Выбрать главу

Nieszczęsne dzieci, bo przecież skazańcy byli tylko dziećmi, biegały tam i z powrotem, ścigane przez czarnych mnichów. W końcu zbiedzy zostali zatrzymani przez żołnierzy i tłum gapiów, który gęstniał coraz bardziej.

Ptaki, pomyślała Unni. Gdzie ja to przedtem widziałam? Para małych gili, ścigana przez czarne gawrony?

Nie była w stanie myśleć.

Tak więc dzieci zostały pojmane.

Wizja zniknęła.

Już nic więcej, błagam. Unni zaniosła się szlochem, nad tymi dwojgiem, i nad sobą. Nie mogła dłużej patrzeć na nic więcej.

Ale, oczywiście, pojawiła się kolejna wizja. Tym razem zupełnie odmienna.

Unni znajdowała się gdzie indziej, Bogu dzięki już nie na tym strasznym klasztornym dziedzińcu.

Była noc, upiorny księżyc rozjaśniał zbocze pod tą jakąś twierdzą czy też klasztorem, w którym dopiero co była. Widziała paskudny rów na odpadki, które wyrzucano z góry, psy i nędzarze grzebali w śmieciach, walcząc ze sobą o nędzne resztki.

– Nie! – Unni jęknęła boleśnie i przesłoniła ręką usta. Zobaczyła dwie kobiety, które wściekle sobie nawzajem wymyślały. Jedna włożyła na siebie zakrwawioną suknię tamtej młodej dziewczyny, druga próbowała zrywać perły, którymi suknia była wyszywana. Unni zbierało się na wymioty. Na śmietniku trwała jeszcze jedna walka, nie chciała patrzeć w tę stronę, ale jej oczy zostały do tego zmuszone.

Nagle wszyscy jakby zastygli na moment, a potem ruszyli, każdy w swoją stronę. Rozpierzchli się niczym spłoszone kury.

Sześciu rycerzy zsiadło z koni.

– Rycerze! – wrzasnęła Unni. – Jestem tutaj!

Ale, rzecz jasna, nikt jej nie słyszał. Przybyła z innego czasu, pochodziła z innego wymiaru.

Szósty jeździec był kobietą, bardzo przystojną kobietą, stwierdziła Unni, choć odległość okazała się trochę zbyt duża, by mogła rozróżnić szczegóły.

Nowa nadzieja pojawiła się tylko na krótką chwilę. Unni widziała, że rycerze ulokowali na dwóch swoich koniach dwa szczelnie zawinięte martwe ciała. I, chociaż starała się patrzeć w bok, widziała dwa okrągłe, przesiąknięte krwią tobołki przytroczone do trzeciego konia.

– Nie – szlochała Unni. – To się nie mogło stać!

Rycerze traktowali swój krwawy bagaż z największym respektem i ostrożnością. Dosiedli koni i ruszyli w stronę Unni. Kiedy ją mijali, nie widząc, że się tutaj znajduje, dostrzegła łzy w oczach najmłodszego jeźdźca. Twarze pozostałych były poważne, głęboko poruszone, ale też tliła się w nich nienawiść.

Kiedy kobieta przejeżdżała obok, Unni przyjrzała jej się uważnie. Nie była to już osoba bardzo młoda, ale piękna, ubrana w czerń zdobioną złotem. Uważne oczy szukały, omiotła wzrokiem miejsce, gdzie znajdowała się Unni, jakby coś zauważyła. Ona wyczuwa moją obecność, pomyślała Unni wstrząśnięta. Ta kobieta jest silna! Niezmiernie silna! Jakim sposobem może zajrzeć w przyszłość, i to odległą o pięć wieków? Jak mogła wiedzieć, że przyjdzie taki czas, kiedy ja będę tu stać?

Przejechali. Unni spoglądała w ślad za nimi. Z tym nie było problemu, przenosiła się swobodnie w czasie i przestrzeni.

Księżyc świecił ponad wymarłą równiną, Unni nie chciała kolejnej zmiany sytuacji, chciała dowiedzieć się czegoś więcej. A więc to są rycerze, czyli jej przyjaciele. Jeden z tych ludzi jest jej przodkiem…

Jechali tacy cisi, pełni smutku. To orszak żałobny. Unni była wstrząśnięta, głęboko wstrząśnięta, łzy spływały jej po policzkach, szlochała głośno. Wiedziała przecież, że rycerze nie mogą jej słyszeć. Ale czyżby mimo wszystko…? Dotarło do niej wołanie, czyjś głos: Unni! Unni! Kto to wzywa ją po imieniu? Kto ją tutaj zna? Była kompletnie zdezorientowana.

– Obudź się, Unni! To cię za bardzo męczy!

Równina zniknęła. Żałobny orszak rycerzy rozpłynął się w powietrzu, Unni dygotała z zimna. Próbowała wyrwać się z głębokiego snu. Jordi trzymał ją za barki i potrząsał, dopóki się całkiem nie obudziła.

Ręce Jordiego. Jego lodowy pancerz. Ech, dlaczego miałaby się tym przejmować. Przytuliła się do niego, czuła obejmujące ją ramiona i wybuchnęła rozpaczliwym płaczem, starała się wypłakać cały żal nad losem tamtych dwojga młodych.

5

– Dziecko drogie, coś ty właściwie przeżyła?

– Nie powinieneś był mnie budzić właśnie teraz, Jordi! Śledziłam rycerzy. Mogłam dowiedzieć się czegoś więcej o ich zagadce.

– Wielka szkoda, ale musiałem to zrobić. Za bardzo cierpiałaś. Chciałem zrobić to już wcześniej, ale zwlekałem jak długo można. Teraz już było z tobą źle.

Unni przytaknęła. Nagle zesztywniała.

– Mam nadzieję, że wyjąłeś skórę? Zabierz natychmiast tę potworną skórzaną mapę!

Jordi wydobył mapę spod jej poduszki i odrzucił w kąt pokoju. Unni na moment odetchnęła.

– O, Jordi, biedne dzieci!

– Jakie dzieci?

Uniosła głowę i popatrzyła na niego ze łzami w oczach.

– No przecież wiesz! Nie, no skąd miałbyś wiedzieć.

– A nie mogłabyś opowiedzieć mi wszystkiego od początku?

– Oczywiście! Tylko muszę się najpierw trochę ogarnąć. Może Antonio i Vesla też powinni posłuchać?

– Oboje śpią głęboko. Ale zaczekaj, nagram twoje opowiadanie na taśmę, Antonio pożyczył mi stary magnetofon. Masz tu chusteczkę, wytrzyj sobie nos i zaraz opowiadaj, dopóki masz jeszcze wszystko świeżo w pamięci. Mogę się położyć na łóżku, czy jestem dla ciebie za zimny?

– Nie przejmuj się zimnem! Potrzebuję twojej bliskości. Straszliwie!

Jordi zdjął sandały i wyciągnął się na swojej połowie łóżka. Kołdrę ułożyli bardzo przyzwoicie między sobą, a Jordi wsunął Unni ramię pod głowę, bo zdawało mu się, że ona tego pragnie.

– Zaczynaj, Unni! Magnetofon jest włączony.

– Dobrze. Mnóstwo spraw mi się wyjaśniło podczas tego snu. Na przykład to, że znajdowałam się w innym wymiarze, niż jestem teraz. Poza tym wiem, że skórzana mapa na pewno jest własnością rycerzy. Mnisi nie mają z nią nic wspólnego. I widziałam trzynastu mnichów. To się zgadza. Jeden z nich został później unicestwiony przez Urracę, drugi przez ciebie.

Jordi potakiwał. Rozumiał, że Unni chce przekazać mu swoje drobne obserwacje najpierw, dopóki wszystko dobrze pamięta.

– Uzyskałam też wyjaśnienie tego wołania „Pomóż nam, bo idziemy na śmierć!”, które kiedyś słyszałam we śnie. I ptaki! Mówiłam ci o nich. Pamiętasz te gile, które były prześladowane przez wielkie czarne gawrony? To tych dwoje młodych, ci, o których rycerze mówili „nasze najdroższe skarby” czy jakoś tak, nie pamiętam dokładnie słów. Bo czarni mnisi ścigali ich w moich wizjach. No i Jordi, ja widziałam samą Urracę, czarownicę! Była niebezpiecznie piękna i obdarzona taką siłą, że prawie mnie widziała!

– Uff!

– Nie, to nic złego, ona była przecież po stronie dobra. Czyli po naszej, musisz o tym pamiętać.

Potem Unni opowiedziała o wszystkim, co widziała. Była to bardzo męcząca opowieść, musiała ponownie odtworzyć wydarzenia, o których najchętniej by zapomniała. Jordi cierpiał razem z nią, ale niestety, mus to mus.

Nie zauważył, że w miarę upływu czasu Unni coraz wolniej wypowiada słowa. Składał to raczej na karb jej niechęci do mówienia o strasznych wizjach,

Kiedy nareszcie dobrnęła do końca, wyrazy dosłownie zamierały jej na wargach.

Jordi westchnął:

– Masz rację. To wielka szkoda, że nie mogliśmy kontynuować. Mogło by nas to zaprowadzić daleko. Bo chyba nie zechcesz jeszcze raz zasnąć z mapą pod poduszką?