Chociaż Brunetti mocno się zdziwił, nie zamierzał w tej chwili roztrząsać tematu.
– Mamy kogoś, kto mógłby tam zajrzeć wieczorem?
– Co musiałby robić? – zapytał Vianello, podobnie jak komisarz mało skory do rozmowy o imigrantach.
– Napić się. Pogadać z ludźmi. Zobaczyć, kto dzwoni z automatu. Kto go odbiera.
– Chodzi panu o kogoś, kto nie przypomina gliny?
Brunetti przytaknął.
– Pucetti? – zaproponował sierżant.
Komisarz potrząsnął głową.
– Za młody.
– Fakt. Zjedliby go.
– To musi być przemiłe miejsce.
– Wolałbym tam nie wchodzić bez broni – przyznał Vianello, po czym oznajmił takim tonem, jakby dopiero teraz przyszło mu to do głowy: – Najbardziej nadawałby się Topa.
Sierżant Topa pół roku temu przeszedł na emeryturę po trzydziestu latach pracy w policji. Naprawdę miał na nazwisko Romano, ale nikt go tak nie nazywał od ponad pół wieku, czyli od czasu kiedy był małym, okrąglutkim brzdącem i wyglądał jak myszka, do czego właśnie nawiązywało jego przezwisko. Nawet gdy dorósł, a klatka piersiowa tak mu spotężniała, że musiał nosić mundury szyte na miarę, przezwisko pozostało – choć absurdalne, na stałe do niego przylgnęło. I nikt sobie z tego nie żartował. Podczas trzydziestu lat służby wiele osób usiłowało zrobić Topie krzywdę, ale nikt nie miał odwagi się z niego wyśmiewać.
Kiedy Bruhetti nie zareagował, Vianello podniósł wzrok, po czym szybko odwrócił spojrzenie.
– Wiem, o czym pan myśli, commissario – rzekł i zanim Brunetti miał czas coś powiedzieć, dodał: – Ale przecież nie będzie pracować dla nas, przynajmniej oficjalnie. Po prostu odda nam drobną przysługę.
– Zaglądając do baru?
Vianello skinął głową.
– Nie podoba mi się ten pomysł – oznajmił Brunetti.
– Przecież każdy emeryt może tam wejść, żeby się napić i pograć w karty. – A ponieważ komisarz milczał, zapytał: – Emerytowany policjant też może wstąpić do baru na kieliszek i partyjkę, jeśli ma ochotę, prawda?
– Tego właśnie nie wiem.
– Czego?
– Czy będzie miał ochotę – wyjaśnił Brunetti.
Żaden z nich nie widział sensu, aby wspominać o wydarzeniu, które spowodowało wcześniejsze przeniesienie Topy na emeryturę. Rok temu Topa aresztował dwudziestotrzyletniego syna jednego z radnych miejskich za molestowanie ośmioletniej dziewczynki. Aresztowanie nastąpiło późnym wieczorem, w domu młodego człowieka; kiedy został doprowadzony na komendę, miał złamaną lewą rękę i nos. Topa twierdził, że podejrzany zaatakował go, usiłując zbiec; podejrzany oświadczył, że Topa wciągnął go w ciemny zaułek i pobił.
Funkcjonariusz pełniący tego dnia dyżur na komendzie daremnie próbował opisać spojrzenie, jakim Topa przeszył podejrzanego, gdy ten zaczął opowiadać swoją wersję. Młody człowiek nigdy jej nie powtórzył ani też nie wniósł oficjalnej skargi. Jednakże tydzień później vice-questore Patta przekazał Topie wiadomość, że oczekuje jego rezygnacji, i sierżant chcąc nie chcąc przeszedł na emeryturę, choć oznaczało to, że będzie otrzymywał świadczenia w sporo niższym wymiarze. Zboczeńca skazano na dwa lata aresztu domowego. Nikt nie słyszał, aby Topa, który miał jedną wnuczkę, dziewczynkę w wieku siedmiu lat, kiedykolwiek wypowiadał się na temat kary, czy też komentował swoje przejście na wcześniejszą emeryturę oraz związane z tym okoliczności.
– Mam z nim porozmawiać? – spytał Vianello.
Brunetti wahał się przez chwilę, po czym rzekł, jakby z przymusem:
– No dobrze.
Vianello skrył uśmiech.
– Wraca z pracy dopiero o ósmej. Zadzwonię do niego wieczorem.
– Z pracy? – zdziwił się Brunetti; wiedział, że nie powinien o nic pytać. Zgodnie z prawem emerytom nie wolno było podejmować zatrudnienia, jeśli nie chcieli utracić świadczeń.
– Tak – potwierdził sierżant i na tym poprzestał. – Czy to już wszystko? – Wstał.
Brunetti pamiętał, że Vianello i Topa byli partnerami przez ponad siedem lat i że Vianello chciał odejść z policji, kiedy Topę zmuszono do przejścia na emeryturę; pozostał tylko dzięki żarliwym argumentom komisarza. Brunetti nie uważał, by Topa zasługiwał na tak szlachetny gest w jego obronie.
– Tak, wszystko. Czy po drodze mógłbyś poprosić, żeby signorina Elettra ponownie skontaktowała się z SIP i spróbowała zdobyć wykaz miejscowych rozmów Trevisana?
– Pinetta to nie jest lokal, do jakiego dzwoni wzięty międzynarodowy prawnik – zauważył Vianello.
Nie jest to też lokal, do jakiego powinien dzwonić wzięty księgowy, pomyślał Brunetti, ale zachował tę uwagę dla siebie.
– Nie zaszkodzi sprawdzić – rzekł.
Vianello odczekał jeszcze moment, po czym wyszedł na korytarz, zostawiając komisarza, by w samotności mógł się oddawać spekulacjom, zastanawiać, z jakiego powodu bogaci, wzięci ludzie interesów dzwonią pod numery aparatów telefonicznych znajdujących się w miejscach publicznych, zwłaszcza w knajpach tak obskurnych jak bar Pinetta.
Rozdział 13
Tego wieczoru kolację ożywiła – Brunetti nie znalazł na to bardziej łagodnego określenia – gwałtowna sprzeczka między Chiarą a jej matką, która wpadła w gniew, kiedy usłyszała, że po szkole córka poszła odrabiać lekcje z matematyki do koleżanki będącej najbliższą przyjaciółką Franceski Trevisan.
Zanim Chiara zdołała powiedzieć cokolwiek więcej, Paola uderzyła dłonią w stół.
– Nie zamierzam mieszkać pod jednym dachem ze szpiclem! – zawołała.
– Nie jestem szpiclem – odparła ostrym tonem Chiarą. – Pracuję dla policji. – Zwróciła się do Brunettiego, pewna, że potwierdzi jej słowa. – Prawda, tatusiu?
Zamiast odpowiedzieć, Brunetti wyciągnął rękę po niemal opróżnioną butelkę pinot noir.
– No, powiedz! – zażądała Chiarą.
– Nieważne, czy pracujesz dla policji, czy nie – oświadczyła matka. – Nie można wyciągać informacji od przyjaciół.
– Przecież tatuś zawsze wyciąga informacje od przyjaciół. Czy to znaczy, że też jest szpiclem?
Brunetti pociągnął łyk wina, patrząc nad kieliszkiem na żonę; ciekaw był, co odpowie. Paola spojrzała na niego, po czym rzekła do Chiary:
– Różnica polega na tym, że kiedy twój tata pyta o coś przyjaciół, oni mają świadomość, z kim rozmawiają i wiedzą, że może chcieć wykorzystać udzielone mu informacje.
– Moje przyjaciółki też wiedzą, kim jestem, więc też powinny się domyślić, dlaczego zadaję im pytania – odparła Chiara; jej policzki powoli stawały się coraz czerwieńsze.
– To wcale nie to samo i dobrze o tym wiesz – stwierdziła Paola.
Chiara mruknęła coś pod nosem; Brunettiemu zdało się, że „Gadaj sobie”, ale nie był pewien, ponieważ schyliła nisko głowę nad pustym talerzem.
Paola odwróciła się do męża.
– Guido, czy mógłbyś wytłumaczyć swojej córce, na czym polega różnica? – Jak zwykle podczas domowych awantur, Paola, zachowując się niczym obojętna na swoje potomstwo przedstawicielka myszowatych, wyparła się macierzyństwa i przerzuciła na barki ojca ciężar zasadniczej rozmowy z dzieckiem.