Выбрать главу

Odpowiedź Unni ciągnęła się niczym gęsty syrop:

– I może przeżywać to wszystko jeszcze raz od początku? Nie, dziękuję.

– Jasne, rozumiem. To musiały być naprawdę straszne przeżycia.

Podświadomie przysunęli się do siebie. Kiedy Unni opowiadała, Jordi wsparł się na łokciu, miał ją teraz tuż przy sobie. W mroku widziała jego twarz bardzo, bardzo blisko. Mdły strumień światła z ulicy sprawiał, że mogła rozróżniać jego rysy. W pokoju panowała zupełna cisza. Leżąca przedtem między nimi kołdra znalazła się w zupełnie innej części łóżka.

O, nie, myślała Unni. Co to się ze mną dzieje? Nie mogę ruszyć ani ręką, ani nogą.

Słyszała jego drżący oddech.

Gdybym mogła objąć go ramionami za szyję i przyciągnąć do siebie, to… bardzo bym chciała to zrobić. Przeczuwam, że nie stawiałby oporu. Wręcz przeciwnie! Pomyśleć, że mogłabym przytulić policzek do jego twarzy! Poczuć jego wargi na moich… Silny, niezłomny Jordi, dojrzały mężczyzna, nie żaden chłopiec. Mocny i władczy, jego uwielbiałam przez wiele lat, nawet wówczas, kiedy już nie mogłam mieć żadnej nadziei, że go jeszcze kiedykolwiek zobaczę. Teraz on leży tuż przy mnie, a ja nie mogę się ruszyć!

– Unni – wyszeptał Jordi. – Co to się dzieje? Nie wolno mi do tego dopuścić, rycerze mi zakazali. To dlatego oni…

I nareszcie Jordi pojął, o co chodzi.

– O rany boskie! – wykrztusił. – Ty kompletnie zamarzłaś! Oni mnie ostrzegali, chcieli w ten sposób odstraszyć tych, którzy czuliby do mnie sympatię, albo takich, do których sympatię poczułbym ja.

Zerwał się na równe nogi i przyniósł ciepłe picie ze stojącego na stole termosu.

– Proszę, pij! To cię trochę rozgrzeje, a ja będę się trzymał z daleka.

Jordi, rzecz jasna, zapalił światło i patrzył wstrząśnięty na sinobiałą twarz Unni. Wykrzywione lękiem rysy dziewczyny stężały w ostatnich minutach, kiedy on już prawie ją całował, a ona zrozumiała, co się dzieje, choć on niczego jeszcze nie dostrzegał. Chłód narastał przecież przez cały ten długi czas, kiedy leżeli blisko siebie i Unni opowiadała. Uderzył ze zdwojoną siłą, gdy Jordi zaczął tracić panowanie nad sobą.

Teraz młody mężczyzna widział, że sytuacja jest poważna i że sam sobie z nią nie poradzi, pobiegł więc po Antonia, choć był środek nocy. A jeśli oni śpią w jednym pokoju? Zatrzymał się po kilku krokach. Można przecież zadzwonić.

Antonio, zaspany, odpowiedział niewyraźnie, że skontaktuje się telefonicznie z Veslą.

Przybiegli tak szybko, jak tylko mogli, każde ze swojego pokoju, dość niekompletnie ubrani, i natychmiast przystąpili do rozgrzewania Unni. Jordi chciał pomagać, ale tym razem Antonio stanowczo odprawił uwielbianego starszego brata.

– Trzymaj się z daleka, twoja bezgraniczna miłość może ją zamrozić na śmierć, nie rozumiesz tego? Wracaj do naszego wspólnego pokoju i czekaj tam.

Wraz ze słowami „bezgraniczna miłość” jakby anioł przeleciał przez pokój, taka zapadła cisza. Cudowny moment minął jednak szybko, Jordi zniknął.

Stal długo na pogrążonym w ciszy hotelowym korytarzu. Oparł się o ścianę i obiema rękami pocierał twarz. Pustka i poczucie bezradności, serce o mało mu nie pękło z rozpaczy.

– Elio – szeptał cicho. – Elio, gdziekolwiek jesteś, daj nam jakąś wskazówkę! Czas nagli, dni mijają i wkrótce będzie za późno.

I wtedy… Pojawił się znowu jego wieczny dylemat: Co się z nim wtedy stanie? Jeśli uda im się powstrzymać czas i uwolnić ród, rycerzy i siebie samych od przekleństwa, to po której stronie on sam się wtedy znajdzie? Po stronie życia czy śmierci? Będzie musiał towarzyszyć rycerzom w zaświaty, do tej wielkiej nieznanej pustki, czy też otrzyma jeszcze szansę?

Szansę życia z Unni.

Pytanie jeszcze, jak zdołają rozwiązać straszliwą zagadkę, skoro kolejne pokolenia nie potrafiły tego zrobić przez pięć długich stuleci?

– Chyba odtajałam, dziękuję wam – oznajmiła Unni w jakiś czas potem. – Jeśli nie przestaniecie mnie ogrzewać, to się stopię niczym sopel lodu.

Antonio wyprostował się z ulgą:

– Moja kochana, przecież ty byłaś martwa!

– Warto było ryzykować, przeżyłam błogie chwile.

Myśli Unni cofały się, poprzez nieznośny proces rozgrzewania, kiedy w rękach, stopach i wszystkich członkach odczuwała ból, pulsowanie, kłucie, swędzenie i pieczenie, gdy ciało jej puchło do nieprawdopodobnych rozmiarów, aż wróciła do stanu kompletnego odrętwienia z zimna. Chłód otaczał ją nieprzeniknionym pancerzem, gdy tymczasem ramiona Jordiego zamykały się wokół niej, jego ciało było tuż przy niej, a wargi dotykały jej warg, od czego kręciło jej się w głowie. Tyle tylko że nie mogła myśleć…

Nie mogła się też poruszać.

Nie mogła mówić, powstrzymać go, dać mu do zrozumienia, że znalazła się na granicy całkowitego zamrożenia.

Na szczęście on sam odkrył śmiertelne niebezpieczeństwo. No i błogie chwile zostały przerwane.

– Coście wy właściwie robili? – spytała Vesla zaciekawiona.

– Nic nieprzyzwoitego, niestety. Nie zdążyliśmy, bo zamarzłam. Leżeliśmy tylko obok siebie parę chwil odrobinkę podnieceni. Parę rozpaczliwie krótkich chwil…

– Mimo wszystko brzmi to rozkosznie. Zazdroszczę ci tych chwil. Jak to mówił ów facet, co czytał nekrolog: „Panna Otylia Gustafsson odeszła dzisiaj w zaświaty po prawie osiemdziesięciu, dokładnie bez jednego dnia, latach cnotliwego życia”? Zazdroszczę jej tego jednego dnia, powiedział ów facet.

– Czeka mnie chyba podobny los, jeśli nadal będę się zachowywać w ten sposób – rzekła Unni z westchnieniem.

Umilkła. Przypomniała sobie, że akurat jej nie jest pisane osiemdziesiąt lat życia. Szczerze mówiąc, zostały jej jeszcze cztery. Antonio i Vesla byli równie strapieni.

– Antonio, czy mogę już sprowadzić Jordiego? – spytała Vesla cicho.

– Poczekaj, poczekaj! – krzyknęła Unni, siadając na łóżku. – W jakich kolorach jest teraz moja twarz? Kobaltowoniebieska? Purpurowa? Biała jak ściana? A może wątrobiana?

– W żadnym z wymienionych. Ani wątrobiana, ani też nie gości na niej żaden z tych pastelowych odcieni. Nos masz jaskrawoczerwony, oczy matowe, a wargi, jakbyś wróciła z wyprawy na jagody.

– W takim razie on nie może tu przyjść – zdecydowała Unni. – Zobaczę go jutro, kiedy moja skóra będzie mieć kolor białej lilii, a oczy blask porannej rosy.

Nie mieli wątpliwości, że Unni desperacko broni się przed wspomnieniem koszmarnego snu. Kiedy starali się ją rozgrzać, po kryjomu przesłuchali kasetę z jej opowieścią. Byli wstrząśnięci, ale też rozczarowani, że nic dowiedzieli się niczego w sprawie zagadki rycerzy.

Antonio odpowiedział na pytanie Vesli:

– Nie, Jordi nie powinien tu przychodzić. Ja sam pójdę do naszego pokoju i o wszystkim mu opowiem. Jeśli jeszcze nie śpi.

– Nie sądzę.

– Ja też nie. Zostaniesz z Unni, dopóki nie zaśnie? Dałem jej środek nasenny.

– Jeszcze jedna tabletka? Toż ona się nie obudzi wcześniej niż za dwa tygodnie! Oczywiście, zostanę przy niej. Do zobaczenia!

Tymczasem Jordi miał inne zmartwienia.

Kiedy zmęczony wszystkimi przeżyciami wkroczył do pokoju, stwierdził, że ma gości.

Bogu dzięki, że tym razem nie zjechali konno, pomyślał złośliwie. Z trudem zachował powagę na myśl, jakby to wyglądało: Pięć wielkich czarnych koni, przestępujących z nogi na nogę w ciasnym hotelowym pokoju, a w siodłach rycerze, pochylający głowy pod sufitem.

Pięciu szlachciców czekało na niego, dwóch musiało stać w miejscu, gdzie znajduje się łóżko, przez co widać ich było tylko od pasa w górę. Jordi udawał, że tego nie zauważa. Przywitał ich z szacunkiem. Stwierdził, że są przychylnie nastawieni.