– Co się stało, Heike?
– Ciiicho! Wyczuwam trzy rzeczy. Po pierwsze, tutaj najwyraźniej słychać owe przytłumione trzaski i szelesty. Po drugie, czuje się tu przeciąg, dochodzący jak gdyby od dołu. A po trzecie, aż nos mi zatyka ten wstrętny odór, z pewnością właśnie tędy się wydostaje.
– Chcesz powiedzieć, że tu znajduje się jądro twierdzy?
– Tak. A może raczej należałoby powiedzieć: jądro wszelkiego zła?
– Heike, chyba nie mam ochoty tędy przechodzić!
– Ja także. Ta droga nie prowadzi do wyjścia, lecz dalej w głąb, do środka.
– Może w dół, do samego piekła?
– Jeśli chcesz, możesz to tak nazwać.
– Ale jak się stąd wydostaniemy?
Peter naprawdę był bliski łez.
Ale Heike nie rezygnował, już położył się na brzuchu w dziurze, która pozostała po kamieniu, by poszukać jakiejś drogi wyjścia. Peter zauważył, że Heike bardzo uważa, by nie dotknąć lepkiej plamy.
W końcu Heike wsunął się z powrotem do komnaty.
– To da się zrobić – rzekł z wahaniem. – Tuż poniżej jest gzyms, ale straszliwie wąski.
– Nie ma innej rady. Każdą możliwość wydostania się stąd trzeba przyjąć z otwartymi ramionami. Czy daleko do ziemi?
– Nie, dalej, z boku, nie. Ale w tym miejscu dolina jest bardzo, bardzo głęboka. Podejrzewam, że właśnie stąd Anciol rzuciła się w dół, oczywiście z samego szczytu murów.
– Bardzo proszę, nie wspominaj tego imienia – Peter zadrżał. – I tak jestem już bliski utraty zmysłów, chyba to rozumiesz?
– Naturalnie, wybacz mi moją bezmyślność!
Nie było na co czekać, postanowili więc ruszyć natychmiast. Peter jako pierwszy, nie mógł bowiem znieść myśli, że pozostanie choćby przez moment sam we wnętrzu upiornej budowli. On także starał się nie dotknąć obrzydliwej plamy.
Heike pomógł mu stanąć na gzymsie.
– Wszystko w porządku?
– Tak – odparł Peter. – Na razie. Ale w jaki sposób zdołamy zejść na ziemię? Czego się trzymać?
– Rozglądaj się za nierównościami w murze! Za szczelinami i występami. Musimy przejść tylko kawałeczek, zaledwie parę łokci.
– Zaczekam na ciebie – Peter nie śmiał podejmować tak ryzykownej wyprawy samodzielnie.
Heike nie bez ulgi opuścił twierdzę i rozpoczęła się żmudna przeprawa. Balansowali jak na linie, cały czas z sercem w gardle.
Nigdy dotąd nie pokonywali tak krótkiego odcinka przez tak długi czas. A kiedy Peter i zaraz za nim Heike nareszcie mogli zeskoczyć na zbocze, w milczeniu podali sobie ręce i razem ruszyli ku płaskiemu terenowi przed bramą.
– Jak to możliwe, by takie piękne zamczysko kryło w sobie tyle zła? – zadumał się Peter.
Na jego twarzy nadal odbijały się przeżyte chwile grozy i szaleństwa; wciąż nie mógł zapanować nad głosem.
– Piękne? – powtórzył Heike. – Poczekaj, aż zabierzemy z gospody mandragorę, ujrzysz wówczas twierdzę taką, jaka jest naprawdę.
– Jeśli dojdę do gospody, to nigdy, przenigdy tu nie wrócę – zapewnił Peter z niezwykłym przekonaniem w głosie.
– I ja także nie – rzekł Heike zadumany. – Ja także nie, nie zniósłbym tego. Ale w jaki sposób zdołamy pokonać czarownicę? Trzeba to zrobić teraz. Nie możemy wejść do środka tak jak poprzednio. Nie jestem w stanie tego zrobić. Brama jest zamknięta, wspinaczka na dach była niebywale trudna. Nie mam zamiaru tego powtarzać!
Podświadomie zaczęli schodzić w dół ścieżką oświetloną porannym blaskiem słońca, nie mieli odwagi zostać w tym miejscu ani chwili dłużej.
– Ale Feodora? Księżniczka? Nic z tego nie rozumiem, Heike. Wszyscy przecież mówili, że Feodora jest czarownicą. Czy to znaczy, że były dwie czarownice? I co się z nią stało?
– Nie było dwóch czarownic, Peterze, były natomiast dwie księżniczki. Anciol to także księżniczka, lecz ani ty, ani ja nie zastanawialiśmy się nad tym. Sądziliśmy, że Nicola jest niczemu niewinną dziewczyną z tych okolic. Ale kiedy Zeno i inni mieszkańcy miasteczka mówili o czarownicy i księżniczce, nigdy nie wymieniali przy tym imienia Feodory. Myśleli o Nicoli. Ale skąd my mogliśmy o tym wiedzieć?
Peter dyskretnie otarł ręką oczy.
– Ale gdzie ona teraz jest? – zapytał niewyraźnie.
– Feodora? Jeszcze tego nie zrozumiałeś? – zapytał Heike ze zdumieniem. – Nie pojąłeś, że sam uwolniłeś ją od uroku, który najprawdopodobniej rzuciła na nią Anciol?
– Ja?
– Tak. Kiedy położyłeś swój krzyżyk w jej grobie, wówczas odnalazła spokój. To musiała być „nasza” Feodora. Natychmiast zniknęła z twierdzy i Nicola nie na żarty się zaniepokoiła, prawda?
– Tak, masz rację. Wiesz, ja, który umiem czytać i pisać, powinienem był zrozumieć, kim była Anciol. Jeśli A z początku przeniesie się na koniec jej imienia i zamieni na miejsca I i C, to wyjdzie z tego dokładnie Nicola. Poza tym i wiekiem także lepiej pasowała na pannę młodą, prawda?
Heike milczał. On przecież nie znał liter. Co prawda także zastanawiał się nad podobieństwem imion, ale coś mu się jednak nie zgadzało. Nie wiedział, że w jednym przypadku C wymawia się jak C, a w drugim jak K. Niełatwo to zrozumieć komuś, kto nie umie czytać.
Peter ciągnął podniecony:
– Pomyśl tylko, że mój krzyżyk mógł pomóc udręczonej duszy. Jednak na coś się przydałem.
– Nie poradziłbym sobie bez ciebie.
– Beze mnie nigdy byś nie wpadł w takie tarapaty – sucho przerwał mu Peter. – Ale wobec tego Feodora musiała być zjawą?
– Tak, ona była zjawą. To Anciol jest upiorem.
– A woźnica?
– Nie wiem nic o nim ani o jego ekwipażu. Zgaduję jednak, że był związany z Nicolą w ten sam sposób co Feodora, musiał jej służyć.
– A kruki? – Peter śledził wzrokiem parę krążących wysoko ptaków. – One mnie zwiodły.
– Mnie także. Słowa o skrzydłach kruka nawiązywały jedynie do włosów upiora.
– Uff, nie przypominaj mi o tym – zadrżał Peter. – Czy wiesz, że ja sam, dureń, paplałem o tym, że jej włosy błyszczą równie pięknie jak skrzydła kruka? Nie umiejąc dodać dwa do dwóch!
– Chyba można ci to wybaczyć – uśmiechnął się Heike. – Nie, myślę, że ptaki to zwyczajne kruki, być może mają za zadanie szpiegować dla Anciol, ale to tylko domysły.
Peter pokiwał głową.
– Jak sądzę, dość bliskie prawdy.
Jeszcze nie doszedł do siebie. Szczególnie trudno było mu mówić o chwilach miłosnych uniesień, jakie spędził z Nicolą. Heike doskonale go rozumiał.
– A ludzie z miasteczka? – zapytał Peter. – Dlaczego żyją tutaj w ciągłym strachu? Dlaczego nie opuszczą doliny?
– Podejrzewam, że nie mogą. Myślę, że las ich nie puszcza.
– Chcesz powiedzieć, że zagradza im drogę, zamyka dolinę? Że nie ma stąd żadnego wyjścia?
– Tak właśnie uważam. Istnieje jedynie droga prowadząca do środka, taka jak otworzyła się przed nami. Niczym morskie anemony, słyszałeś o nich? To stworzenia, które żyją na dnie morza, otwierają swe przepiękne, przypominające kwiaty kielichy, zapraszając do środka niczego nie podejrzewające ryby, a potem kielich się zamyka. Ryba nie może się wydostać, a anemon najada się do syta.
– Opowiadasz makabryczne historie, Heike. – Peter był wzburzony. – Ale w jaki sposób my się wydostaniemy?
– Dlatego właśnie musimy unieszkodliwić upiora. Dla własnego dobra i, rzecz jasna, dla dobra mieszkańców miasteczka.
Znajdowali się teraz na niewielkim płaskim terenie, mniej więcej w połowie drogi ku łąkom. Przystanęli i popatrzyli w górę na majestatyczną budowlę twierdzy.
– Upiór – powiedział Heike w zamyśleniu. – Gdzieś tutaj odłożyłem w nocy kołek i młotek. Muszę rozprawić się z czarownicą Anciol teraz, za dnia, kiedy jeszcze jest bezbronna.