W drewnianej skrzyni leżała z przymkniętymi oczami jego najdroższa Nicola. Z jedną tylko drobną różnicą w wyglądzie…
Peter usłyszał gdzieś koło siebie perlisty śmiech, Zrozumiał, że to towarzyszka Heikego, którą nazywał imieniem Sol. Śmiech był szczery, nieopanowany i niezwykle zaraźliwy. Peter zobaczył, że Heike się uśmiecha, w końcu i jemu samemu zadrgały kąciki ust.
Nicola, czy raczej Anciol, bo przecież tak naprawdę miała na imię, leżała w trumnie całkiem naga. Skończenie piękna, budząca pożądanie. Ale włosów, swej najważniejszej ozdoby, już nie miała.
Sol zanosiła się śmiechem.
– Ach, nigdy nie widziałam czegoś zabawniejszego! – szczebiotała. – Ta niebezpieczna kusicielka całkiem łysa!
Wtedy Anciol otworzyła oczy. Nie mogła się poruszyć, nie mogła nic zrobić, ale jej nienawistny wzrok utkwiony był w Sol, która ukazała się teraz u boku Heikego wraz z dwoma mężczyznami o niezwykłym wyglądzie. Peter nie spuszczał z nich oczu.
– Dzie-dzie-dzie-dzień dobry – wyjąkał onieśmielany. – Sol… Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem! Jakie przecudne włosy!
Komplement jeszcze bardziej rozbawił Sol.
– Słyszałaś, stara diablico? Tak, tak, widzę, że gdyby wzrok mógł zabijać, byłoby ze mną źle. Ale, rozumiesz, ja już umarłam, więc z twojej strony nic mi nie grozi! Podczas gdy ty… ty nie umarłaś, upiorze!
Peter niemal zapomniał o straszliwej istocie w trumnie. Nie mógł oderwać wzroku od przodków Heikego. Heike także spoglądał, oniemiały. Stali tak, wpatrując się w sobowtóra Heikego, tylko nieco starszego.
– Tengel Dobry? – szepnął Heike.
– Tak, to ja. Jak widzisz, nie ty jeden przeżywałeś udręki z powodu swego wyglądu. Moje dzieciństwo i młodość także były naznaczone cierpieniem. Ale jakoś udaje nam się przetrwać. Kiedy już pozyskamy ludzki szacunek, rany się zabliźniają, już tak nie bolą.
Heike pokiwał głową. Obaj chłopcy przenieśli wzrok na drugiego mężczyznę.
– Demon? – szeptem zapytał Peter, mimowolnie dając krok do tyłu.
– To Mar – odparł Tengel Dobry. – Podpora Shiry, mistrz w zaklinaniu duchów. A tutaj jego umiejętności mogą się bardzo przydać!
– Tak – odparł Heike całkowicie oszołomiony.
Wokół nich znów bulgotało z sykiem, trzeszczało i skowyczało, wszystko rosło na ich oczach, wiło się bez przerwy.
– Kiedy już będzie po wszystkim, uciekajcie, chłopcy. Uciekajcie stąd najszybciej, jak się da! – ostrzegł Tengel. – Inaczej możecie zostać tu żywcem pogrzebani, bez możliwości odwrotu.
– Będziemy o tym pamiętać – zapewnił Heike. – Ale wyjaśnij, kto wskazał nam drogę tutaj? Ta woźnica, prawda? Ale kim on jest naprawdę?
– Nie zrozumieliście tego? To człowiek, który miał ją poślubić, lecz zdradził.
– Ale on był przecież taki stary i chudy!
– Pozwoliła mu przeżyć życie do końca, dopiero potem zapanowała nad nim, upokorzyła, zmuszając, by służył jej przez całą wieczność. No, ale bierz się do roboty. To ty musisz tego dokonać, Heike!
Chłopak z wahaniem wyjął zza pazuchy kołek i młotek. Starał się nie spoglądać na Anciol; wiedział, że jej wzrok poszukuje teraz jego oczu, jest ostry, morderczy.
– Nie patrz na nią, Peterze! – uprzedził.
– Nie mam na to wcale ochoty – odparł przyjaciel. – Co teraz zrobisz? Nie masz chyba zamiaru…
Sol pomagała Heikemu.
– Tutaj, Heike, tu ma serce ta wiedźma, jeśli w ogóle coś tam bije!
Heike ustawił kołek. Mar, stojący u wezgłowia trumny, zaczął odmawiać zaklęcia. Z ust popłynęła mu tajemnicza pieśń.
– To konieczne – wyjaśnił Tengel. – Cały las na wskroś przesiąknięty jest złem. Jedyne, co trzymało tę kobietę przy tym dość szczególnym życiu, to żądza zemsty. A to straszliwie niszcząca siła. Mar stara się ujarzmić wszechobecne zło. Ty zajmij się nią.
Sol nie przestawała drażnić upiora.
– No, kochaniutka, teraz dopiero będziesz piękna! Wiek zaraz da ci się we znaki, a jest o czym mówić, prawda? Dwieście lat? Trzysta? A może jeszcze więcej? Pomyśl sobie o zmarszczkach, które zaraz naznaczą ci twarz! Pomyśl o tych przystojnych mężczyznach, którzy wkrótce będą świadkami twojej przemiany. Gdzie się podzieje twoja słynna zmysłowość? Ty, która za życia nie mogłaś ani przez mgnienie oka obejść się bez mężczyzny, czyż nie tak było? I nawet po śmierci nie byłaś w stanie zaprzestać tych praktyk! Nie będzie to dla ciebie miły koniec, o nie! Już my się o to postaramy!
Anciol z całych sił starała się ściągnąć wzrok Heikego, by zdobyć nad nim władzę, ale żaden z chłopców nie patrzył w jej stronę. Widać było, że nienawidzi także Mara za jego czarodziejskie zaklęcia. Patrzyli, jak się wije, jak stara się poruszyć, ale tak naprawdę nie jest w stanie tego uczynić. Była uwięziona w swej trumnie, jak zawsze bywa z upiorami za dnia. Nie mogła przywołać wizji Nicoli ani też fałszywego obrazu pięknej twierdzy, gdyż wszyscy obecni już ją przejrzeli, dotarli aż do samego rdzenia. A najsłabszy z nich, Peter, znajdował się pod opiekuńczymi skrzydłami Ludzi Lodu.
Była bezsilna! Wszyscy w krypcie odczuwali wzbierający w niej gniew.
Heike trzykrotnie głęboko odetchnął i wzniósł młotek.
– Nie patrzcie na nią później – ostrzegł Tengel. – Wyjdźcie na górę i biegnijcie, nie myśląc o niczym innym!
Heike kiwnął głową. Peter stał już gotowy do ucieczki. Zobaczył teraz tkwiące w murze uchwyty, ułatwiające wyjście.
Zaklęcia Mara nabrały mocy, choć wciąż brzmiały jednakowo monotonnie.
Heike starannie wycelował i uderzył ze wszystkich sił. Potem puścił młotek i rzucił się do ucieczki.
Krzyk, wycie tak straszliwe, iż zdawało się, że popękają im bębenki w uszach, przeszył kryptę. Podobnym wrzaskiem odpowiedziały rośliny skręcające się w śmiertelnych skurczach niczym ranne węże. Peter już wspinał się do góry, Heike za nim, w głowę uderzył go wijący się w agonalnych drgawkach korzeń, ale zdołali wyjść. O troje z Ludzi Lodu nie musieli się martwić, oni bowiem byli nietykalni, potrafili się przemieszczać tak jak chcieli.
Na górze zapanował najdzikszy chaos. Korzenie wyrywały ze ścian bloki skalne i wywracały kamienie, mury waliły się z hukiem. Drzewa splatały się ze sobą, budując zapory przed chłopcami, którzy raz po raz musieli się uchylać, wyrywać z oślizłych objęć, omijać śmiertelnie niebezpieczne pułapki. Kiedy jednak wydostali się na powierzchnię, poszło im łatwiej.
Nareszcie byli za bramą i nie rozglądając się, co sił w nogach gnali ku dolinie. Peter wpadł w jakąś dziurę, zranił się w nogę i teraz kulał, ale nawet słyszeć nie chciał o tym, by się zatrzymać.
W całej dolinie rozbrzmiewało dudnienie wydobywające się z twierdzy. Konie na łące spłoszyły się, ale Peter zdołał je uspokoić. Przywołał zwierzęta i chłopcy na oklep wjechali do Targul Stregesti. Oczekiwali ich już wszyscy mieszkańcy, pragnący godnie powitać swoich bohaterów.
Przybiegła także Mira i rzuciła się na szyję Peterowi, który całkowicie zapomniał już o jej istnieniu.
– Och, dziękuję, Heike, dziękuję – ze łzami w oczach szeptała przez ramię Petera. – Dziękuję, że go przyprowadziłeś!
Heike był rozgorączkowany.
– Musimy natychmiast stąd odjechać – powiedział. – Czy nasze rzeczy są przygotowane, Miro?
Dziewczyna skinęła głową i zaraz zajęła się bagażem.
Poświęcili chwilę na pożegnanie ze wzruszonym Zeno i jego żoną.
– Nareszcie odzyskamy spokój – rzekł karczmarz, potrząsając dłonią Heikego. – Nie macie pojęcia, jakie to dla nas ma znaczenie.
– Owszem – cicho powiedział Heike. – Ja mam pojęcie.
Teraz wiedział już bowiem, co powinien był pamiętać – to, co wydarzyło się tak dawno temu. Może byłoby lepiej, gdyby jednak o wszystkim zapomniał!