Выбрать главу

Rankiem? A gdzie właściwie podziało się przedpołudnie, południe i popołudnie? Poszedł do twierdzy rano, by sprowadzić Petera, i to mu się udało. Ale… kiedy wyszli z zamczyska, słońce dawno już minęło zenit i chyliło się nad horyzontem. Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę.

Jeszcze jedna czarodziejska sztuczka, to jasne. Przez moment przeraził się, że w trakcie ich „krótkiego” pobytu w twierdzy mogły upłynąć lata, ale nie, Mira i Zeno powiedzieliby coś o tym. No i były przecież konie, które wciąż pasły się na łące.

Wiedział, że żadne z trojga jego towarzyszy nie będzie w stanie otworzyć bramy, z tym musi poradzić sobie sam.

Brama, jak zresztą było do przewidzenia, okazała się zamknięta, a przecież nie mógł zapukać! Trzeba zachować ostrożność. Wszak licho nie śpi! Czy nie tak się mówi? Ale jedna zamknięta brama nie mogła pokrzyżować planów Heikego. Poczekał, aż księżyc schowa się za wielką chmurą, i podjął wspinaczkę pod górę ku dwóm nierównym, wystającym z muru kamieniom niedaleko bramy.

Był młody, silny i wytrzymały, na razie więc wszystko szło gładko.

Ale mur był wysoki. W tym miejscu zdawał się sięgać nieba. No cóż, musiał wspinać się wyżej z nadzieją, że nie spadnie.

Księżyc wyłaniał się zza chmur i znów zachodził, niewielką niosąc pomoc Heikemu. Najwyraźniej zawarł pakt z księżniczką, bo gdy tylko Heike znalazł w murze szczelinę lub wystający kant, którego mógł się uchwycić i posunąć choć trochę dalej, znikał. Heike musiał czekać, aż spoza chmury wychyli się choć jego rąbek. Powtarzało się to po wielekroć, utrudniało wspinaczkę i pochłaniało wiele sił.

Raz wydawało mu się, że utknął w martwym punkcie, zawieszony nad ziemią, bez możliwości posuwania się w górę. Przemieścił się jednak nieco w bok i szczęśliwie otworzyły się przed nim nowe drogi.

Nareszcie dłoń Heikego dosięgła górnej krawędzi muru i mógł wciągnąć się na sam szczyt.

Znalazł się teraz na zębatym zwieńczeniu murów wśród blanków, za którymi rozpościerał się dach twierdzy, okrążający otwarty dziedziniec. A więc wspiął się tu niepotrzebnie!

I co dalej?

Co robić? Gdzie szukać Petera?

I, najważniejsze, gdzie znajduje się księżniczka?

Heike wytężał słuch.

Jeśli miał nadzieję usłyszeć rozmowy lub też inne dźwięki, które by oznaczały, że żyją tu ludzie, czekało go rozczarowanie. Do jego uszu doszły natomiast bardziej przerażające odgłosy: przytłumione głuche bulgotanie zmieszane z żałosnym, przepojonym skargą tajemniczym szelestem, jakby węże przekradały się przez zgniłe listowie.

Takie same odgłosy, jakie wydawały korzenie, które porąbał na cmentarzu!

Zimny dreszcz wstrząsnął ciałem Heikego, gdy pojął prawdę.

Księżniczka rzuciła zaklęcie na wszystkich, widzieli więc twierdzę taką, jaką była teraz. Ale poprzez moc uroku przedzierały się dźwięki identyczne jak w wizji, która nawiedziła go rano – dźwięki z prawdziwej Cetatea de Strega.

Gdy Heike to zrozumiał, poczuł, że nagle posiadł moc spojrzenia na przestrzał przez mury twierdzy. Nie na długo i niezbyt wyraźnie, ale widział, i dziwnym zrządzeniem losu patrzył prosto w miejsce, w którym znajdował się Peter. Peter i Nicola.

Obraz zniknął błyskawicznie. Czarownica wygrała z potomkiem Ludzi Lodu. On przecież był tak niedoświadczony, taki młody, ale wewnętrzny głos podpowiadał mu, że tej nocy jego siły rozkwitną w pełni – tajemne moce kolejnego dotkniętego w rodzie.

To przekonanie dodało mu otuchy. W walce, którą miał dzisiaj stoczyć, dziedzictwo mogło okazać się zbawienne.

– Ach, Peterze, mój biedny przyjacielu – szepnął. – W coś ty się wplątał?

Peter pogrążony był we śnie, tyle Heike zdążył zauważyć. Spał, obejmując prześliczną Nicolę, ale niebezpieczeństwo czyhało. Heike wyczuł je raczej niż zobaczył, na razie bowiem niczego konkretnego nie dostrzegał.

Było mu przykro, że musi przerwać tę idyllę, ale jeśli miał uratować czyjeś życie, nie było innego wyjścia. Wiedział teraz, w której komnacie przebywa Peter. Ostrożnie przesuwał się wzdłuż dachu, aż natrafił na otwarte okno, wychodzące na dziedziniec. Opuścił się w dół i stanął na krawędzi okna. Wsunął stopy do środka.

Jeśli czarownica pociągnie mnie teraz za nogi, zacznę wrzeszczeć, pomyślał Heike, pragnąc żartem zagłuszyć lęk. Nic takiego jednak się nie stało. Wślizgnął się przez wąski otwór do niskiego pomieszczenia na piętrze, którego rano nie zwiedzali.

Była to najwyraźniej nie używana kondygnacja, przypominająca raczej strych w zwykłych domach. Heike odnalazł schody i zebrał się na odwagę, by zejść w dół. Odruchowo sięgnął ręką do piersi, by sprawdzić, czy mandragora jest na swoim miejscu, ale oczywiście dłoń trafiła na pustkę.

Ruch ten jednak przywołał wspomnienie. Przypomniał sobie nagle uczucie, jakie spłynęło nań na cmentarzu, nagłe wrażenie spokoju i… czyjejś wdzięczności? A potem w uszach zadźwięczały mu słowa Zeno: „Wszyscy się tacy stają”.

– Ach! – jęknął Heike, tłumiąc okrzyk dłonią przyciśniętą do ust. – Ach, Peterze, Peterze!

Jakimż durniem się okazałem, że też wcześniej nie zrozumiałem prawdy!

W jaki sposób teraz uratuję Petera?

– Tengelu! Sol! Marze! Pomóżcie mi, nigdy sobie z tym nie poradzę – wyrwało mu się z głębi duszy.

Lekkie, jakby szydercze klepnięcie w ramię poderwało go do przodu. Zrozumiał, że to Sol.

Znalazł się w pobliżu galerii. W zimnym niebieskim świetle księżyca oczy z portretów śledziły każdy jego krok, gdy jak kot przemykał się korytarzem. Musiał się spieszyć, Peterowi groziło niebezpieczeństwo – większe, niż mógł sobie wyobrazić.

Ale na czym polegało? Czym było owo coś, o którym mówili wszyscy? Co przyśniło się Mirze, co z sykiem usiłowało wedrzeć się przez jej okno? Co okaleczyło i zabiło tak wielu mężczyzn?

„Skrzydła kruka”.

Zmarli, znalezieni z pręgami na ciele? Z oczami wytrzeszczonymi z przerażenia i z męskością gotową do miłosnych uciech?

Nie ma co, przyjemna perspektywa!

Kiedy tak Heike szedł przez galerię, cały czas słyszał stąpanie czterech par stóp. W pewnej chwili dotarł do drzwi, które przypomniały mu o innych drzwiach widzianych wcześniej w odległej części zamczyska – tych wiodących wprost do serca twierdzy. Niestety, nie dostrzegł ich podczas ulotnej wizji, której doznał stojąc na dachu. Postanowił, że jeśli nadarzy się okazja, zbada, co kryje się za nimi. „Jeśli nadarzy się okazja?” Cóż za posępne przewidywania? Przecież jeszcze nie przegrał.

Nie, ale wciąż nie znał mocy przeciwnika. Przeczuwał jedynie, że może okazać się straszliwa!

Znalazł się w kolejnej komnacie, tu nie było okien, nie zaglądało więc światło księżyca. Musiał zatrzymać się na chwilę, by oczy przyzwyczaiły się do ciemności.

Gdyby miał latarenkę Zeno! Choć może by mu tylko zawadzała? Przestraszyłaby wroga i sprawiła, że Heike musiałby zrezygnować ze swych działań?

Nareszcie w mroku rozróżnił kontury drzwi. O ile dobrze pamiętał, powinien znajdować się dokładnie pod tym miejscem, w którym stał na dachu i rozglądał się dokoła.

Za tymi drzwiami musiał znajdować się Peter.

Heike nie mógł ot tak, po prostu, gwałtownie wedrzeć się do komnaty i krzyknąć przyjacielowi, by wychodził stąd jak najszybciej. To było niemożliwe. Musiał wślizgnąć się niepostrzeżenie.

Kochankowie spali. Jeśli Heike będzie miał szczęście, nie usłyszą go. Może wówczas zdoła znaleźć sobie kryjówkę, w której poczeka, aż nadejdzie owo nieznane, tajemnicze coś.