Do południa wszystkie warianty były przejrzane, decyzja też została podjęta.
A zatem Achimasa ktoś najpierw okradł, potem usiłował zabić. Czy te wydarzenia mają jakiś związek? Niewątpliwie. Ten, kto czatował w bramie, wiedział, kiedy Achimas będzie szedł i którą drogą.
To znaczy, że a) śledzono go już wcześniej, kiedy sprawdzał trasę, i robiono to zręcznie, bo nic nie zauważył; b) ktoś doskonale wiedział, co Achimas robił minionej nocy; c) teczkę zabrał człowiek pewny, że Sobolew już nie wróci do pokoju – inaczej po cóż by tak starannie zamykał sejf za sobą i wyłaził przez lufcik? Przecież generał i tak stwierdziłby kradzież.
Pytanie: kto wiedział i o operacji, i o teczce?
Odpowiedź: tylko monsieur NN i jego ludzie.
Gdyby Achimasa spróbowali po prostu sprzątnąć, byłoby to przykre, ale zrozumiałe.
Przykre, gdyż on, zawodowiec najwyższej kategorii, źle ocenił sytuację, omylił się w rachubach, pozwolił się oszukać.
Zrozumiałe, bo w tak wielkiej i naszpikowanej trudnościami sprawie wykonawcę należy oczywiście sprzątnąć. Na miejscu klienta Achimas tak by właśnie postąpił. Mogli zmyślić ów tajny sąd cesarski. No i wymyślili sprytnie, nawet doświadczony pan Welde się nabrał.
W sumie wszystko dawało się wytłumaczyć i nawet by nie dziwiło, gdyby nie zniknięcie teczki.
Monsieur NN i kradzież z włamaniem? Absurd. Zabrać milion, ale zostawić archiwum spiskowców? Nieprawdopodobne. A już wyobrazić sobie, że zabójca ze zwierzęcym pyskiem jest w jakiś sposób związany z NN albo „baronem von Steinitz”, nie można było w żaden sposób.
„Frajer” – tak przezwał Achimasa mistrz siekiery. Zdaje się w przestępczym żargonie to wyzwisko oznacza skrajną pogardę – ani złodziej, ani bandyta, tylko spokojny obywatel.
A zatem był to kryminalista? Osobnik ze sławnej Chitrowki?
Zachowanie i mowa na to wskazywały. A u NN nawet stangret wyglądał na oficera. Coś tutaj nie pasowało.
Achimas spróbował podejść do sprawy z innej strony; za mało miał danych, żeby analizować sytuację. Jeśli punkt wyjścia nie jest jasny, należy najpierw wyznaczyć cele.
Co należy zrobić?
1. Posprzątać za sobą po operacji.
2. Znaleźć teczkę.
3. Rozliczyć się z tym albo tymi, którzy prowadzili z Achimasem nieczystą grę.
Właśnie w takiej kolejności. Najpierw się obronić, potem odebrać swoje, a zemsta na deser. Ale deser na pewno będzie: to sprawa zasad i etyki zawodowej.
W części praktycznej etapy planu wyglądały następująco:
1. Zlikwidować Wandę. Szkoda oczywiście, ale trzeba będzie.
2. Zająć się tajemniczym Misza Malutkim.
3. Przez tego Misze właśnie będzie można zapewnić sobie deser. Ktoś z ludzi monsieur NN utrzymuje dziwne znajomości.
Achimas opracował zatem plan działania, przewrócił się na bok i momentalnie zasnął. Punkt numer jeden przewidziany był na wieczór.
11
Do mieszkania Wandy wszedł przez nikogo niezauważony. Jak należało się spodziewać, śpiewaczka jeszcze nie wróciła z „Róży Alpejskiej”. Między buduarem a pokojem gościnnym znajdowała się mała przebieralnia, cała zawieszona sukniami i zastawiona pudłami na buty i kapelusze. Położenie po prostu idealne: jedne drzwiczki prowadzą do buduaru, drugie do przedpokoju.
Jeśli Wanda przyjedzie sama, wszystko odbędzie się szybko, bez problemów. Otworzy drzwiczki, żeby się przebrać, i w tejże sekundzie umrze, nawet nie zdąży się przestraszyć. Achimas bardzo nie chciał, żeby przed śmiercią odczuła ból czy przerażenie.
Pomyślał, co będzie lepsze: nieszczęśliwy wypadek czy samobójstwo, i wybrał samobójstwo. Czy to mało jest powodów, dla których paniusia z półświatka może odebrać sobie życie?
Zadanie ułatwiało to, że Wanda nie korzystała z usług pokojówki. Jeśli ktoś od dziecka przyzwyczai się sam o siebie troszczyć, lepiej obejść się bez służących – to wiedział już z własnego doświadczenia. Na wyspie Santa Croce służący zamieszkają w oddzielnym domu, z dala od siedziby hrabiego. W razie potrzeby zawsze można będzie ich wezwać.
A jeśli Wanda nie wróci sama?
Cóż, wtedy samobójstwo będzie podwójne. To teraz jest w modzie.
Rozległ się dźwięk otwieranych drzwi, lekkie kroki.
Jest sama.
Achimas skrzywił się, przypominając sobie, jakim głosem spytała go: „Kola, a nie oszukasz mnie?” W tej samej chwili od strony buduaru uchyliły się drzwiczki garderoby i szczupła obnażona ręka zerwała z wieszaka jedwabny chiński szlafrok w smoki.
Achimas przegapił okazję. Popatrzył przez szparę: Wanda stała przed lustrem, nie zdjąwszy sukni; szlafrok trzymała w ręku.
Trzy bezszelestne kroki, i będzie po sprawie. Wanda ledwie zdąży zobaczyć w lustrze, że jakaś postać wyrosła za jej plecami.
Achimas cicho uchylił drzwiczki i od razu się cofnął: krótko brzęknął dzwonek elektryczny.
Wanda wyszła do przedpokoju, zamieniła z kimś parę słów i wróciła do salonu, oglądając małą karteczkę. Wizytówka?
Teraz stała na wpół obrócona w stronę Achimasa. Zobaczył, jak drgnęła jej twarz.
Prawie natychmiast do drzwi ponownie ktoś zadzwonił.
I tym razem nie udało się wysłuchać, o czym mówią w przedpokoju – z tamtej strony drzwiczki były mocno zamknięte. Ale Wanda i późny gość szybko przeszli do pokoju, tak że Achimas mógł nie tylko wszystko słyszeć, ale i widzieć.
I tutaj los sprawił mu niespodziankę. Kiedy zgrabny młody mężczyzna w modnym surducie wszedł w krąg światła, Achimas od razu rozpoznał tę twarz. Przez minione lata mocno się zmieniła, zmężniała, utraciła młodzieńczą łagodność, ale bez wątpienia był to ten sam człowiek. Wygląd wszystkich „obiektów” Achimas zapamiętywał na zawsze, w najdrobniejszych szczegółach, a już z całą pewnością wygląd tego człowieka.
Historia wydarzyła się dawno, w tamtym interesującym okresie, kiedy Achimas miał stałą umowę z organizacją „Azazel”. Byli to osobnicy bardzo solidni, płacący najwyższe stawki, ale romantycy. Dlaczego na przykład stawiali taki śmieszny warunek: przed każdą akcją koniecznie wypowiedzieć słowo „Azazel”? Sentymenty. Achimas jednak zawsze tego punktu dotrzymywał – umowa jest umową.
Przykro było patrzeć na pięknego bruneta. Przede wszystkim dlatego, że ciągle jeszcze żył. W ciągu całej kariery zawodowej Achimasowi zdarzyły się tylko trzy porażki, a jedna stała teraz przed nim jak wyrzut. Wydawałoby się, że nie ma powodów do skarg: trzy razy w ciągu dwudziestu lat to zupełnie niezły rezultat. Ale nastrój, i bez tego niedobry, zepsuł się do reszty.
Jak się ten młokos nazywał? Coś na „F”.
– Na pańskiej wizytówce, panie Fandorin, jest napisane: „Wiem wszystko”. Jakie „wszystko”? Kim pan w ogóle jest? – spytała nieżyczliwie Wanda.
Tak, Fandorin, tak się nazywał. Erast Pietrowicz Fandorin. Ach, to teraz jest urzędnikiem do zadań specjalnych u generała-gubernatora?
Uważnie przysłuchując się prowadzonej w pokoju rozmowie, Achimas starał się zrozumieć, co oznacza nieoczekiwane spotkanie. Wiedział: podobne zdarzenia nie są przypadkowe, to jakiś znak losu. Dobry czy zły?
Dla porządku należało zabić bruneta, chociaż termin zamówienia dawno upłynął, a sami zamawiający zniknęli bez śladu. Nieładnie zostawiać niedokończoną pracę. Ale z drugiej strony poddawanie się emocjom oznaczałoby brak profesjonalizmu. Niech pan Fandorin idzie swoją drogą. Ostatecznie wtedy, sześć lat temu, Achimas nie żywił do niego żadnej osobistej urazy.