Выбрать главу

Przymknęła oczy, jakby się nad czymś zastanawiała. Nagle otworzyła je.

– Rakshilel – powiedziała i spojrzała na mnie pytająco. Uśmiechnąłem się samymi kącikami ust. – On stał za tym wszystkim. Moja odmowa ślubu była tylko grą, aby ludzie myśleli, że się nienawidzimy. A to przecież on namówił mnie na konszachty z diabłem i czerpał z tego korzyści. Bo czyż dorobiłby się takich bogactw tylko na handlu mięsem?

Byłem dla niej pełen podziwu. Naprawdę. W jaki sposób wywnioskowała tak prędko, że chodzi mi o mistrza rzeźników? Zastanówmy się, jakim torem mogły biec jej myśli: „Mordimer śledził mnie na rozkaz Rakshilela i wyśledził. Ale sprawa przybrała poważny obrót i Rakshilel nie dość, że nie zapłaci reszty honorarium, to spróbuje wykończyć Mordimera, za to, że nie doprowadził mnie do ołtarza. Tak więc Mordimer musi znaleźć hak na Rakshilela i ten hak znajdzie dzięki mnie”. Wręcz widziałem, jak zadaje sobie pytanie, co otrzyma w zamian.

– Szczera skrucha, prawdziwy żal i wydanie wspólników są warunkami koniecznymi, Elio – powiedziałem poważnym tonem. – A inkwizytor może zadecydować w tym wypadku o nie poddawaniu oskarżonego torturom i spaleniu jego ciała już po powieszeniu lub ścięciu.

– Tak – odparła i znowu przymknęła oczy. – Tak – powtórzyła. – Dziękuję ci.

Wezwałem strażnika i kazałem odprowadzić Elię do celi.

– Przemyśl wszystko dobrze – rzekłem. – Po południu przesłucham cię w obecności protokolanta.

Kiedy wracałem do Inkwizytorium, myślałem o Elii. Była interesującą kobietą. Zimną i bezwzględną, ale umiejącą pogodzić się z klęską. Niemal żałowałem, że los nie pozwolił nam spotkać się wcześniej. Nie mogłem jej uratować. Nikt nie mógł. No, może prawie nikt, bo mówiąc, że nawet papież nie jest w stanie nic zrobić, znacznie przesadziłem. Jednak biskup Hez-hezronu nie miał dość władzy, aby nakazać dożywotnie zamknięcie jej w klasztorze. Tu wyrok mógł wydać tylko sąd papieski, a do stolicy droga była daleka. Zresztą zanim zakręciłyby się koła biurokratycznej machiny, nikt już nawet nie pamiętałby o stosie, na którym spłonęła. Cóż… wypadało pogodzić się z myślą, że Elii nie będzie już wśród nas. Szkoda. Jak zawsze, kiedy ze świata znika kawałek piękna.

* * *

Wiedziałem, że słudzy Rakshilela próbują mnie odszukać, ale nawet oni nie mogli się przedrzeć przez straże pilnujące Inkwizytorium. W końcu jednak nadszedł czas, iż to ja mogłem odwiedzić mistrza rzeźników. Stałem przed drzwiami z mosiężną kołatką i zastanawiałem się nad tym, że od mojej niedawnej wizyty minęło tak niewiele czasu, a tak obfity był on w wydarzenia. Zastukałem. Przez chwilę wewnątrz panowała głucha cisza, ale wreszcie usłyszałem człapanie stóp.

– Kto? – warknął głos zza drzwi.

– Mordimer Madderdin – powiedziałem.

– Na miecz Pana, człowieku – wrzasnął ktoś. – Wchodź natychmiast, mistrz szuka cię po całym mieście.

– A więc jestem – odparłem.

Tyle, że kiedy otwarto drzwi, nie wszedłem do środka sam. Towarzyszyło mi czterech żołnierzy w czarnych płaszczach, nałożonych na kolczugi i z okutymi żelazem pałkami w rękach. Sługa, który otworzył nam drzwi, padł pchnięty pod ścianę, a jego wzrok pełen był przerażenia. Tak reaguje każdy, kiedy do jego domu wchodzi otoczony strażą inkwizytor w służbowym stroju. Miałem na sobie czarną pelerynę zawiązywaną pod szyją i czarny kubrak z ogromnym, złamanym krzyżem haftowanym srebrem. Niektórzy twierdzą, że nie powinniśmy czcić symbolu, na którym cierpiał nasz Pan, ale nie pamiętają o tym, iż to męka Krzyża dała Mu siłę, by złamał drzewce i zszedł pomiędzy nieprzyjaciół z mieczem i ogniem w dłoniach. Tak jak i ja z mieczem w dłoni oraz ogniem w sercu wchodziłem do domu bluźniercy oraz grzesznika.

Rakshilel był tylko w nocnej koszuli, kapciach o fantazyjnie zagiętych czubkach i szlafmycy, której koniec przewieszał mu się przez ramię. Wyglądał zabawnie, ale nawet się nie uśmiechnąłem.

– Rakshilel Dahn? – zapytałem. – Czy to wy jesteście Rakshilel Dahn, mistrz gildii rzeźników?

– Zapłacisz mi za to, Mordimer – wyszeptał przez zaciśnięte zęby, bo był na tyle mądry, aby zrozumieć wszystko.

– Jesteście aresztowani w imieniu Inkwizycji, na rozkaz Jego Ekscelencji biskupa Hez-hezronu – powiedziałem. – Bierzcie go – rozkazałem żołnierzom.

– Mordimer! – wrzasnął. – Porozmawiajmy, Mordimer, proszę cię!

„Proszę cię” – brzmiało interesująco w jego ustach. Tak interesująco, że skinąłem dłonią, aby odszedł ze mną na bok. Weszliśmy do ogrodu, a Rakshilel trząsł się jak galareta. Szanowałem go za to, że nie groził mi i nie przeklinał. Rozumiał, że skoro został aresztowany za zgodą samego biskupa, sprawa jest więcej niż poważna.

– O co jestem oskarżony? – spytał drżącym tonem.

– Sam nam powiesz – odparłem, lekko się uśmiechając. – Będziemy mieli sporo czasu na pogawędki.

Obaj doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że w takiej sytuacji jak ta, od człowieka uciekają wszyscy stronnicy, a wrogowie podnoszą głowy. A Rakshilel wrogów miał wielu i nikt nie poda mu pomocnej ręki. Nie teraz.

– Dziesięć tysięcy – powiedział.

– Nie – pokręciłem głową – nawet za sto. Wiesz dlaczego?

Patrzył na mnie ogłupiały.

– Bo ty już nie masz czego kupić, a ja nie mam nic na sprzedaż.

– Więc dlaczego rozmawiamy? – Jednak tliła się w nim jeszcze jakaś resztka nadziei.

– Bo chciałem wiedzieć, jak wysoko cenisz życie i dowiedziałem się, że tylko na dziesięć tysięcy. Świat nie straci zbyt wiele na twojej śmierci.

Skinąłem na strażników i czekałem, aż dwaj z nich go zabiorą, a potem zabrałem się za rewizję domu, wspomagany przez tych dwóch, którzy zostali. Po godzinie dołączył do nas notariusz i zaczął spisywać wszystkie cenne przedmioty, jakie tylko znalazł. No cóż, wiedziałem, że praca zajmie mu wiele godzin. Ja w tym czasie znalazłem sejf Rakshilela i otworzyłem go bez specjalnego trudu, bo również tej sztuki mnie uczono. W sejfie piętrzyły się stosy złotych monet, przewiązane sznurkiem weksle, obligacje i zobowiązania. Przejrzałem je uważnie i część z nich, wystawionych na okaziciela, schowałem do kieszeni płaszcza. Wiedziałem, że mogę pozyskać wdzięczność wielu osób, oddając im te weksle. A wdzięczność w naszym fachu to ważna rzecz. Człowiek wdzięczny jest skłonny do pomocy i udzielenia informacji. A życie nas – inkwizytorów – zależy w dużej mierze właśnie od dostępu do informacji. Potem wyliczyłem sobie siedemdziesiąt pięć koron, bo tyle winien był mi Rakshilel. Siedemdziesiąt pięć koron i ani grosza więcej. W końcu nie jestem cmentarną hieną, a ten dom był już tylko grobem.

* * *

Śledztwa nie ciągnęły się zbyt długo. Oskarżeni byli pomocni, a oskarżenie tak wyraziste, jak rzadko kiedy. Zgodnie z moją obietnicą nie torturowano Elii. Czas do wykonania wyroku spędziła w pojedynczej celi i kiedy jechała przez miasto, na czarnym wózku, była znowu tak samo piękna jak dawniej. Od biskupa Hez-hezronu otrzymałem oficjalne pismo z podziękowaniem i gratyfikację, której wysokość świadczyła o tym, że w Hezie nie tylko Rakshilel miał węża w kieszeni.

Kiedy na rynku płonęły stosy, my, inkwizytorzy staliśmy półkolem tuż obok podestu. W czarnych płaszczach i czarnych kapeluszach.

– Ciekaw jestem, ile na tym zarobiłeś, Mordimer – powiedział cichutko jeden z nich, o imieniu Thuffel. Na ustach miał szczery uśmiech, ale jego oczy były jak lód skuwający daleką północ. – Krupper pewnie sporo zapłacił za odsunięcie Rakshilela od interesów, co?

Krupper był głównym konkurentem Rakshilela na rynku mięsem i najpoważniejszym teraz kandydatem do stanowiska mistrza gildii rzeźników.