa istota nie miała konturów, nie miała zdecydowanej formy, to bardziej aura przesyconego erotyzmem chłodu otaczała śpiącą dziewczynę, przesuwała się ponad nią, dopóki nad Unni pochylały się oczy Jordiego pod czarnymi jak węgiel rzęsami. Teraz jednak te oczy nie były ciemne jak w rzeczywistości, były klarowne, jakby przezroczyste, zielonkawoniebieskie. I poważne, niemal surowe. Kryło się w nich wielkie pożądanie, pragnienie, by wziąć ją w posiadanie, i Unni odczuwała drżenie w całym ciele. Nawet ten mróz sprawiał jej rozkosz, jakby się rozpływał w jej własnym gorącu. Teraz poczuła jego ręce pod swoimi plecami (to w momencie, kiedy Jordi wsunął rękę pod poduszkę, lecz zmysły Unni odbierały to inaczej), czuła, że on ją obejmuje. Wydawało jej się, że jest naga, i westchnęła leciutko, kiedy owa niezwykła lodowa istota pochyliła się nad nią i zdawała się ją przygniatać swoim jakby pozbawionym substancji ciałem.

I zaraz potem odpłynął od niej. Unni krzyknęła bezgłośnie, by go zatrzymać, ale on roztopił się w niebieskawej mgle i wszelki chłód zniknął. Zmiana była tak wielka, jakby Unni nagle znalazła się w podgrzewanym basenie, kołysana przyjemną, ciepłą wodą.

Przez krótką chwilę.

Bo niebawem woda zniknęła. Zniknęło wszystko, co przyjemne, i została kompletnie sama w tym obcym świecie. Nigdzie żadnego Jordiego, nigdzie nikogo. Wolno, podstępnie znowu osaczał ją lęk.

Jordi się dziwił. Dziwił się łagodnemu uśmiechowi, który błąkał się po twarzy śpiącej dziewczyny, kiedy on pochylony nad nią starał się włożyć mapę pod poduszkę. Było w tym uśmiechu coś zmysłowego, a zarazem ogromny spokój i zadowolenie, jakby w oczekiwaniu na wielką przyjemność.

Kiedy wrócił na swoje miejsce, uśmiech na twarzy śpiącej zgasł.

Teraz jej twarz była pozbawiona wyrazu.

Jordi nie spuszczał z niej wzroku, ale powoli pogrążał się we własnych myślach.

Myślał o tym, że jego miłość do Unni jest z każdym dniem silniejsza, ale nigdy nie była bardziej szczera niż teraz, kiedy Unni leży taka bezbronna, zdana na jego opiekę. Tylko jak on potrafi ją obronić przed czymś, co może już teraz wypływa z kawałka starej skóry i przenika mózg dziewczyny?

I co właściwie zrobił tej istocie, która jest dla niego kimś najdroższym na świecie? Najpierw próbował połączyć ją z Mortenem, Boże, jak mógł być taki głupi? A teraz? Teraz nikt nie wie, czym to się może skończyć.

Siedział tak i czuł, że samotność boleśnie rozrasta się w jego piersi. Wielkie szpony drapieżnego ptaka drą ciało aż do kości, szpony strachu i bólu, trudnej do zniesienia izolacji…

Owa wewnętrzna samotność, którą każdy człowiek w sobie nosi, samotność, którą odczuwa się nawet w gronie wesołych przyjaciół, zawsze u Jordiego była wyjątkowo silna. Od dzieciństwa pustoszyła jego serce i sprawiała dotkliwy ból. Za wszelką cenę chciał się jej pozbyć, bo odbierała mu całą radość i wolę życia, tak niezbędną, by mógł chronić młodszego brata Antonia, pomagać mu, a później pomagać również Mortenowi i teraz Unni. Ale wewnętrzny smutek, poszukiwanie bratniej duszy, która potrafiłaby zrozumieć i współczuć, trwał w nim zawsze. Nigdy nie potrafił się od niego uwolnić.