Stanął w nich Heike, ale musiał wesprzeć się o futrynę. Oddychał głęboko, ciężko. Przyglądali się jego twarzy. Mimo grubej warstwy kurzu, oblepiającej całego chłopaka, widoczne było jego wzburzenie, ślady panicznego lęku i łez.
– Co się stało? – drżącym głosem spytał 2eno. – Czy jakiś zmarły powstał z grobu?
– Nie – jęknął Heike. – Wspomnienie z dzieciństwa… przez cztery lata… byłem zamknięty… w klatce.
– Święta Matko Boża! – westchnął Zeno.
– Co takiego się stało? – dopytywała się Mira.
Heike musiał jeszcze raz wyjaśnić, tym razem po niemiecku.
– Ach! – westchnęła współczująco. – I teraz tu cię uwięziono! Jakie to okropne!
– Dziękuję, że przyszliście – powiedział Heike. – Ale teraz musimy… Gdzie jest Peter? W gospodzie?
– Sądziliśmy, że jest razem z tobą – odparł Zeno.
– Niestety, nie – odparł Heike z goryczą.
Mira chustką usiłowała obetrzeć mu twarz.
– Czy to on…? – zapytał Zeno.
– Tak, ale nie był wtedy sobą – usprawiedliwiał przyjaciela Heike. – Chciał iść do twierdzy.
– Wszyscy się tacy stają – mruknął Zeno. – To znaczy, że jest stracony.
– Będzie nas dwóch – powiedział Heike przez zaciśnięte zęby. – Przeklęci z Ludzi Lodu nie poddają się tak łatwo. Ale najpierw muszę się dowiedzieć… Czy wiesz, gdzie znajdę grób Anciol? Przeszukaliśmy prawie cały cmentarz.
Twarz Heikego była teraz już niemal czysta i w blasku latarni ukazała się cała jej szpetota. Jednak i Mira, i Zeno przestali się jej bać. Nauczyli się słuchać łagodnego, ciepłego głosu i dostrzegali głęboką, zabarwioną smutkiem życzliwość w oczach chłopca.
Prawdą było, że Zeno widział w nim zbawcę, szczególnego zbawcę, który mógł uwolnić Targul Stregesti od zła.
– Nie, księżniczka Anciol nie została pochowana tutaj – powoli odparł karczmarz. – To wykluczone, przecież była samobójczynią!
Heike puknął się palcem w głowę.
– Naturalnie! Cóż ze mnie za idiota, nie pomyślałem o tym wcześniej! Rzuciła się w dół ze skały, czyż nie tak?
– Właśnie.
– Ale czy wiesz, gdzie złożono jej ciało? To niezwykle istotne. Bo to ona jest czarownicą, prawda?
– Oczywiście, to Anciol, zdradzona narzeczona! Mówię, jak jest, rozumiem bowiem, że jeśli masz nam pomóc, musisz o wszystkim wiedzieć. Niech już raczej przyjdzie i rozerwie mój nędzny zewłok na kawałki!
– Dobrze, że o tym mówisz! Czy to dzikie zwierzęta rozszarpały kobietę, która miała za długi język? Wspomniałeś kiedyś o tym przypadkiem.
– Nie – krótko odparł Zeno. – To nie dzikie zwierzęta. To było to c o ś.
– To, przed czym usiłujecie uszczelnić okna i zatkać dziurki od klucza? Co to właściwie jest?
– My tego nie wiemy. Jedynie zmarli wiedzą.
Ta informacja niewiele pomogła Heikemu.
– A więc gdzie znajduje się grób Anciol?
Zeno zniżył głos.
– Powiadają, że pochowano ją w piwnicach twierdzy.
Heike odetchnął głęboko, zapatrzony w ciemność.
– Tak, to przecież jedyne logiczne rozwiązanie. Piwnice twierdzy…
Przypomniał sobie straszliwą wizję, która nawiedziła go rano. Wiedział teraz, że mandragora ukazała rzeczywisty obraz. Wszystko inne było tylko omamem, wywołanym czarami księżniczki.
– Muszę tam iść – powiedział zdecydowanie. – Trzymaj się blisko Miry, ona ma amulet, który chroni ją przed złą mocą. Gdybyście ty lub twoja żona mieli jakieś trudności, poproście, by Mira wyjęła amulet. Wówczas będziecie bezpieczni.
Karczmarz na dowód, że ufa jego słowom, natychmiast ujął Mirę za rękę i ukłonił się niezwykłemu młodzieńcowi.
Mira natomiast, zorientowawszy się w zamiarach Heikego, wybuchnęła płaczem.
– Nie, nie! Ty także?! Nikt mi już nie zostanie!
– Czy chcesz, bym ci z powrotem przyprowadził Petera? – zapytał Heike z uśmiechem.
– On jest już stracony. Nie wolno ci iść w jego ślady!
– Mam większe możliwości niż on. I mam także pomocników.
– Wiem o tym – rozpromieniła się Mira. – Przyszła do mnie pewna szlachetna dama i przyprowadziła mnie tutaj. Ale nie mogłam jej zobaczyć…
– A więc to ona – Heike uśmiechnął się szeroko. – Miała na imię Sol, była czarownicą i żyła w szesnastym wieku. Ale ona była dobrą czarownicą. Czasami – dodał w zamyśleniu.
Wszak po Sol można się było wszystkiego spodziewać.
Ale z pewnością dobrze jest mieć ją blisko.
– Jest jeszcze dwóch moich pomocników – wyjaśnił najpierw Mirze, a potem przetłumaczył swoje słowa karczmarzowi. – Jeden z nich to najlepszy człowiek, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi. Czarownik w służbie dobra. I jeszcze jeden, o którym nie wiem zbyt wiele, lecz on najlepiej zna istotę zła, gdyż sam mu kiedyś służył. Zdołał się jednak wyratować i należy do najsilniejszych duchem z moich przodków.
– Masz naprawdę możnych sprzymierzeńców – rzekł Zeno.
– Owszem – zgodził się Heike i dodał z autoironią: – Nie wolno mi też zapominać o mych własnych zdolnościach. Zaczynam rozumieć, na czym one polegają. Księżniczka przeżyje dziś w nocy piekło!
Życzył im wszystkiego dobrego i zniknął w ciemnościach, zanim zdążyli pomodlić się za niego. Zawołali jedynie:
– Niech wszystkie dobre moce mają cię w opiece, Heike!
Nie dostrzegli już jego krzywego uśmiechu. Co sił w nogach biegł do twierdzy.
ROZDZIAŁ XII
Kiedy Heike wyszedł na łąkę po drugiej stronie urwiska, chmury odsłoniły księżyc i oświetlona jego blaskiem twierdza wynurzyła się z ohydnego lasu niczym odwieczna groźba.
Objawiła mu się tak samo jak wszystkim innym, ani trochę nie przypominała porannej wizji. Teraz Heike musiał postrzegać ją właśnie w ten sposób, inaczej nigdy nie odnalazłby Petera.
Zatrzymał się na chwilę, zbierając siły i odwagę. Czuł się jak zagubione dziecko, bojące się ciemności.
Ale troska o Petera, który znajdował się tam, na górze, być może jeszcze żywy, dodała mu sił.
Szedł naprzód, a kłębiące się myśli wciąż nie dawały mu spokoju. Czuł, że jest coś, o czym powinien pamiętać. Jakieś ulotne wrażenie, które nawiedziło go na cmentarzu… Instynkt podpowiadał mu, że jest bardziej istotne, niż mu się to zrazu wydało. I jeszcze słowa Zeno, które nie wiedzieć czemu tak go zdumiały…
Nie mógł sobie jednak nic przypomnieć. Był pewien jedynie, że to ważne, ale jak do tego dojść?
Grzebał w zakamarkach pamięci, ale nic z nich nie wydobył. W końcu zrezygnował.
W miarę zbliżania się do twierdzy jego kroki stawały się wolniejsze. Wmawiał sobie, że to droga prowadząca pod górę odbiera mu siły. Na próżno jednak starał się oszukać samego siebie.
– Pomóż mi, Tengelu – szeptał. – Tengelu, Sol, Marze, wesprzyjcie mnie! Chyba rozumiecie, że niełatwo jest znaleźć wyjście z takiej sytuacji komuś, kto wcześniej nie wypróbował swoich mocy.
I wtedy zorientował się, że w tej wędrówce pod górę ku czarnej, rozdziawionej paszczy bramy nie jest już sam. Słyszał nawet odgłos kroków. Odróżniał ciężkie stąpanie dwóch mężczyzn i lekkie, kobiece. Wszyscy w miękkich trzewikach… Heike uśmiechnął się do siebie. No, księżniczko, już możesz sobie ostrzyć pazury! To dopiero będzie walka!
Pierwszą przeszkodę stanowiła brama. W jaki sposób ją pokonać?
Kiedy rano wraz z księżniczką i Nicolą zwiedzali twierdzę, nie pokazano im części, w której mieściły się pokoje służby. Heike nie wiedział więc, gdzie mieszka woźnica – odźwierny.
Uprzytomnił sobie, że nie widział żadnego innego służącego.
Teraz głębiej się nad tym zastanowił. Gdzie są konie, ciągnące ów upiorny powóz? Wszak konie to żywe istoty. Ale rankiem ani ich nie widział, ani nie słyszał.