– Pani Wanda u siebie bele kogo nie przyjmuje, bardzo, proszpana, surowa – podkreślił posługacz, wpijając się wzrokiem w surdut rozmówcy. – Ale ja mogę zameldować, bo mam u niej względy.
– To dla ciebie. – Erast Pietrewicz podał mu banknot. – Drugi d-dostaniesz potem, kiedy wróci mademoiselle Wanda. A ja pójdę teraz poczytać gazetę. Gdzie, mówiłeś, macie bufet?
Dwudziestego piątego czerwca 1882 roku „Moskowskije Gubiernskije Wiedomosti” donosiły, co następuje:
Telegram z Singapuru
Sławny podróżnik Nikołaj Nikołajewicz Mikłucha-Makłaj zamierza wrócić do Rosji na kuprze „Strzelec”. Zdrowie pana Mikłuchy-Makłaja wyraźnie się pogorszyło. Bardzo wychudł, cierpi na ustawiczną gorączkę i neuralgię. Nastrój przeważnie zły. Podróżnik powiedział naszemu korespondentowi, że ma po dziurki w nosie wszelkich podróży i marzy tylko, by jak najprędzej wrócić do ojczyzny.
Erast Pietrowicz pokiwał głową, bo udręczona, wstrząsana nerwowym tikiem twarz pioniera etnografii stanęła przed nim jak żywa. Bluźniercza reklama w Ameryce
ŚMIERĆ PREZYDENTA – taki napis, ułożony z liter wielkości jednego arszyna, pojawił się nad Broadwayem, główną ulicą Nowego Jorku. Wstrząśnięci przechodnie stawali jak wryci i dopiero wtedy mogli przeczytać to, co było napisane dalej, mniejszymi literami: „nastąpiłaby szybko i niechybnie, gdyby nie nosił tak potrzebnej w naszym niezdrowym klimacie bielizny wełnianej, wyprodukowanej przez kompanię «Garland». Przedstawiciel Białego Domu wystąpił do sądu, oskarżając niecną firmę o wykorzystanie prestiżu najwyższego urzędu do celów komercyjnych”.
Dzięki Bogu, takich rzeczy u nas jeszcze nie ma i wątpliwe, żeby się kiedykolwiek pojawiły – pomyślał z zadowoleniem asesor kolegialny. Mimo wszystko jego cesarska mość to nie jakiś tam prezydent.
Jako miłośnik pięknego słowa zainteresował się nagłówkiem: Odczyty literackie
W obszernej sali domu księżnej Trubieckiej profesor Iwan Nikołajewicz Pawłow wygłosił odczyt, który zgromadził wielu słuchaczy zainteresowanych współczesną literaturą. Odczyt poświęcony był analizie ostatnich dzieł Iwana Siergiejewicza Turgieniewa. Pan Pawłów pokazał, jak nisko upadł talent autora pod wpływem fałszywej tendencji realistycznej. Następny odczyt poświęcony będzie analizie dzieł Szczedrina jako czołowego przedstawiciela wulgarnego realizmu.
Fandorin przeczytał i mocno się skonfundował. Wśród dyplomatów rosyjskich w Japonii w dobrym tonie było chwalić panów Turgieniewa i Szczedrina. Okazuje się jednak, że przez te sześć lat strasznie został w tyle za krajowym życiem literackim. A co tam nowego w technice? Tunel pod kanałem La Manche
Pod kanałem La Manche wykopano już 1200 metrów tunelu kolejowego. Inżynier Brunton drąży chodniki świdrem-taranem, pracującym przy użyciu sprężonego powietrza. Według projektu długość podziemnej trasy wynosić ma nieco ponad trzydzieści wiorst. Pierwotny projekt zakładał, że galerie angielska i francuska połączą się za pięć lat, sceptycy wszelako twierdzą, że wskutek pracochłonnych robót przy licowaniu i układaniu szyn otwarcie linii nastąpi najwcześniej w roku 1890.
Fandorina, jako zwolennika postępu, problem budowy tunelu anglo-francuskiego zajął nadzwyczajnie, nie dane mu było wszakże dokończyć interesującego artykułu. Przy kontuarze od kilku minut kręcił się pewien jegomość w szarym garniturze, którego Erast Pietrowicz zauważył już wcześniej, w hallu, obok głównego recepcjonisty. Pojedyncze słowa, które do asesora kolegialnego dolatywały (a słuch miał wyśmienity), wydały się mu na tyle ciekawe, że zaraz przestał czytać, chociaż nadal trzymał przed sobą rozłożoną gazetę.
– Tylko mi nie kręć – nastawał szary jegomość na bufetowego. – Dyżurowałeś wczoraj w nocy czy nie?
– Spałem, waszmożność – zahuczał chłopina z wielką gębą, różowymi policzkami i rozczesaną na dwie strony wytłuszczoną brodą. – Z nocnych tutaj jest tylko Sieńka. – Ruchem głowy wskazał chłopaka, który roznosił herbatę i ciastka.
Szary przywołał palcem Sieńkę, to filer – określił bezbłędnie Erast Pietrowicz i niespecjalnie się zdziwił. Pan policmajster, Jewgienij Osipowicz, jest zazdrosny i nie chce, żeby wszystkie laury dostały się urzędnikowi do zadań specjalnych.
– A powiedz no mi, Sienią – rzekł przymilnie natrętny jegomość. – Czy minionej nocy był u mamzel Wandy generał z oficerami?
Sienią pociągnął nosem, zamrugał białymi rzęsami i powtórzył pytanie:
– Nocą? Gienierał?
– Tak, gienierał – przytaknął filer.
– Tu? – Chłopak zmarszczył czoło.
– Tu, tu, a niby gdzie?
– No a dzie gienierały nocami jeżdżom? – zapytał Sieńka z niedowierzaniem.
– A czemu by mieli nie jeździć?
Chłopak z absolutnym przekonaniem odpowiedział:
– Gienierał w nocy śpi. Bo to gienierał.
– Ty… uważaj, durniu! – rozzłościł się szary. – Jak cię zabiorę do cyrkułu, to mi inaczej zaśpiewasz!
– Ja jestem sierota, proszę pana – odpowiedział Sieńka, a jego bezmyślne oczy od razu napełniły się łzami. – A do cyrkułu mnie nie można, bo od tego padaczki dostaję.
Agent splunął.
– Zmówiliście się wszyscy, czy jak? No nic, ja was nauczę rozumu!
Wyszedł, głośno trzasnąwszy drzwiami.
– Poważny pan – powiedział Sieńka, patrząc w ślad za nim.
– Wczoraj był poważniejszy – szepnął bufetowy i klepnął chłopaczka po ostrzyżonym karku. – To tacy panowie, że mogą ci łeb urwać bez żadnej policji. Tylko pamiętaj, Sieńka, gęba na kłódkę. Dali ci w łapę, co?
– Prowie Siemionyczu, na Pana Jezusa przysięgam – zaczął paplać chłopak, szybko mrugając oczami. – Na świętą ikonę przysięgam! Żem dostał tylko piętnaście kopiejek, i te żem do kaplicy zaniósł, żeby świeczuszkę za duszę matuli nieboszczki postawić…
– Akurat! Piętnaście! Innym opowiadaj, nie mnie. Do kaplicy! – Bufetowy zamachnął się na Sieńkę, ale ten zręcznie się uchylił, złapał tacę i prędko pobiegł, bo wołał go jeden z klientów.
Erast Pietrowicz odłożył „Moskowskije Wiedomosti” i podszedł do kontuaru.
– Ten człowiek był z policji? – spytał z najwyższym nieukontentowaniem w głosie. – Ja tu, kochany, nie herbatkę popijać przyszedłem, tylko czekam na p-panią Wandę. Dlaczegóż to policja się nią interesuje?
Bufetowy zmierzył go wzrokiem i ostrożnie spytał:
– A co, pan szanowny ma tutaj spotkanie?
– A jakżeby inaczej? Przecież mówię, że na nią czekam. – Błękitne oczy młodego człowieka wyrażały najwyższy niepokój. – Ale za policję uprzejmie dziękuję. Polecano mi mademoiselle Wandę jako przyzwoitą panienkę, a tutaj p-policja! Dobrze jeszcze, że nie w mundurze, tylko w surducie.
– Niech się pan szanowny nie obawia – bufetowy uspokoił nerwowego gościa. – To nie jakaś panienka z żółtą książeczką, wszystko w najlepszym porządku. Poniektórzy nawet w mundurze przychodzą, wcale się nie wstydzą.
– W mundurze? – Młody człowiek nie chciał uwierzyć. – Co, oficerowie?
Bufetowy i Sieńka, który znowu zjawił się w pobliżu, wymienili spojrzenia i wybuchnęli śmiechem.
– Zdarzajom się i wyższe – parsknął chłopak. – Przychodzom i gienierały. Tak przychodzom, że ratuj Panie Boże. Przychodzom pieszo, a potem ich stąd wynoszom pod pachy. Taka wesolutka mamzela!
Prow Siemionycz wyciął wesołkowi policzek.
– Oj, Sieńka, pleciesz byle co. Powiedziałem: gęba na kłódkę.
Erast Pietrowicz skrzywił się z obrzydzeniem i wrócił do stolika, ale już nie miał ochoty czytać o tunelu. Pilno mu było porozmawiać z mademoiselle Helgą Tolle.
Nie musiał długo na to czekać. Po jakichś pięciu minutach do bufetu wślizgnął się znajomy posługacz, zgiął w ukłonie i szepnął na ucho: