Kiedy przyszłam do domu, opowiedziałam wszystko mamusi. Mamusi robiło się coraz gorzej. Do trumniarza przychodził jeden student; leczył mamusię i kazał jej brać lekarstwa.
Chodziłam często do dziadka: mamusia mi tak kazała. Dziadek kupił Nowy Testament i geografię, i zaczął mnie uczyć: opowiadał mi, jakie są kraje na ziemi i jacy gdzie bidzie mieszkają, jakie morza, co było dawniej i jak Chrystus nam przebaczył. Bardzo był rad, kiedy go sama pytałam; dlatego zaczęłam go często pytać, a on ciągle opowiadał, dużo mi mówił o Bogu. Niekiedy nie uczyliśmy się, tylko bawiłam się z Azorkiem. Azorek mnie bardzo polubił, nauczyłam go skakać przez kij, dziadek śmiał się i głaskał mnie po głowie. Ale dziadek śmiał się rzadko. Czasami mówi dużo, aż nagle zmilknie i siedzi, jakby usnął, a oczy ma otwarte. Tak siedzi aż do zmierzchu, o zmierzchu robi się taki straszny, taki stary... Zdarzało się, że czasem przychodzę do niego, a on siedzi na krześle, myśli i nic nie słyszy, Azorek leży koło niego. Czekam i czekam, kaszlę i dziadek ani się obejrzy. Więc idę do domu. W domu mamusia czeka już na mnie; leży w łóżku, a ja jej wszystko opowiadam; nadchodzi noc, a ja ciągle mówię i ciągle opowiadam o dziadku, a mamusia słucha; co on dziś robił, co mi opowiadał, jakie zadał lekcje. A jak zacznę mówić o Azorku, że go nauczyłam skakać przez kij i że dziadek się śmiał, mamusia sama zaczyna śmiać się i długo cieszy się, śmieje się, każe mi powtórzyć opowiadanie; potem zaczyna się modlić. A ja myślałam sobie: "Dlaczego mamusia tak kocha dziadka, a on jej nie kocha", i kiedy przyszłam do dziadka, zaczęłam mu umyślnie opowiadać, jak mamusia go kocha. Słuchał tego, co mówiłam, taki był zły, ale słuchał i nie odzywał się ani słowem; wtedy zapytałam, dlaczego mamusia go tak kocha, że ciągle wypytuje o niego, a on nigdy nie zapyta o mamusię. Dziadek rozgniewał się i wyrzucił mnie za drzwi; postałam trochę pode drzwiami, wtem znowu otworzył drzwi i zawołał mnie z powrotem, ale ciągle gniewał się i milczał. Potem, kiedyśmy zaczęli lekcję religii, znowu zapytałam: "Skoro Jezus Chrystus powiedział: "kochaj bliźniego swego i przebaczaj krzywdy", dlaczego dziadek nie chce mamusi przebaczyć?" Wtedy zerwał się i krzyknął, że to mamusia mnie tak nauczyła, wypchnął mnie za drzwi po raz drugi i zapowiedział, abym już więcej nie ośmielała się do niego przychodzić. Powiedziałam mu, że teraz sama już do niego nie przyjdę, i poszłam od niego... A dziadek na drugi dzień wyprowadził się z tego mieszkania.
— Mówiłem, że deszcz wkrótce przejdzie; przeszedł, i słoneczko się ukazało... popatrz, Wania — powiedział Mikołaj Siergieicz odwracając się do okna.
Anna Andriejewna, niezwykle zdumiona, popatrzyła na niego i nagle w oczach dotychczas spokojnej i wystraszonej staruszki zabłysło oburzenie. W milczeniu wzięła Nelly za rękę i posadziła sobie na kolanach.
— Opowiadaj mi, aniołku — powiedziała — będę cię słuchać. Niech ci, co mają serca okrutne...
Przerwała nagle i rozpłakała się. Nelly obrzuciła mnie pytającym i przestraszonym wzrokiem. Stary popatrzył na mnie, wzruszył nawet ramionami, lecz zaraz się odwrócił.
— Opowiadaj dalej, Nelly — rzekłem.
— Trzy dni nie byłam u dziadka — rozpoczęła znowu Nelly — i przez ten czas mamusi zrobiło się gorzej. Wyszły nam wszystkie pieniądze, kupić lekarstwa nie było za co, nic też nie jadłyśmy, dlatego że gospodarze również nic nie mieli i zaczęli nam wymawiać, że żyjemy na ich koszt. Więc na trzeci dzień wstałam i zaczęłam się ubierać. Mamusia zapytała, dokąd idę. Powiedziałam: do dziadka, prosić o pieniądze, i mama ucieszyła się, bo już jej opowiadałam, jak dziadek wypędził mnie od siebie, i powiedziałam, że nie chcę więcej tam chodzić, chociaż mamusia płakała i namawiała mnie, bym szła. Przyszłam, dowiedziałam się, że się wyprowadził, i poszłam go szukać na nowym mieszkaniu. Gdy tylko przyszłam do niego na nowe mieszkanie, zerwał się, rzucił się na mnie, zaczai tupać nogami i ja mu zaraz powiedziałam, że mamusia jest bardzo chora, że na lekarstwo potrzeba pieniędzy, pięćdziesiąt kopiejek, a my nie mamy co jeść. Dziadek zaczął krzyczeć, wypchnął mnie na schody i zamknął za mną drzwi na haczyk. Ale gdy mnie wypychał, powiedziałam mu, że będę siedziała na schodach, dopóki nie da pieniędzy. Siedziałam na schodach. Wkrótce potem otworzył drzwi, zobaczył, że siedzę, i znów zamknął. Po długim czasie znów otworzył drzwi, znów zamknął. I później dużo jeszcze razy otwierał i patrzył. Wreszcie wyszedł z Azorkiem, zamknął drzwi, przeszedł koło mnie i ani słowa nie powiedział. Ja też nic nie powiedziałam, zostałam i siedziałam aż do zmierzchu.
— Kochanie moje — zawołała Anna Andriejewna — przecież musiało ci być zimno na schodach!
— Miałam szubkę — odpowiedziała Nelly.
— Cóż znaczy szubka... ileś ty się nacierpiała, moje biedactwo! No i cóż ten twój dziadek?
Usteczka Nelly zaczęły z lekka drgać, lecz zrobiła nadzwyczajny wysiłek i opanowała się.
— Przyszedł, gdy już było zupełnie ciemno; wchodząc natknął się na mnie i zawołał: "Kto tu?" Powiedziałam, że to ja. Myślał widać, że już dawno poszłam, i kiedy zobaczył, że ciągle jestem, zdziwił się bardzo i długo stał przede mną. Nagle uderzył laską po stopniach, pobiegł, otworzył drzwi do mieszkania i po chwili wyniósł mi miedziaków: same pięciokopiejówki i rzucił je na schody. "Masz — zawołał — weź, to wszystko, co mam, a matce swojej powiedz, że ją przeklinam", i zatrzasnął drzwi. Pięciokopiejówki potoczyły się po schodach. Zaczęłam je zbierać w ciemności, dziadek widocznie domyślił się, że rozrzucił pięciokopiejówki i że w ciemności trudno mi je pozbierać, więc otworzył drzwi i wyniósł świeczkę; przy świeczce prędko je pozbierałam. A dziadek też zbierał razem ze mną, powiedział mi, że tu powinno być siedemdziesiąt kopiejek, i poszedł. Kiedy przyszłam do domu, oddałam pieniądze i opowiedziałam wszystko, mamusi zrobiło się gorzej. Ja sama byłam chora przez całą noc i na drugi dzień miałam gorączkę, ale myślałam wciąż o jednym, bo gniewałam się na dziadka, a kiedy mamusia zasnęła, wyszłam na ulicę w stronę mieszkania dziadka, do mieszkania nie doszłam i stanęłam na moście. Wtedy przyszedł tamten...
— To Archipow — powiedziałem — ten, o którym panu mówiłem, Mikołaju Siergieiczu, co był z kupcem u Bubnowej i któremu tam wyłoili skórę. Nelly zobaczyła go wtedy po raz pierwszy... Mów dalej, Nelly.
— Zatrzymałam go i poprosiłam o pieniądze, o rubla. Popatrzył na mnie i zapytał: "Rubla?" Powiedziałam: "Tak." Wtedy roześmiał się i powiedział mi: "Chodź do mnie." Nie wiedziałam, czy iść; wtem podszedł jakiś staruszek w złotych okularach; słyszał, jak prosiłam o rubla, pochylił się ku mnie i zapytał, dlaczego chcę właśnie tyle. Powiedziałam mu, że mamusia jest chora i że tyle trzeba na lekarstwo. Spytał, gdzie mieszkamy, zapisał i dał mi srebrnego rubla owiniętego w papierek. A tamten, gdy zobaczył staruszka w okularach, odszedł i nie wolał mnie więcej do siebie. Poszłam do sklepiku i wymieniłam rubla na miedziaki. Trzydzieści kopiejek zawinęłam w papierek i odłożyłam dla mamusi, a siedemdziesiąt nie zawinęłam w papierek, ale umyślnie zacisnęłam w garści i poszłam do dziadka. Kiedy do niego przyszłam, otworzyłam drzwi, stanęłam w progu i rzuciłam mu pieniądze z takim rozmachem, aż potoczyły się po podłodze. "Niech pan weźmie swoje pieniądze! — powiedziałam mu. — Mamusia ich nie potrzebuje od pana, bo pan ją przeklina" — trzasnęłam drzwiami i uciekłam.