Ciekawe, gdzie przebywa teraz księżniczka? A jej straszny sługa, woźnica? I gdzie są wszyscy służący?
Młodzi leżeli razem, poszeptując od pół godziny, i nie było wyłącznie winą Petera, iż po pewnym czasie znaleźli się bliżej siebie, bardziej pośrodku łoża. W lodowato zimnym pokoju trudno było się rozgrzać, zrozumiałe więc, że starali się skraść od siebie nawzajem choć trochę ciepła.
Zrozumiałe jest także, że po następnej połowie godziny leżeli już w swoich objęciach i mało doświadczony Peter przeżył swe, jak dotychczas, najszczęśliwsze chwile w życiu. Wstydził się tylko, że tak niewiele wie o postępowaniu w miłości cielesnej.
Dziewka w stogu siana nie była wszak mistrzynią godną naśladowania.
Starał się jednak okazać jak najwięcej czułości i delikatności tej młodziutkiej dziewczynie, której sprawił tyle bólu. Wydawało się, że Nicola bardzo sobie ceni jego troskliwość, choć wypłakiwała gorzkie łzy ze wstydu i strachu, że tak dała się ponieść uczuciom. Mimo jego zapewnień, że się z nią ożeni!
Wreszcie, wyczerpana, zasnęła w jego ramionach.
– Obudź mnie na czas – poprosiła. – Musimy uciec przed świtem, w ostatniej godzinie nocy. Wtedy wszyscy będą spać.
Peter obiecał, że zbudzi ją o właściwej porze. Wkrótce zasnął.
W karczmie Mira siedziała razem z Zeno i jego żoną, w napięciu wyczekiwali na powrót chłopców. Małżonkowie obiecali nie spuszczać oka z Miry i dotrzymywali słowa. Zeno był odpowiedzialnym człowiekiem.
– Nigdy już ich nie ujrzymy – z przekonaniem rzekła karczmarzowa.
– Milcz, babo! Widziałaś, co się wydarzyło? Był tutaj powóz i musiał wrócić bez nich, bo nie zdradziliśmy, gdzie są. Nie odkryli, że chłopcy poszli na cmentarz!
– Ale ten durny chłopak mówił przecież, że później mają zamiar iść do twierdzy! Całkiem oszalał?
– Zamknij wreszcie tę przeklętą jadaczkę! Tamten drugi może nas uratować, wierz mi! Posiada niezwykłą moc, sama to chyba zauważyłaś! Czy komukolwiek udało się ujść z życiem z twierdzy? Nigdy, powtarzam, nigdy! Przypomnij tytko sobie wszystkich młodzieńców z miasteczka, których straciliśmy! Zaciągnięci do twierdzy przez siły niepojęte dla nikogo z nas. Ona ma w sobie taką zmysłowość, ta księżniczka, że…
– Ciii, przestań o tym mówić, nie wiesz, że to niebezpieczne? Pamiętasz tę, która próbowała powiedzieć kilka ostrzegawczych słów obcemu przybyszowi? Pamiętasz, w jakim stanie ją znaleźliśmy? Była rozszarpana na strzępy jakby przez dzikie zwierzęta! A przecież zamknęła się w swej izbie!
Mira rozumiała niewiele z tego, co mówili, ale dostrzegała ich wzburzenie i wielokrotnie słyszała powtarzające się słowo „cetate”, twierdza. Miała więc jako takie pojęcie, co jest przedmiotem rozmowy.
– Mnie nigdy nie ruszyła – mruknął Zeno.
– To prawda. A to dlatego, że jesteś taki szpetny, że żadna oprócz mnie cię nie chciała. Poza tym jesteś jej potrzebny, karczma przyciąga mężczyzn, młodszych i starszych. Może sobie wybrać, kogo tylko jej się spodoba. Ale dość już o tym! To sprowadzi na nas nieszczęście!
Obydwoje zwrócili się ku Mirze, która nagle jęknęła.
Najpierw dziewczyna przeraziła się, czując na ramieniu czyjąś dłoń: lekką, miękką dłoń kobiety. Wkrótce jednak odkryła, jak uspokajająco podziałał dotyk tej ręki na stan wzburzenia, w jakim znajdowała się przez cały wieczór.
– Co się stało? – zapytała karczmarzowa.
Ale Mira nie mogła odpowiedzieć, gestem dała tylko znak, by poczekali i przez chwilę byli cicho.
Mandragora już od dłuższego czasu zachowywała się niespokojnie i dziewczyna nie wiedziała, co ma robić. Doprawdy przerażającą rzecz zostawił Heike pod jej opieką, ale jeśli amulet ma ją chronić, ona musi przyjąć go na dobre i na złe.
Ogromnie się jednak przelękła, czując, że korzeń zgina się wpół jakby ze strachu i bólu. A nie mogła, ani też nie chciała, mówić o tym Zeno i jego rozkrzyczanej żonie.
Ale teraz…? Teraz ktoś jej pomagał, wyczuwała to, choć nie mogła pojąć, kto. Nie księżniczka, gdyż spływała na nią dobra moc, to było wyraźne. Nicola? Nie, Nicola jest zwyczajną dziewczyną i nie ma żadnych powodów, by pomagać Mirze.
Ach, ten Heike, cóż za dziwna istota! Mira nie miała nawet cienia wątpliwości co do tego, że jest on czarownikiem, ale ufnie przyjęła amulet, choć drżała na samą myśl o jego wielkiej mocy. Dłoń spoczywająca na ramieniu dziewczyny nie budziła jej zdumienia, jak nie zaskoczyłoby jej chyba nic, co miało związek z Heikem, ale w jaki sposób mogła zrozumieć…
– Poczekaj – powiedziała w swoim języku. – Teraz coś nadchodzi…
Małżonkowie przyglądali się jej badawczo, niczego nie pojmując, nie rozumiejąc nawet jej słów.
Nagle na Mirę spłynęła pewność.
Poderwała się z miejsca.
– Chodźmy, panie Zeno. Heike jest w niebezpieczeństwie!
Karczmarz wyłowił imię Heikego i poruszył się niespokojnie, lecz jego żona zareagowała gniewem i szorstko zapytała, dlaczego dziewczyna zachowuje się tak dziwacznie.
Mira była teraz rozedrganym kłębkiem nerwów.
– Heike! – zawołała do nich wielkim głosem jak do głuchych. – Chodźcie, prędko! On… on… Poczekajcie, już wiem! Tak! Został gdzieś zamknięty i potrzebuje mojej pomocy. Otrzymałam przesłanie, muszę mu pomóc, natychmiast!
Nie zrozumieli, ale Mira chwyciła Zeno za rękę i pociągnęła za sobą.
– Co ty wyprawiasz? – zaniosła się krzykiem karczmarzowa. – Chcesz uciec z moim mężem?
Na szczęście Zeno pojął, że dziewczyna z niepokoju wprost odchodzi od zmysłów, i ruszył za nią. Żona pobiegła za obojgiem, ale zatrzymała się w drzwiach oświetlona blaskiem bijącym z wnętrza gospody.
– Nie do twierdzy! Nie zabieraj go do twierdzy! – płakała. – Jest jednym z ostatnich, jacy nam pozostali!
Zeno, którego Mira ciągnęła w przeciwnym kierunku, odpowiedział:
– Nie, chyba raczej idziemy na cmentarz. Zobaczę, czego ona chce.
– Na cmentarz? – załkała karczmarzowa. – To jeszcze gorzej!
Krzyki obudziły mieszkańców miasteczka. We wszystkich oknach Targul Stregesti tej nocy rozbłysły światła.
Mira i Zeno biegiem pokonali krótki odcinek dzielący ich od kościoła. Dziewczyna nie próbowała nawet niczego tłumaczyć, bo przecież i tak by się nie zrozumieli, ale czuła, że nie są sami. Wąska, delikatna kobieca dłoń trzymała ją za rękę, wskazując drogę.
Wkrótce znaleźli się na cmentarzu i Mira została podprowadzona do kostnicy.
– To tutaj! – zawołała i Zeno ją zrozumiał.
Biegli tak szybko, że latarnia, którą niósł karczmarz, omal nie zgasła. Szczęśliwie nadal się paliła i Zeno uniósł ją do góry, oświetlając drzwi.
Nie musieli pytać, czy Heike jest w środku. Usłyszał, jak nadchodzą, i od dłuższej chwili rozlegało się walenie w drewniane ściany, świadczące o panicznym, histerycznym lęku. Zachowanie Heikego ogromnie zdumiało Mirę i Zeno. Nikt, rzecz jasna, nie lubi, by go zamykano na cmentarzu, ale żeby do tego stopnia!
I to Heike, noszący w sobie tak wielki spokój!
Zeno potrzebował zaledwie paru sekund, by poradzić sobie z drzwiami.