– Pewnie masz rację – Heike nie w pełni podzielał zdanie przyjaciela. – Ala ja nie mam zamiaru wracać tam, by wskazać drogę.
– Ja także nie. Coś wymyślimy.
Podniósł głos do normalnego tonu, schylając jednocześnie głowę pod spróchniałą, porośniętą mchem gałęzią, która w każdej chwili groziła złamaniem.
– Nie mogę powiedzieć o sobie, że jestem bystry – stwierdził. – Ja, który tyle czytałem, zetknąłem się już kiedyś z podobną historią! Legendą ze wschodnich krain…
– Naprawdę?
Zsiedli z koni, by poprowadzić je bezpieczniejszą drogą. W tym miejscu gęstwina była niemal nie do przebycia, przewrócone drzewa prawie bez reszty zagradzały drogę.
– Tak – mówił Peter. – Nazywała się chyba „Czarne włosy” i brała swój początek w odległej krainie położonej na wschodzie, którą nazywają Japonią. Legenda, czy też raczej prawdziwa historia o duchach, opowiadała o mężczyźnie, który na jakiś czas opuścił swą żonę, by dla ich wspólnego dobra związać się z bogatszą kobietą. Żona wiernie czekała na niego, bo obiecał przynieść majątek. Mężczyzna powrócił po wielu latach, przeżyli wspaniałą miłosną noc, a rano znalazł jej kości przy łóżku i sam został uduszony przez jej włosy.
– Ależ to przecież prawie dokładnie to, co wydarzyło się tutaj! – wykrzyknął Heike.
– To prawda, ale nie mogłem sobie wyobrazić, że ta cudowna Nicola… Przecież tamto było tylko historią o duchach!
– Z pewnością tkwiło w tym coś więcej – stwierdził Heike. – To, co może zdarzyć się w jednym miejscu, może również wydarzyć się gdzie indziej.
Nagle Mira zawołała:
– Patrzcie w górę! Wysokie zbocza po obu stronach! Jak myślicie, czy to może być przełęcz?
– O ile tylko nie jest to „nasza” dolina, to jest mi wszystko jedno – oświadczył Peter. – Ale tak, to przełęcz, poznaję tamten szczyt! Wychodzimy z lasu! Heike, udało się!
– Trudno mi w to uwierzyć – powiedział Heike spokojnie, ale wyczuli radość i ulgę w jego głosie.
Rzeczywiście była to przełęcz. Ta, która prowadziła ich z powrotem do świata żywych ludzi.
Co prawda nie od razu. Kiedy nareszcie zostawili za sobą trzaskający i bulgoczący las, stanęli w najwyższym punkcie przełęczy i zobaczyli rozciągające się przed nimi bezdroża, wzgórza i doliny, zaczęli podejrzewać, że ich kłopoty jeszcze się nie skończyły. Po drodze bowiem, którą tu przybyli, nie było ani śladu.
Fakt, że moc czarownicy rozciągała się także i za przełęcz, podziałał na nich deprymująco.
Szczęśliwie jednak, gdy zjechali w najbliższą dolinę, napotkali prawdziwą drogę. Jedynie ostatni jej odcinek – prowadzący do przełęczy i dalej w głąb lasu – okazał się omamem. Kiedyś, wieki temu, z pewnością wiódł tędy trakt, ale obecnie należał on jedynie do świata zjaw i upiorów.
Łatwo było teraz obrać kierunek dalszej podróży, gdyż w jedną stronę droga przemieniała się w wyraźnie rzadko uczęszczaną ścieżkę, w drugą zaś była wydeptana i wyjeżdżona, co oczywiście wydało im się niezwykle obiecujące.
– Czy naprawdę mamy w to uwierzyć? – z wahaniem zapytał Peter.
– Peter Niedowiarek – uśmiechnął się Heike. – Tak, sądzę, że tym razem ta droga zaprowadzi nas do ludzi.
Mira nic nie mówiła, nie spuszczała tylko wzroku z pleców Petera i potakiwała z uwielbieniem każdemu jego słowu.
Długo jechali tego popołudnia, momentami cisi i zamyśleni, to znów zajęci ożywioną rozmową. O dziwo, najbardziej posępny wydawał się wesołek Peter, on najczęściej popadał w przygnębienie. A może to wcale nie takie dziwne, pomyślał Heike. Był przecież tak bardzo zakochany, a potem przeżył zawód i wstrząs!
Co do jednego wszyscy byli zgodni: doskwierał im nieopisany głód, a ich kasa podróżna świeciła pustkami.
– Kiedy tak naprawdę jedliśmy po raz ostatni? – zastanawiała się Mira, gdy odpoczywali na zboczu nad małym jeziorkiem. Nazbierali jagód, a Peterowi gołymi rękami udało się złowić rybę. Piekli ją właśnie, z niecierpliwością czekając, aż będzie gotowa.
– Nie myśl o tym – ostrzegł ją Peter. – Jeśli zaczniesz zadawać sobie podobne pytania, niedługo dojdziesz do wniosku, że oszalałaś.
– Sądzę, że jedliśmy w Targul Stregesti – powiedziała Mira. – Ale co? Nie, na to nie śmiem odpowiedzieć.
Heike rozwiązał ich zagadkę.
– Kiedy przed kilkoma dniami znaleźliśmy się na tej prastarej drodze, wiodącej przez przełęcz, przeszliśmy po prostu w minioną epokę – stwierdził. – Przenieśliśmy się aż do czasu… Jak sądzisz, Peterze?
Przyjaciel zdjął rybę z węgli, podmuchał na sparzone koniuszki palców i odparł:
– To trudno powiedzieć. Feodora zmarła w roku tysiąc sześćset osiemnastym, to wiemy na pewno. Miasteczko istniało jeszcze przez jakiś czas. Nie, nie wiem, czy było to przed, czy po tym roku. Mów dalej, Heike!
– Moim zdaniem w karczmie dostaliśmy prawdziwe jedzenie; jedzenie mieszkańców miasteczka. Ale w twierdzy…
– Tam wszystko smakowało jak siano – dokończył Peter. – Masz rację, Heike. W minionych czasach, w jakich się znaleźliśmy, Feodora i Nicola już były duchami, nawiedzającymi miasteczka. Och, nie, to zbyt trudne do pojęcia! Miasteczko duchów, w którym grasują jeszcze starsze duchy! No cóż, w każdym razie uwolniliśmy ich od przekleństwa i uratowaliśmy dusze, które nie mogły znaleźć spokoju, prawda? A właściwie to ty tego dokonałeś, Heike.
Ku zdumieniu swych towarzyszy Peter wybuchnął płaczem. Starał się to ukryć, zasłaniając twarz, ale słyszeli jego łkania. Ze zrozumieniem czekali, aż chłopak się uspokoi. Mimo wszystko odczuwali zażenowanie, jak zawsze bywa, gdy jest się świadkiem wybuchu czyichś silnych uczuć. W końcu udało mu się stłumić płacz, kilka razy odetchnął głęboko, a potem pociągał już tylko nosem.
– Dzisiejszy dzień był dla mnie bardzo trudny – usprawiedliwiał się, ocierając oczy. – Jak mogłem, ja, który tak bardzo cię podziwiam, Heike, zachowywać się tak w stosunku do ciebie? Złościłem się, byłem nieprzyjemny i jeszcze zaatakowałem cię siekierą! Mogłem cię przecież zabić, niewiele brakowało! To wcale do mnie niepodobne nie mogę tego zrozumieć. Tak żałuję tego, co zrobiłem, że gotów jestem umrzeć!
– Anciol rzuciła na ciebie miłosny czar – usprawiedliwiał przyjaciela przed nim samym Heike. – Rozumiałem to przez cały czas, dlatego potrafiłem wytłumaczyć sobie twoje zachowanie. Omyliłem się jedynie sądząc, że chodzi o zwykłą, ziemską miłość i że ona potrafi opętać człowieka do szaleństwa. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że Nicola jest upiorem i że rzuciła na ciebie urok.
– Czy możesz mi to wszystko wybaczyć? – zapytał Peter, kładąc rękę na dłoni przyjaciela.
– Już ci wybaczyłem. Czy myślisz, że inaczej tak bardzo bym się starał wyrwać cię z twierdzy?
– Dziękuję ci, Heike! Dziękuję za moje życie! A ty, Miro, czy ty mi przebaczysz? I dla ciebie byłem nieznośny.
Promienny blask jej oczu dał wystarczającą odpowiedź. Peter był zaskoczony podziwem, z jakim patrzy na niego dziewczyna. A on nazwał ją krową!
Aby ukryć zdumienie, zajął się dzieleniem ryby na trzy części.
Zaspokoili głód i to dodało im otuchy. A kiedy szarość wieczoru zapanowała już nad światem, roztoczyła się przed nimi duża dolina, przez którą wiodła o wiele szersza droga. Tu i ówdzie widać było rozsypane nad szeroką rzeką wioski.
– To nie może być złudzenie – z niedowierzaniem powiedział Heike.
– Nie, te wsie są prawdziwe – stwierdził Peter. – Wróciliśmy do doliny Maruszy, moi drodzy, a to znaczy, że do cywilizacji już niedaleko!