Jakież znaczenie będzie wówczas miało szatańsko brzydkie oblicze?
Doda mu tylko tajemniczości!
Zazdrość w duszy Petera rozgorzała mocniejszym płomieniem.
– Musimy szukać dalej. – Heike ocknął się z zamyślenia i postanowił działać. – Gdzie jest latarnia? Widziałeś ją?
Peter westchnął.
– Tak, była przy bramie. Ale czy naprawdę…?
Teraz w miejscu wiecznego spoczynku rodu Muntele było naprawdę strasznie. Dopiero w tej chwili Heike uświadomił sobie, jak stary jest cmentarz.
– Peterze, z którego roku pochodzi najświeższy grób, który znalazłeś?
– Nie sprawdziliśmy przecież wszystkich, ale to chyba ten, który oglądaliśmy ostatnio. Z tysiąc sześćset osiemnastego.
– Czy sądzisz, że istnieją jakieś nowsze mogiły?
– Nie mów takich makabrycznych rzeczy! Księżniczka Feodora żyje przecież w twierdzy. I Nicola także. A ojciec Feodory był wojewodą!
– Nicola z pewnością nie jest żadną krewną Feodory, przypuszczam raczej, że to dziewczyna z miasteczka schwytana w niewolę przez czarownicę – rzekł Heike. – A to, że ojciec Feodory był wojewodą… Kiedy właściwie skończyło się panowanie wojewodów w Siedmiogrodzie? Co nam o tym wiadomo?
– Chyba masz rację. – Słowa Heikego najwyraźniej zbiły Petera z pantałyku. – A może nadal istnieją wojewodowie? A w ogóle to przestań mnie straszyć – syknął rozzłoszczony nie na żarty. – Chcę stąd odejść.
Heike jednak był uparty i w końcu Peter przystał na to by jeszcze przez jakiś czas prowadzić poszukiwania.
Kiedy księżyc w pełnej krasie pojawił się na sklepieniu niebieskim, chłopcy pospiesznie sprawdzali groby na cmentarzu wojewodów. Peterowi ciarki przechodziły po plecach, gdy raz za razem natykali się na imię Feodory.
Nigdzie jednak nie znaleźli żadnej innej Anciol.
Wiedzieli, że nie wszystkie groby obejrzeli. Niektóre płyty okazały się tak zniszczone, że nie sposób było odcyfrować wyrytych na nich napisów. Inne pokrywały straszliwe, zdradzieckie pnącza. Jeszcze inne, najstarsze, nie miały żadnych napisów, grób zaznaczony był jedynie płytą.
Został im tylko niewielki fragment cmentarza, ale Peter wykazywał coraz mniejszą chęć do współpracy. Nagle Heike uniósł głowę.
– Posłuchaj!
Peter nastawił uszu, ale dotarł do nich jedynie cichy szelest liści i coś, co mogło wydawać się szeptem zmarłych, którzy ze smutkiem żalili się, iż ktoś ośmielił się zakłócić ich spokój. Peter każdym nerwem wyczuwał strach, nie śmiał się odwrócić, przekonany, że za jego plecami czyha coś potwornego.
– Nie, nic nie słyszę.
Heike starał się napotkać w ciemnościach jego wzrok.
– Nie słyszysz skrzeku padlinożernych ptaków?
– Padlinożernych ptaków? Oszalałeś?
– Wsłuchaj się w te rozdzierające dźwięki! Jak się niosą echem wśród ścian doliny! Ptaszyska szukają czegoś po ciemku! Zbierają się, krążą wokół zdobyczy.
– Zdobyczą padlinożernych ptaków są zmarli – z przerażeniem w głosie rzekł Peter.
– Tak – odparł Heike. – Albo skazani na śmierć. Nie słyszysz ich?
– Żadnego dźwięku!
– Nie rozumiem… – zadumał się Heike.
– Specjalnie mnie straszysz!
– Cóż za pomysł… Ciii! Co to? Teraz słyszę co innego! A ty?
Peter nasłuchiwał, ale tylko dlatego, by już nie sprzeciwiać się towarzyszowi. Nagle drgnął.
Teraz obaj usłyszeli to samo: ostry turkot kół po żwirze i kamieniach, odgłos kopyt koni biegnących ostrym kłusem.
– Powóz! – krzyknął Peter, niespokojny. – Powóz się zbliża. Dojeżdża teraz pod gospodę! Po mnie! A mnie tam nie ma!
Heike złapał chłopaka za ramię w momencie, gdy ten już chciał puścić się biegiem.
– Zaczekaj! Co robisz, chcesz wpaść wprost w objęcia śmierci?
– Puść mnie!
– Nie odnaleźliśmy czarownicy!
– Głupstwa! I tak jest za późno, zapadły ciemności, już jej tutaj nie znajdziemy!
Heike musiał przyznać mu rację. Upiór nigdy nie spoczywa w swym grobie nocą. A mimo wszystko za wszelką cenę powinien powstrzymać przyjaciela.
– Peterze, zaczekaj!
– Puść, mówię!
– Nie chcę, byś zginął.
– Nie zginę. Nicola mnie potrzebuje. Och, nie, powóz odjeżdża! – zawołał zrozpaczony. – Czekaj! Zaczekaj na mnie, tu jestem!
Ale dłoń Heikego trzymała jego ramię w żelaznym uścisku. Peter, jakby postradawszy wszystkie zmysły, uderzył przyjaciela obuchem siekiery. Heike zdążył się nieco uchylić, ale uderzenie i tak było dość mocne. Puścił Petera i skulił się w przypływie bólu, sięgając rękami głowy.
Cios trafił go przy uchu, siekiera ześlizgnęła się następnie po mięśniach szyi i zatrzymała na ramieniu.
Heikemu w oczach pokazały się gwiazdy. Jęknął cicho, czując, że uginają się pod nim nogi. Mimo to starał się złapać oszalałego Petera i zatrzymać go.
Peter spostrzegł, że Heike bliski jest utraty przytomności. Przez chwilę stał, nie mogąc podjąć decyzji.
A potem powlókł oszołomionego, słaniającego się na nogach przyjaciela do małej kostnicy, usytuowanej niedaleko miejsca spoczynku wojewodów, wepchnął go do środka i zamknął drzwi od zewnątrz.
Co sił w nogach pobiegł za powozem, który opuścił już miasteczko.
– Poczekaj! Poczekaj na mnie, już idę! Jestem tutaj! – wołał tak głośno, że wszyscy mieszkańcy musieli go słyszeć.
Ale powóz zniknął już w ciemnościach za wystającym grzbietem urwiska.
Peter pędził jak mógł najszybciej, potykając się o niewidzialne przeszkody. W gardle czuł narastający szloch. Sam zdoła wyrwać Nicolę ze szponów Feodory! Miłość wszystko zwycięży!
ROZDZIAŁ XI
Heikego otaczał gęsty mrok.
Nie zdawał sobie sprawy, gdzie jest i jak się w tym miejscu znalazł, na przemian tracił i odzyskiwał przytomność. Zapamiętał jednak głuchy dźwięk, jak gdyby ktoś zatrzasnął jakieś drzwi, a potem zgrzyt i szczęk, świadczące o tym, że zostały zamknięte od zewnątrz.
Teraz wokół panowała cisza.
Z jednej strony karku odczuwał silny ból, nie mógł poruszyć głową.
Musiał przez jakiś czas poleżeć spokojnie, poczekać, aż ból nieco ustąpi lub raczej aż on się z nim oswoi.
Pod palcami poczuł ubitą ziemię. Ohydny zapach zatęchłego powietrza i zgnilizny zaświdrował mu w nosie.
Z trudem zebrał siły i stanął na nogi. Głową uderzył w sufit; wokół posypało się próchno. Jęknął, odczuwając kolejny przypływ ostrego bólu, choć przecież wcale mocno się nie uraził.
Gdzie jest?
Cmentarz… Peter… To ostatnie, co pamiętał.
Najważniejsze – odnaleźć drzwi.
Postąpił krok naprzód, roztropnie pochylając głowę i wyciągając przed siebie ręce. Palce natychmiast napotkały przeszkodę, ścianę. Dotykając nierównej powierzchni wkrótce dotarł do rogu. Potem przesuwał dłoń po kolejnej pokrytej kurzem ścianie, tak samo nierównej jak poprzednia, zbudowanej z nie heblowanych, pionowo ustawionych belek.
Następny róg, w odległości zaledwie kilku łokci od pierwszego. I znowu ściana.
Heikemu na czoło wystąpił zimny pot. Jeśli natknie się na jeszcze jeden róg…
Tak się właśnie stało, i to niemal natychmiast.
Ręce zaczęły mu drżeć, tracił panowanie nad sobą. Pozostawała jeszcze tylko jedna ściana, przeraźliwie krótka jak tamte. Tu musiały być drzwi.