Ale w tej chwili Heikego naszło wspomnienie, wspomnienie długich godzin, kiedy pozostawiony samemu sobie siedział zamknięty w klatce. Wspomnienie pieśni, napływających mu do ust, słów, których sensu nie rozumiał.
– Poczekaj – rzekł do Petera.
Towarzysz usłuchał niechętnie.
Nieznane słowa powróciły do Heikego, układały się w sekwencje. Same cisnęły się na usta, zrazu ciche nieporadne…
Peter wpatrywał się w Heikego jak urzeczony.
– Boże – wyszeptał w końcu. – To są przecież zaklęcia! Zauberlieder! Du bist doch ein Mahner!
Heike jednym tylko uchem słuchał, jak Peter nazywa go zaklinaczem duchów, a jego śpiew – czarami, zaklęciami. Heike nie był teraz całkiem sobą, porwała go pieśń, tak jak kiedyś porwała Ulvhedina i jak umiała zatracić się w niej Hanna.
Peter ciągle w osłupieniu patrzył na przyjaciela, nie będąc w stanie podjąć żadnych rozsądnych działań, na przykład sięgnąć po siekierę. Dopiero Heike ją uniósł i nie przerywając zaklęć, uderzył.
Korzeń pękł z trzaskiem, zwinął się jak w przedśmiertnym skurczu. Peter na ten widok tylko z niedowierzaniem potrząsnął głową. Nadal nie mógł zrobić choćby kroku. Heike ciął korzeń za korzeniem. Wokół grobu powstał stos na kształt wijącego się kłębowiska splątanych ze sobą węży.
Korzenie w konwulsyjnych drgawkach skręcały się wśród szelestu opadłych liści.
W końcu kamienna płyta była wolna. Peter nareszcie ocknął się i pospiesznie zaczął odgarniać liście. Były tak przegniłe, oślizłe, że z obrzydzeniem ocierał ręce.
Popatrzyli po sobie, obaj równie przerażeni. Zaklęcia Heikego ucichły.
Mocno chwycili płytę.
Okazała się niezwykle ciężka, stanęli więc obok siebie i unosili ją w stronę muru, tak jak podnosi się klapę od piwnicy.
Szare światło zmierzchu pozwoliło im zajrzeć do grobu.
Wewnątrz ujrzeli wielką, ciemną trumnę, niezwyczajnie szeroką.
– Pochowano je w tej samej trumnie – z niedowierzaniem jęknął Peter. – Nigdy nie słyszałem o czymś podobnym!
– Ja także nie. Ale to musi być nasza Anciol.
– Na pewno.
Znów popatrzyli po sobie pytająco, a potem zeskoczyli w dół do niezbyt głębokiego grobu, by dokładniej przyjrzeć się trumnie. Nie potrafili rozpoznać naruszonego zębem czasu materiału, z którego została wykonana.
– Nie z drewna – szepnął Peter i Heike zrozumiał, o co mu chodzi. Najwidoczniej chciano mieć gwarancję, że zmarły nie powstanie z grobu.
Trumna była tak stara, że liczne zabezpieczenia z upływem czasu przegniły, nie było więc większych kłopotów z jej otwarciem. Ostrożnie unieśli wieko, przestraszeni tym, co mogą pod nim ujrzeć. Jeśli w środku był wampir, zwłoki wyglądałyby jak ciało żywego człowieka, być może ze śladami świeżej krwi. Wszelkie inne upiory także byłyby pozbawione piętna śmierci.
Pokrywa została zdjęta.
Nic takiego nie zobaczyli, ale mimo wszystko widok wprawił ich w zdumienie.
W środku znajdowały się dwa szkielety. Jeden z nich był szkieletem dorosłej kobiety, która ciągle, nawet po śmierci, obejmowała ramieniem mały szkielet dziecka.
Zrazu niczego nie mogli zrozumieć.
– Czy Anciol miała dziecko? – szeptem zapytał Peter. – Zanim wyszła za mąż?
– Najwyraźniej. Nikt nic nam o tym nie powiedział.
Heike, wpatrując się we wzruszający obraz, rzekł przygnębiony:
– Nic nam to nie dało, tutaj nie ma upiora. Zbezcześciliśmy tylko grób!
– I nasza teoria okazała się błędna.
– Tak. A może niezupełnie, sam nie wiem. Bo jeśli mamy do czynienia ze zjawą, to pamiętaj, że ich doczesne szczątki gniją.
– Może powinniśmy położyć tu żelazo?
– Mam ze sobą kołek – przyznał Heike. – Wziąłem go, by wbić go prosto w serce upiora. Ale w tym wypadku nic to nie pomoże. Nie, gdybym był chrześcijaninem, położyłbym tu krzyż jako zadośćuczynienie za naruszenie pokoju grobowca.
Peter już przekładał przez głowę łańcuszek; wisiał na nim mały krzyżyk.
– Ja także mam wyrzuty sumienia – wyznał. – Położę go między zmarłe. Czy mam się pomodlić?
– A potrafisz?
– Oczywiście!
Położył krzyżyk w trumnie, a kiedy ją na powrót zamknęli i wyszli z grobu, złożył ręce i odmówił krótką modlitwę za dusze zmarłych, prosząc jednocześnie, by grzech popełniony przez naruszenie grobu został im wybaczony. Później znów nakryli grób ciężką płytą. Na Heikego spłynęło uczucie niezwykłego spokoju.
– Nie rozumiem tego – powiedział Peter, ponownie przyglądając się napisom na płycie. – O, ale co to?
– Co się stało?
– Teraz już niczego nie pojmuję! Popatrz! „Feodora – urodzona 1580, zmarła 1618, Anciol – urodzona i zmarła w roku 1618”.
– Ty i te twoje cyfry, z którymi sobie nie radzisz! To znaczy, że tym małym dzieckiem była Anciol!
– Ale to z niczym się nie zgadza!
– To prawda – Heike zatroskany rozglądał się dokoła. – Musimy szukać dalej właściwej Anciol, zdradzonej narzeczonej.
– Dziś wieczorem nic już nie zdziałamy, chyba sam rozumiesz – z irytacją zaprotestował Peter. – Dzień się skończył. Niebo poszarzało, niedługo całkiem się ściemni.
– Ależ my musimy ją odnaleźć, Peterze! Jak inaczej masz zamiar uwolnić Nicolę?
– Z pewnością jakoś sobie poradzę. To, co mówisz, że księżniczka Feodora jest zdradzoną Anciol, jest tylko bzdurną teorią.
– To więcej niż teoria, nie widziałeś, jak Feodora pieściła suknię ślubną!
– Ale ja nie mogę już dłużej czekać! Muszę iść do Nicoli, czy tego nie rozumiesz? Tak jak musiałem iść rano. Przecież ja ją kocham!
Heike zbliżył się do niego o krok.
– Nie wolno ci tam iść dziś wieczorem. Chyba postradałeś zmysły, człowieku! To właśnie nocą giną ludzie! Dzisiaj nas wypuszczono, to niepojęte dla nikogo z miasteczka. Nikt inny dotychczas nie uszedł z twierdzy z życiem! Nie rozumiem, dlaczego księżniczka pozwoliła nam odejść, ale obawiam się najgorszego. Chodź, poszukamy dalej, gdzieś przy bramie podobno jest latarnia.
– Nic mnie to nie obchodzi – odparł wściekły Peter.
– Nie komplikuj sytuacji jeszcze bardziej – prosił Heike.
– Wszystko malujesz w czarnych barwach!
– Bo nie chcę ryzykować, że coś przeoczę.
Od strony gór podstępnie nadciągnął nocny chłód. Heike zrozumiał, dlaczego piękne konie mogą nie przetrzymać tutaj zimy.
Znów zaczął się zastanawiać, co właściwie przydarzyło się Francuzom.
Wraz z nadejściem wieczoru powrócił strach, trzymany do tej chwili w szachu przez światło dnia.
Gdyby tylko Peter okazał większą gotowość do współdziałania! On jednak zachowywał się, jak gdyby rzucono nań urok, a stan ten wraz z zapadnięciem ciemności jeszcze się pogłębił.
Księżyc świecił teraz jaśniej, ale jego blask nie był szczególnie pomocny, gdyż wzmagający się wiatr od gór przygnał chmury. Heike zrozumiał, że tego wieczoru światło księżyca będzie na przemian pojawiać się i znikać.
Nie uświadamiał sobie, jak imponujące sprawia wrażenie, kiedy tak pogrążony w myślach stoi na małym, strasznym cmentarzu. Teraz, gdy półmrok skrywał jego niespotykanie brzydką twarz, wyglądał na nadzwyczaj przystojnego. Peter nagle dostrzegł niezwykłe walory swego przyjaciela i obudziła się w nim zazdrość, o której istnieniu nie wiedział, dopóki nie przybył tu do Stregesti i nie spotkał Nicoli.
Ach, Nicola, jego nieszczęśliwa ukochana!
Ogarnięty nieznanymi wcześniej uczuciami zerkał z ukosa na Heikego. Potomek Ludzi Lodu, niezwykle barczysty, o wąskich biodrach, podkreślonych jeszcze pasem ściągającym kurtkę, z czarnymi, dziko wzburzonymi włosami do ramion, przedstawiał teraz sobą uosobienie erotyzmu. I te powolne, po kociemu miękkie ruchy… Peter zrozumiał, że Heike, zupełnie nieświadom siły przyciągania emanującej od jego sylwetki, wciąż trwa w przeświadczeniu, że wygląda jak przerażająco wstrętny dzikus. Ale Peter już wiedział, że gdy ten chłopak za kilka lat przeistoczy się w dojrzałego mężczyznę, posiądzie niezwykłą moc.