SPISANE W KROMIESZNIKACH 3 MAJA ROKU 7190 RĘKĄ KORNIEJA FONDORINA
Wynikało z tego, że w maju 1682 roku (czyli 7190 wedle kalendarza staroruskiego) Cornelius przebywał w nadwołżańskim mieście Kromieszniki, gdzie właśnie w tym czasie oczekiwał na wezwanie do Moskwy znajdujący się w opale [1] bojar Artamon Siergiejewicz Matfiejew. Potwierdzało to rodzinną legendę, że kapitan von Dorn należał do kręgu osób blisko związanych z pierwszym ministrem cara Aleksego Michajłowicza i nawet ożenił się z córką bojara. Ostatnie twierdzenie najpewniej było wyssaną z palca bajeczką, która miała swe źródło w tym, że syn Corneliusa, Nikita Fandorin, przez długi czas piastował stanowisko osobistego sekretarza hrabiego Andrieja Artamonowicza Matfiejewa, posła pełnomocnego cara Piotra przy wielu europejskich dworach.
Artykuł Nicholasa kończył się supozycją, że dokument został przecięty najprawdopodobniej w czasie majowego buntu moskiewskich strzelców, którzy wystąpili przeciwko bojarowi Matfiejewowi i jego ludziom, w ich liczbie zapewne również Corneliusowi von Dornowi, o którym po roku 1682 w żadnych świadectwach nie znajdujemy wzmianki.
Trzy tygodnie później zaś, kiedy Nicholas wrócił z Wenecji, gdzie trafił na ślad pewnej bardzo interesującej historii, związanej z niezmordowanym w swych wyczynach Erastem Pietrowiczem, czekała na niego przesyłka z Moskwy.
Na grubej brązowej kopercie widniał stempel moskiewskiego Głównego Urzędu Pocztowego. Nie było tam natomiast ani nazwiska nadawcy, ani adresu zwrotnego. Wewnątrz znajdował się egzemplarz pisma „Rosyjskie Wiadomości Archiwalne” sprzed trzech lat. Do strony 178, na której zamieszczono rubrykę Najświeższe nowiny, przyklejono czerwoną zakładkę. Nicholas znalazł tam – pośród licznych ogłoszeń na temat seminariów naukowych, obrony prac doktorskich i informacji o drobnych znaleziskach w prowincjonalnych archiwach – krótką notatkę bez tytułu i podpisu, oznaczoną skromną gwiazdką.
Podczas prac ziemnych przy budowie siedziby władz administracji lokalnej w m. Kromieszniki (obwód kostromski) odsłonięto kamienną podmurówkę dolnej części budynku, należącego najprawdopodobniej do zespołu zabudowań rodowej siedziby hrabiów Matfiejewów, która spłonęła w 1744 roku. Członkowie Obwodowej Komisji Archeologicznej zbadali podziemia, opukali ściany i znaleźli skrytkę – niewielką wnękę, zamaskowaną dwiema białymi cegłami. Wewnątrz znajdował się skórzany kuferek, a w nim przedmioty pochodzące przypuszczalnie z połowy XVII wieku: unikatowy budzik z brązu, wykonany w Hamburgu, oraz złoty medalion z wyrytymi łacińskim alfabetem inicjałami „C. v. D.”, a także prawa połowa odręcznie napisanego dokumentu. Budzik i medalion przekazano miejskiemu muzeum krajoznawczemu, fragment rękopisu zaś Centralnemu Archiwum Akt Dawnych.
Nicholas przebiegł notatkę oczyma, po czym przeczytał ją jeszcze raz, bardzo uważnie, i poczuł nagle znajome, niewypowiedziane, odurzające podniecenie – to samo, którego doznawał za każdym razem, gdy pośród nieprzeniknionego mroku czasu, co bezpowrotnie odszedł, nagle zaczynały przebłyskiwać i wysnuwać się zeń cieniutkie jak niteczki promienie światła. Właśnie z powodu owych czarodziejskich, ulotnych chwil, których naszemu magistrowi zdarzyło się doświadczyć zaledwie kilka razy w życiu, wybrał na przedmiot swych badań historię. W nieprzeniknionych ciemnościach, w krainie of no return [2] (chyba nie umiałby tego równie obrazowo ująć po rosyjsku), nagle zapalał się ogieniek, migoczący słabym, lecz wabiącym światłem. Zrób krok, człowieku, uchwyć wątłe niteczki cieniutkich promyków, a może uda ci się pochwycić Czas za skraj czarnej opończy i zmusić go, by się cofnął na chwilę!
Kromieszniki, C. v. D., Matfiejewowie, prawa połówka dokumentu, XVII wiek – wszystko się zgadzało. Brakująca część testamentu została odnaleziona, nie ulegało wątpliwości! Nietrudno było również wyjaśnić sprawę przesyłki. Jakiś Rosjanin – najpewniej historyk lub archiwista – natknął się na artykuł Fandorina w „Royal Historical Journal”, przypomniał sobie notatkę z „Wiadomości Archiwalnych” i postanowił zwrócić na nią uwagę autora. Jakież to rosyjskie – nie podać swego nazwiska, nie dołączyć choćby krótkiego liściku, nie napisać adresu zwrotnego! Z zachodniego punktu widzenia – najczystsze barbarzyństwo. Nicholas wszakże zdążył dobrze poznać mentalność i obyczaje nowych Rosjan. Anonimowość przesyłki świadczyła nie tyle o braku wychowania nadawcy, ile o jego skromności. Prawdopodobnie był on również człowiekiem ubogim (wiadomo, w jakich warunkach żyje większość rosyjskich naukowców), ale niepozbawionym godności. Obawiał się, że bogaty cudzoziemiec, uradowany otrzymaniem tak bezcennej wskazówki, obrazi go propozycją pieniężnej gratyfikacji. Niewykluczone też, że nadawca krępował się swej kulawej angielszczyzny i w obawie przed popełnieniem błędów nic nie napisał, choć przecież mogłoby mu przyjść do głowy, że autor artykułu o siedemnastowiecznej Rosji musi jako tako znać również współczesny język rosyjski.
(Och, ta słynna wstydliwość nowych Rosjan! Nicholas znał pewnego moskwianina, odbywającego staż na Uniwersytecie Londyńskim; facet po pijaku nagadał głupstw kierownikowi katedry, a nazajutrz nawet mu nie powiedział „przepraszam”, chociaż sądząc ze skonfundowanej miny, doskonale pamiętał o zajściu. „Niech pan podejdzie do profesora i po prostu go przeprosi – doradził mu Fandorin. – No trudno, za dużo pan wypił, każdemu się zdarza”. Nowy Rosjanin odparł na to: „Nie mogę. Krępuję się”. I przeżywał męki do końca stażu).
Ale co tam! Jeżeli życzliwy nieznajomy nie życzy sobie wdzięczności, Nicholas to uszanuje. Grunt, że teraz – przy odrobinie szczęścia i konsekwencji w działaniu – uda mu się napisać prawdziwą książkę. Jeżeli Cornelius przebywał na zesłaniu razem z Artamonem Matfiejewem (co obecnie należy właściwie uważać za udowodnione), to w pełnym tekście testamentu mogą się znajdować doprawdy bezcenne informacje. Nicholas przeczuwał, że jest bliski rzeczywistego odkrycia naukowego. Ale nawet gdyby aż tak mu się nie powiodło, zawsze będzie mógł zebrać dość materiału na poważną monografię, zatytułowaną, powiedzmy:
CORNELIUS VON DORN – KORNIEJ FONDORIN
Dzieje cudzoziemskiego najemnika w Rosji epoki
przedpiotrowej, spisane przez jego potomka
No co? Brzmi nieźle, prawda? Wystarczy posiedzieć we wspomnianym już CAAD, czyli Centralnym Archiwum Akt Dawnych, przekartkować parę prac o werbowaniu cudzoziemskich oficerów, przejrzeć rejestry wypłaty żołdów, protokoły ze śledztwa Prikazu [3] Spraw Tajnych, dotyczącego osoby Artamona Matfiejewa – i faktów nie zabraknie. Następnie przedstawi się je na interesująco nakreślonym tle epoki, uzupełni przypominającymi biografię tytułowego bohatera życiorysami innych cudzoziemskich najemników – i książka gotowa. Przy okazji Nicholas pozna wreszcie prawdziwą, a nie romantycznie wyidealizowaną ojczyznę. Dawno wszak powinien był to zrobić.
Sir Alexander spoczywał na dnie morza, niewładny już przekonać lekkomyślnego potomka, by zrezygnował z ryzykownego przedsięwzięcia, więc Nicholas wcielił swój zamiar w czyn w oszałamiającym tempie. Wysłał faks do moskiewskiego archiwum, w odpowiedzi otrzymał potwierdzenie, że interesujący go dokument istotnie znajduje się w zbiorach tej instytucji i może mu zostać udostępniony, a reszta to były już nieistotne drobiazgi: bilet, rezerwacja hotelu, sporządzenie testamentu (tak na wszelki wypadek). Cały swój ruchomy i nieruchomy majątek Nicholas, nie posiadając żadnych bliższych ani dalszych krewnych, zapisał Światowej Organizacji Walki o Prawa Zwierząt.
[1]