Rzeczywiście, były. Heike po omacku szukał zamka.
Nie ma!
Dłonie nerwowo przesuwały się po drewnianej powierzchni, w górę i w dół, palce obmacywały futrynę, oddech stawał się coraz szybszy i świszczący, pot zalewał twarz.
Nigdzie ani szpary.
Rzucił się na drzwi całym ciałem, ale znów zabolało go ramię, a ból w głowie wybuchł pełną siłą.
Drzwi ani drgnęły.
Wiedział już, gdzie jest. Kiedy przyszli na cmentarz, dostrzegł małą kostnicę, ale nawet się jej nie przyglądał. Wówczas go nie interesowała.
– Peterze! – krzyknął przerażony.
Na zewnątrz panowała jednak iście cmentarna cisza.
Heike cierpiał na klaustrofobię. To była jego największa słabość. Gorzkie przeżycia w dzieciństwie, kiedy to przez całe lata siedział zamknięty w małej drewnianej klatce, odcisnęły piętno na jego duszy. Teraz znalazł się w sytuacji, która była dla niego koszmarem.
Z trudem chwytał oddech. Wpatrując się w ciemność nic nie widzącymi oczami, czuł, jak ogarnia go paniczny wprost lęk. Z gardła wyrwał mu się dziki, przeciągły krzyk.
Oszalały ze strachu miotał się od ściany do ściany, obijał o drzwi, zdzierał palce do krwi o nierówną powierzchnię ścian i sufitu, próbował podnieść dach, wyważyć drzwi, podkopać się dołem. Nie przestawał krzyczeć ogarnięty przerażeniem. Głowa bolała go tak, jak gdyby zaraz rozpaść się miała na kawałki, ale nawet o tym nie myślał, opętany jedyną szaleńczą ideą: wyjść! wydostać się! Z gardła wyrywał mu się histeryczny, bezradny szloch, kopał i walił w belki, wzbijając tumany kurzu, biegał w kółko jak wiewiórka w klatce, kaszlał, jęczał… Słyszał uderzenia własnego serca bijącego w oszalałym tempie.
Do zupełnie już zamroczonego strachem chłopaka dotarł nagle głęboki, uspokajający głos:
– Heike!
Upłynęło kilka sekund, zanim zdołał się trochę opanować.
– Heike – powtórzył głos, dochodzący z bliska. – Uspokój się, zaraz nadejdzie pomoc. Już jest w drodze.
Płuca nie zdołały jeszcze odnaleźć właściwego rytmu, ale Heike z całych sił starał się odzyskać spokój. Wcisnął się plecami w kąt. Gdy pojął, że ktoś doń przemawia, bezwładnie osunął się na ziemię.
Znów był dzieckiem prowadzącym przegraną z góry walkę z samotnością, strachem i złem. Po raz kolejny ogarnęło go przeświadczenie, że nigdy nie zdoła się uwolnić, wydostać na zewnątrz.
Dla Heikego było to niczym piekło.
– Już dobrze, Heike – powiedział życzliwy głos.
– Tengel Dobry? – spytał szeptem.
– Tak, to ja. Nie mieliśmy już zamiaru ingerować w twe poczynania, ale to nie w porządku wobec ciebie. Masz przecież tak bolesne wspomnienia! Nie możesz już dłużej tu pozostawać, a przede wszystkim musisz zachować trzeźwość umysłu.
– Muszę stąd wyjść, natychmiast, nie wytrzymam…
– Pomoc już nadchodzi, jest już niedaleko.
– Czy ty nie możesz…?
– Nic, drzwi otworzyć może tylko osoba ze świata żywych.
Heikego znów ogarnęła panika, rzucił się na drzwi.
– Oszczędzaj siły! Dziś w nocy będziesz ich potrzebował. A więc… Spokojnie, nie jesteś sam.
Heike znów skulił się w rogu. Głowę oparł o ścianę, raz po raz wstrząsały nim dreszcze. Starał się uspokoić, ale bez Powodzenia. Szloch wyrywał mu się z piersi, zęby szczękały. Mówił z najwyższym trudem.
– Zostań ze mną – szepnął bezradny. – Inaczej on… znów przyjdzie ze szpikulcem… i będzie mnie kłuł…
Silna, dająca poczucie bezpieczeństwa dłoń dotknęła jego ramienia. Heike pochylił ku niej głowę, z piersi wciąż dobywał mu się głęboki, bolesny szloch.
Peter spoglądał w najpiękniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widział. Stali w sali rycerskiej Cetatea de Strega, a on trzymał w dłoniach delikatnie ręce Nicoli, tuląc je do piersi. Dziewczyna znajdowała się tak cudownie blisko niego.
– Mojej ciotki nie ma – szepnęła. – Nie wiem, gdzie się podziała, ale z nią nigdy nic nie wiadomo. Miewa najprzedziwniejsze pomysły.
– Czy wobec tego nie możemy uciec od razu? – odszepnął. – Muszę się spieszyć, zamknąłem mojego przyjaciela w pomieszczeniu bez wyjścia. On nie może siedzieć tam przez całą wieczność!
Z lekkim zawstydzeniem zaśmiał się na wspomnienie swego czynu.
– Nie, nie możemy, jeszcze nie. – W wielkich oczach Nicoli znów objawiło się przerażenie. – Jest jeszcze on! Nasz woźnica i odźwierny… On nie śpi. Musimy czekać aż do świtu, bo to jej sprzymierzeniec, oddany sługa. Natychmiast nas zatrzyma. Poza tym ciotka Feodora znajduje się gdzieś tutaj w twierdzy, pewnie się ukryła. W takich sytuacjach bywa najbardziej niebezpieczna, zwykle wówczas coś warzy, coś przygotowuje albo też planuje kolejne okropieństwo. Och, dobrze ją znam i boję się teraz, Peterze! Bądź przy mnie, zostań ze mną dziś w nocy! Spróbujemy wykraść się stąd przed świtem!
Miłość malująca się na twarzy Nicoli sprawiła, że Peter przestał myśleć o Heikem.
Wydawało mu się, że tej nocy po twierdzy hulają przeciągi. Lodowaty wiatr od gór świszczał w komnatach przenikał do szpiku kości, wzdychał i jęczał wśród starych kamieni w murach. Niósł też ze sobą wstrętny odór pleśni, najwidoczniej wydobywający się gdzieś z dołu, spod podłogi. Prawdopodobnie twierdza miała także piwnice, choć nie pokazano mu ich, gdy zwiedzał zamczysko.
– Dziękuję ci, Nicolo, że po mnie przyjechałaś – powiedział. – Przykro mi, że nie było mnie wówczas w karczmie ale spieszyłem się tu jak mogłem. Szkoda, bo gdybyś mnie tam zastała, moglibyśmy być już daleko stąd.
– Nie z woźnicą – przypomniała mu. – Przecież to on mnie zawiózł do miasteczka. A więc zamknąłeś gdzieś Heikego? To nieładnie z twojej strony – roześmiała się. – Ale chodź, wskażę ci twoją sypialnię. Możesz zaczekać w niej, a ja w tym czasie spróbuję odnaleźć moją ciotkę i zorientować się, czym się teraz zajmuje. Ogromnie niepokoi mnie jej zniknięcie!
Przytuleni, spleceni ramionami szli przez mroczną galerię. Nicola zapytała:
– A więc jednak poszliście na cmentarz? Chociaż was przestrzegałam?
– To Heike nalegał.
Utrzymanie świecznika w jednej ręce, podczas gdy drugą usiłuje się jak najmocniej przytulić do siebie dziewczynę, jest sztuką niezwykle trudną. Peter miał okazję się o tym przekonać. Ale gdy naprawdę się czegoś pragnie, można dokonać rzeczy niemożliwych.
– Czy na cmentarzu znaleźliście coś interesującego?
– Nic! Absolutnie nic! Nie wiem, czego Heike tam szukał!
– Nie goniły was duchy zmarłych?
– Nie, ale las był paskudny. Heike musiał uciec się do czarodziejskich zaklęć, by porąbać korzenie.
Nicola przystanęła. Bardzo pobladła, a w świetle księżyca wpadającym do galerii jej drobna twarzyczka wydawała się jeszcze bielsza.
– Czarodziejskie zaklęcia? Nie chcesz chyba powiedzieć, że on jest czarownikiem?
– Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości.
Nicola ruszyła dalej.
– Co prawda ma niezwykły wygląd. Dobrze, że go zamknąłeś. Nie chcę tu widzieć żadnych pogan, pomyśl, jakie zło mogą sprowadzić. A oto i twoja komnata, będziesz w niej bezpieczny. Czy mógłbyś zaczekać tu na mnie?
– Tak, oczywiście – odparł Peter z pewnym wahaniem w głosie, gdyż ogromny gobelin przedstawiający ociekającą krwią scenę myśliwską sprawił, iż poczuł się nieswojo, zwłaszcza patrząc nań w migotliwym blasku świecy.
Podszedł do łoża i dotknął ciemnych, rzeźbionych kolumn.
– Wspaniałe łoże!
– Było kiedyś przeznaczone dla świeżo poślubionych małżonków – rzekła obojętnie. – Ale nigdy nie odegrało swej roli.
Ślubne łoże Anciol!