Выбрать главу

– Przyszła, proszpana. Kogo mam zameldować?

Fandorin wyciągnął z szylkretowego notesu wizytówkę, chwilę pomyślał, po czym napisał kilka słów małym srebrnym ołówkiem.

– Masz, p-przekaż to.

Posługacz w mig wykonał polecenie, a po powrocie zameldował:

– Prosi. Pozwoli pan za mną. Zaprowadzę.

Na dworze już zaczynało się ściemniać. Erast Pietrowicz obejrzał przybudówkę, której cały parter zajmowała tajemnicza pani Wanda. Do czego było jej potrzebne oddzielne wejście – wiadomo. Goście wolą dyskrecję. Nad wysokimi oknami zawisł balkon pierwszego piętra, spoczywający na barkach całego stadka kariatyd. Sztukaterii na fasadzie w ogóle było aż nadto, w kiepskim guście lat sześćdziesiątych, kiedy to wedle wszelkich oznak wzniesiony został ów budyneczek.

Posługacz nacisnął dzwonek elektryczny, dostał swojego rubla i oddalił się z ukłonem. Delikatność i całkowite zrozumienie okazywał tak gorliwie, że z powrotem przez podwórze szedł na palcach.

Drzwi się otwarły i Fandorin ujrzał przed sobą szczupłą, wiotką kobietę o nastroszonych popielatych włosach i olbrzymich, zielonych oczach z wyrazem drwiny. W tym momencie zresztą we wzroku ich właścicielki czytało się nie tyle drwinę, ile czujność.

– Niech pan wejdzie, zagadkowy gościu – powiedziała kobieta niskim, piersiowym głosem, dla którego poetycki epitet „czarujący” byłby najzupełniej odpowiedni. Pomimo niemieckiego imienia gospodyni Fandorin nie dostrzegł w jej wymowie żadnych śladów akcentu.

Apartamenty zajmowane przez mademoiselle Wandę składały się z przedpokoju i obszernej bawialni, pełniącej, jak się zdaje, również funkcję buduaru. Erast Pietrowicz pomyślał, że wobec profesji gospodyni jest to całkiem naturalne, i sam się zawstydził takiej myśli, bo Wanda wcale nie wyglądała na osobę podejrzanej konduity. Pani domu zaprowadziła gościa do pokoju, usiadła w miękkim tureckim fotelu, zarzuciła nogę na nogę i wyczekująco wpatrywała się w stojącego w drzwiach młodego człowieka. Teraz, przy świetle elektrycznym, Fandorin mógł lepiej obejrzeć i Wandę, i jej mieszkanie.

Nie jest piękna – to pierwsze, co stwierdził. Nos chyba trochę zadarty, usta zbyt szerokie, a kości policzkowe wydatniejsze, niż dopuszczają klasyczne kanony. Ale wszystkie te niedoskonałości w niczym kobiecie nie szkodziły, przeciwnie, w osobliwy sposób sprawiały, że była tym bardziej ponętna. W szczególności uwagę przyciągała jej twarz, tyle w niej było życia i tego nie dającego się opisać, ale przez każdego mężczyznę nieomylnie wyczuwanego czaru, który nazywa się kobiecością. Cóż, pomyślał Erast Pietrowicz, skoro mademoiselle Wanda jest w Moskwie tak popularna, to znaczy, że gust mieszkańców pierwszej stolicy nie jest wcale taki zły. Z żalem więc oderwał wzrok od zadziwiającej twarzy i uważnie obejrzał wnętrze: bordowo-purpurowa tonacja, puszysty dywan, wygodne drogie meble, mnóstwo mniejszych i większych lamp z różnokolorowymi abażurami, chińskie statuetki, a na ścianie – ostatni krzyk mody – japońska grafika z gejszami i aktorami teatru kabuki. W odległym kącie za dwiema kolumnami mieściła się alkowa, delikatność jednak nie pozwoliła Fandorinowi patrzeć dłużej w tamtym kierunku.

– Jakie „wszystko”? – Gospodyni przerwała ciągnącą się zbyt długo ciszę, a Erast Pietrowicz wzdrygnął się, prawie fizycznie czując, że ten magiczny głos potrąca w jego sercu jakieś tajne, głęboko ukryte struny.

Na twarzy asesora kolegialnego pojawiło się uprzejme zdziwienie, a Wanda niecierpliwie powiedziała:

– Na pańskiej wizytówce, panie Fandorin, jest napisane: „Wiem wszystko”. Jakie wszystko? Kim pan w ogóle jest?

– Urzędnik do zadań specjalnych przy generale-gubernatorze, księciu Dołgorukoju – odrzekł spokojnie Erast Pietrowicz. – Polecono mi zbadać okoliczności zgonu adiutanta generalnego Sobolewa.

Fandorin dostrzegł, jak cienkie brwi gospodyni poderwały się do góry.

– Tylko proszę nie udawać, że nie wiedziała pani o śmierci generała. Co się tyczy d-dopisku na wizytówce, to oszukałem panią. Wcale nie wiem wszystkiego, ale najważniejsza sprawa jest mi znana. Michaił Dmitrijewicz Sobolew umarł w tym pokoju wczoraj około pierwszej w nocy.

Wanda wzdrygnęła się i przyłożyła szczupłe ręce do szyi, jak gdyby nagle zrobiło jej się zimno, ale nic nie odpowiedziała. Erast Pietrowicz skinął głową z zadowoleniem.

– Nikogo pani nie wydała, mademoiselle, i nie złamała danego słowa. Panowie oficerowie sami są sobie winni: zbyt nieudolnie zacierali ślady. B-będę z panią szczery i liczę na taką samą szczerość z pani strony. Dysponuję następującymi wiadomościami. – Zamknął oczy, żeby nie widzieć delikatnej gry odcieni bieli i różu na wzburzonym obliczu rozmówczyni. – Z restauracji „Dussault” wraz z Sobolewem i jego świtą przybyła pani wprost tutaj. Działo się to na krótko przed północą. A po godzinie g-generał był już martwy. Oficerowie wynieśli go stąd, udając, że niosą pijanego, po czym zawieźli z powrotem do hotelu. Proszę uzupełnić obraz wydarzeń minionej nocy, a oszczędzę pani przesłuchań na policji. Nawiasem mówiąc, policja już tu była; służący z całą pewnością o tym pani opowiedzą. Tak że, zapewniam, o wiele lepiej będzie wytłumaczyć się przede mną.

Asesor kolegialny umilkł, uznając, że powiedział już wystarczająco dużo. Wanda zerwała się gwałtownie, zdjęła z oparcia krzesła perski szal i narzuciła na ramiona, chociaż wieczór był ciepły, nawet nieco duszny. Dwa razy przeszła się po pokoju, co chwila spoglądając na czekającego urzędnika. W końcu zatrzymała się przed nim.

– Cóż, przynajmniej nie jest pan podobny do policjanta, proszę siadać, opowieść może być długa.

Wskazała mu wspaniałą, obłożoną wyszywanymi poduszkami kanapę, ale Erast Pietrowicz wolał usiąść na krześle. Mądra kobieta – ocenił. Mocna. Zimnokrwista. Nie powie całej prawdy, ale i nie będzie kłamać.

– Z bohaterem poznałam się wczoraj, w restauracji „Dussault”.

Wanda wzięła nieduży brokatowy puf i usiadła koło Fandorina, w dodatku w taki sposób, że znalazła się blisko niego i spoglądała nań z dołu. W takiej pozycji była kusząco bezbronna, jak wschodnia niewolnica u nóg padyszacha. Erast Pietrowicz niespokojnie wiercił się na krześle, ale nie bardzo mógł się odsunąć.

– Piękny mężczyzna. Oczywiście wiele o nim słyszałam, ale nawet nie podejrzewałam, jaki jest piękny. Szczególnie te chabrowe oczy. – Wanda z rozmarzeniem przeciągnęła ręką po brwiach, jak gdyby odpędzała wspomnienia. – Śpiewałam dla niego. Zaprosił mnie do swojego stołu. Nie wiem, co panu o mnie naopowiadano, ale na pewno wiele kłamstw. Nie jestem świętoszką, jestem nowoczesną kobietą i sama decyduję, kogo mam kochać. – Spojrzała wyzywająco na Fandorina, który zobaczył, że teraz mówi bez aktorstwa. – Jeśli mężczyzna mi się spodoba i stwierdzę, że powinien być mój, nie ciągnę go do ołtarza, jak to robią wasze „przyzwoite kobiety”. Tak, nie jestem „przyzwoita”. W tym sensie, że nie uznaję waszej przyzwoitości.

Gdzie tam niewolnica, gdzie tam bezbronna! – zdumiewał się w myślach Erast Pietrowicz, patrząc z góry na błyskające szmaragdowe oczy. To jakaś królowa amazonek. Łatwo było sobie wyobrazić, jak doprowadza mężczyzn do szaleństwa takimi szybkimi przejściami od dumy do łagodności i z powrotem.

– Proszę, żeby mówiła pani b-bardziej do rzeczy – rzekł oschle Fandorin, nie chcąc poddawać się niestosownym uczuciom.

– B-bardziej już nie mogę – zaczęła go przedrzeźniać amazonka. – To nie wy mnie kupujecie, tylko ja was biorę i jeszcze każę sobie za to płacić! Ileż waszych „przyzwoitych” pań poczytałoby sobie za szczęście zdradzić męża z samym Białym Generałem, ale wyłącznie potajemnie, jak złodziejki. Ja zaś jestem wolna i nie mam co się ukrywać. Tak, Sobolew mi się spodobał. – Nagle znowu zmieniła ton z wyzywającego na frywolny. – A i cóż tu ukrywać, bardzo mi pochlebiało mieć w kolekcji taki okaz. A potem… – Wanda targnęła ramieniem. – Zwyczajnie. Przyjechali do mnie, wypili wina. Co było potem, słabo pamiętam. W głowie mi się zakręciło. Patrzę, a już jesteśmy tam, w alkowie. – Zaśmiała się ochrypłym głosem, ale śmiech prawie od razu się urwał, a spojrzenie stało się mroczne. – Potem było coś okropnego, nie chcę tego wspominać. Proszę mnie uwolnić od szczegółów fizjologicznych, dobrze? Czegoś takiego nikomu nie życzę. Kiedy kochanek w samym zenicie pieszczot nagle zastyga i martwym ciałem przygniata kobietę…