Kiedy szedł za księżniczką Feodorą, zwrócił uwagę na to, że jej wysoko ułożone włosy muszą być jeszcze dłuższe niż włosy Nicoli. Czarne, niezwykle lśniące, przywiodły mu na myśl kruki krążące nad ich głowami i trzepoczące czarnymi skrzydłami. Księżniczka nosiła podobny strój jak Nicola, różniący się tylko kolorami, lecz równie ciemny i tajemniczo powabny.
Czary, powiedziała Nicola czy też raczej on sam to powiedział.
No cóż, to wcale nie takie bezsensowne. Księżniczka Feodora sprawiała wrażenie osoby, która niejedno potrafi.
Stół do śniadania gustownie nakryto, na posiłek składały się dania pochodzące z doliny: warzywa, mięso, ryby. Ale Yves, który nawet w domu był ogromnie wymagający i wybredny, uważał, że wszystko smakuje jak siano. To z pewnością niepokój o stryja sprawiał, że nie mógł się w niczym rozsmakować. Bezustannie myślał też o Nicoli. Przez cały czas! W jaki sposób zabrać ją ze sobą, gdy będą stąd odjeżdżać? Jasne było, że księżniczka nie może o niczym wiedzieć. Wydawała się, jak ostrzegła Nicola, prawdziwie niebezpieczna. Czarne oczy, w których czaiły się błyskawice, głos, który w jednej chwili był łagodny, przymilny, by zaraz zmienić się w kamień. I ta straszliwa ostrość we wzroku, za każdym razem gdy spoglądała na Nicolę! Niemal jak nienawiść!
Dlaczego? Yves nie musiał wcale mieć zbyt wielkiego mniemania o sobie, by zauważyć, że Feodora pragnie wzbudzić jego zainteresowanie jako mężczyzny. Innymi słowy, między dwiema kobietami toczyła się walka o jego względy!
Choć, oczywiście, Nicola nie walczyła. Nie musiała. I tak był nią całkowicie zauroczony. Poza tym w jej nieśmiałej, cnotliwej, dziewczęcej naturze nie leżało narzucanie się mężczyźnie.
Natomiast księżniczka Feodora! Jedyne, co przemawiało przeciw niej, to wiek. Yves był co prawda o kilka lat od niej młodszy, lecz nie na tyle, by w innych okolicznościach bez skrupułów nie nawiązać z nią flirtu. Była wszak olśniewająco piękną kobietą, promieniującą silną zmysłowością.
On jednak już dokonał wyboru. Nicola albo żadna!
Dlatego miękka dłoń starszej kobiety, spoczywająca na jego ramieniu, jej wiele mówiące spojrzenie i wyraźne zaproszenia nieco go zawstydzały. Chociaż z drugiej strony dumny był jak paw z okazywanego mu przez Feodorę podziwu, bo prawdę mówiąc Yves miał dość wysokie mniemanie o sobie.
A może tak obydwie? Księżniczka taka pociągająca…
Och, nie, nie, o czymże to on myśli? Nicola była przecież dla niego wszystkim, a ponadto przypuszczał, że stryj wybrał już starszą z dam dla siebie.
Dlaczego stryj nie nadchodził?
Yves zaczął wypytywać o ruiny nad jeziorem leżącym u stóp twierdzy.
Tak, potwierdziła księżniczka. Snuł właściwe przypuszczenia. Kiedyś ta właśnie dolina stanowiła centrum regionu, tu, w tej twierdzy, wojewoda miał swą siedzibę. Ale na dolinę spadło nieszczęście…
– Zaraza? – zapytał Yves.
– Hm, w pewnym sensie – dość niejasno odparła Feodora. – Mieszkańcy miasteczka wymarli – mówiła dalej – a nieliczni, którzy zdołali przeżyć, przenieśli się do drugiej jego części. Tej, którą poznaliście, tam gdzie mieści się gospoda. Nicola i ja jesteśmy ostatnimi potomkami dumnego rodu wojewody i nie chcemy opuszczać Stregesti.
No cóż, pomyślał Yves. To ty nie chcesz stąd odejść. Ale Nicola…? Czy kiedykolwiek pytałaś ją o zdanie?
– Miasteczko musiało wymrzeć już dawno temu – zauważył Yves. – Widziałem, że las wdziera się pomiędzy fundamenty zniszczonych domów, a bluszcz obrósł welonem ruiny.
– Tak, to już dawno temu – odparła Feodora łagodnie.
Yves nie powiedział głośno tego, co ciążyło mu na sercu: że las usiłuje wedrzeć się także do twierdzy. Niczym groźba czai się pod murami, gotów w każdej chwili pochłonąć je i zdusić w swych zielonych objęciach.
Przypuszczał, że z daleka twierdza musi wywierać odpychające wrażenie: niezgrabna, czworokątna wieża, blanki z szeregiem otworów strzelniczych, wieńczące kamienne mury, wyłaniające się z lasu, który zdawał się żyć własnym życiem.
Ale wewnątrz była piękna. Ponura, przytłaczająca, lecz piękna.
Po posiłku damy zabrały go na zwiedzanie twierdzy, prawdopodobnie by odwieść jego myśli od ciągłej nieobecności stryja.
Stali w komnacie oświetlonej kandelabrami i rozmawiali. Yves czuł się oszołomiony kobiecością emanującą od obu dam. Od księżniczki promieniował czysty erotyzm, Nicola sprawiała wrażenie bardziej przytłumionej.
– A więc tędy nie da się dojechać do Sybina? – zapytał Yves wskazując wzdłuż doliny ku wschodowi. W każdym razie sądził, że tam właśnie ciągnie się dolina; na tę stronę nie wychodziły żadne okna. – Musimy wrócić do gospody i jechać tą samą drogą, którą przybyliśmy?
Księżniczka Feodora utkwiła w nim swe wyraziste oczy. Spoglądając prosto w nie czuł zawrót głowy.
– Oczywiście, da się tędy przejechać! Jest tu stara, zarośnięta droga. Przypominam sobie teraz, że wasz stryj, baron, pytał dokładnie o to samo. Nie zdziwiłoby mnie wcale, gdyby starał się odszukać tę drogę i dlatego tak się spóźnia.
– Ale to może być dla niego niebezpieczne!
– Skądże, na pewno nie! Widzieliście nasze owce w dolinie, prawda? Jak spokojnie i bezpiecznie się pasły! Wierzcie mi, gdyby w okolicy pojawiły się drapieżniki, owce od razu szukałyby schronienia tutaj w domu, w twierdzy.
Yves nie chciał głośno przyznać się do tego, ale przeraziły go jego własne myśli. Wcale nie brał pod uwagę drapieżników.
Chodziło mu o las.
Mijali kolejne piękne komnaty, a księżniczka nie przestawała opowiadać i wyjaśniać. Yves poznał całą historię twierdzy.
Zwrócił jednak uwagę, że choć szczodrze pokazywała mu wszystko, co miało jakąkolwiek wartość historyczną, a było tego niemało, to starannie omijała jedną komnatę, mimo że wielokrotnie przechodzili obok wiodących do niej ciemnych rzeźbionych drzwi. Z tej właśnie komnaty wyszły księżniczka i Nicola, by powitać Yvesa. I jeśli się nie mylił, w głębi za owymi drzwiami musiało znajdować się jeszcze jedno pomieszczenie, a może nawet było ich więcej? Prawdopodobnie sypialnie dam. Doskonale rozumiał, że nie wypadało pokazywać mężczyźnie prywatnych komnat.
Wiele się jednak dowiedział o twierdzy i zagmatwanej historii kraju. Niegdyś Stregesti było bardzo ważnym punktem strategicznym, broniła kraju przed zajęciem go przez napierające obce ludy. Teraz dolina przestała już mieć tak ogromne militarne znaczenie. Turcy wciąż jednak nie byli daleko, władali Wołoszczyzną, ledwie kilka dolin stąd.
W twierdzy znajdowały się niezwykłe wprost drogocenności. Yves obejrzał koronę ojca Feodory, piastującego urząd wojewody tej części krainy. Księżniczka pokazała mu też szablę, której używał podczas bitwy i którą obciął głowę piętnastu wrogom. Yves z bardzo umiarkowanym podziwem potraktował chłód, z jakim mu to relacjonowała.
Większe poruszenie wykazała opowiadając legendę o Anciol, młodziutkiej pannie młodej z dawnych czasów. Pokazała mu też suknię ślubną, która nadal wisiała na wieszaku. Suknia, choć teraz tknięta zębem czasu i cienka jak pajęczyna, była prawdziwym dziełem sztuki z brokatu i złotogłowiu, zdobiona koronkami i szlachetnymi kamieniami.
– Nigdy nie została założona – rzekła Feodora ze smutkiem w głosie. – Anciol na próżno czekała na pana młodego. W dniu ślubu porzucił ją dla innej kobiety. Przez tydzień leżała jak rażona gromem, cierpiąc nieznośny wstyd. A potem podniosła się z łoża i rzuciła ze skały w przepaść.
Feodora przeszła dalej i zatrzymała się przy ogromnym stole. Teraz się uśmiechała.
– Zauważyliście te znaki na stole? To ślady Dzikiego Bogdana, również jednego z moich przodków; on także był wojewodą. Wjechał do tej sali na koniu podczas wielkiej uczty, na której mieli się pojednać jego wrogowie. A kiedy wszyscy zebrani siedzieli przy tym właśnie stole, objedzeni i pijani, wjechał konno na stół i wielu powalił. Ci, którzy usiłowali uciec, zostali pojmani przez jego wiernych wojowników i powieszeni za nogi. Wisieli w palących promieniach słońca tak długo, aż pomarli. Za bramą ciągle jeszcze można znaleźć ślady miejsc, w których wbito słupy…