Выбрать главу

Gdyby tak zacząć sprawdzać różne inne szczegóły, wyszłoby na jaw, że wychowankowie sierocińca trudnią się nocnymi rozbojami i w kłótniach o zwitek zielonych pięciodolarowych banknotów jeden drugiemu wymachuje przed nosem sprężynowym nożem. Lecz nigdy nie brakuje im amerykańskiej czekolady, której słodycz w końcu uśmierza gniew; mają jej pod dostatkiem, nadziewanej i zwykłej, i każdej innej, jakiej tylko zapragną. Może się też okazać, że kobieta w białym futrze, niedbale narzuconym wprost na bieliznę, pije do lustra w hotelu, zapomniana. Lecz wystarczy, by raz czy drugi zjechała windą do kasyna i przy rulecie postawiła tyle razy, ile potrzeba, na czerwone albo na czarne, a nie zabraknie niczego, co przydaje się w garderobie sławnej artystki: świeżych kwiatów, otwartych butelek szampana chłodzących się w kubełku z lodem, kanapek z kawiorem, które wnosi na srebrnej tacy boy w hotelowej liberii. Niewidomy mężczyzna grywa zapewne na skrzypcach w knajpach podrzędnej kategorii, noc w noc okradany przez szatniarzy. Ale w pogodnych popołudniowych godzinach harmonia jego własnych kompozycji wypełnia całą przestrzeń i ogarnia koleje życia, dodając im brakującego sensu; srebrne tony wznoszą się wysoko, aż po fantazyjne zwieńczenia drapaczy chmur. Uczennica z babcią staruszką wygrzewają się w słońcu na pustym skwerku wciśniętym między gmachy banków i towarzystw ubezpieczeniowych, gdzie zawsze mają dla siebie wszystkie ławki. Nowożeńcy latami toczą sprawę rozwodową i spotykają się już tylko na salach sądowych. On, o skroniach przyprószonych pierwszą siwizną, ma się żenić z ładną córką amerykańskiego milionera. Ona właśnie zakłada wielki sklep ze ślubnymi strojami, pełen olśniewająco białych szyfonowych sukien z welonami i smokingów czarnych jak smoła.

Matka rodziny jest spokojna, jakby zastrzyk na uspokojenie nigdy nie przestał działać, a ojciec zaharowuje się na śmierć przy taśmie montażowej w wielkiej fabryce aut. Chciałby swoim niewdzięcznym dzieciom zapewnić życie lepsze niż jego własne. Ale dzieci, nie oglądając się na nic, już brną ku swoim przyszłym klęskom. Tej jednej rodzinie Ameryka nie przyniosła pomyślnej odmiany losu. Żal zapewne był nazbyt wielki. Przywieźli go ze sobą, i choć robią wszystko, żeby o nim zapomnieć, nie potrafią. Bólu takiego jak ten, który kiedyś przypadł im w udziale, nie uśmierzy żadne lekarstwo, nawet śmierć.

Szczęśliwe zakończenia nigdy nie bywają szczęśliwsze, niż to możliwe. Wydawałoby się, że przynoszą, tak samo jak wiosenne odwilże, obiecujący początek czegoś nowego, lecz jest inaczej. Odsłaniają tylko przegniłą materię zawiedzionych nadziei. Pomyślne zwroty akcji nie przynoszą ulgi, przeżarte pleśnią niezamierzonych ironicznych znaczeń, nasiąknięte zatęchłą rozpaczą minionych sezonów. I to z nich właśnie, z tych zakończeń nie kończących niczego, wykiełkują nowe historyjki.

Magdalena Tulli

***