Brunetti był zdziwiony, że posłużyła się właśnie tym przykładem; prawie nigdy nie wspominała o zamożności swoich rodziców, z wyjątkiem sytuacji, kiedy dyskusja na tematy polityczne przeradzała się w sprzeczkę i Paola potrzebowała dobrego przykładu na niesprawiedliwość społeczną.
Zanim Brunetti zdążył cokolwiek powiedzieć, dodała:
– Nie jest to chyba tak doniosła sprawa, o jaką ci chodzi, ale postępowałabym nagannie, gdybym wypowiadała się o tobie lekceważąco.
– Ciągle wypowiadasz się o mnie lekceważąco – rzekł, zmuszając się do uśmiechu.
– Tylko kiedy rozmawiam z tobą, Guido. Nigdy za twoimi plecami.
– Bo to oznaczałoby brak szacunku?
– Właśnie – odrzekła z uśmiechem.
– A do mnie możesz mówić lekceważąco i to nie oznacza braku szacunku?
– Nie, nie oznacza. Bo wtedy słowa krytyki kieruję wyłącznie do ciebie, Guido, i nikt inny ich nie słyszy.
Wyciągnął rękę i przysunął do siebie butelkę grappy.
– Wydaje mi się, że coraz trudniej jest określić granice.
– Między czym?
– Między przestępstwem a tym, co jest moralnie naganne.
– Jak myślisz, dlaczego?
– Nie wiem. Może dlatego że, jak sama wspomniałaś, przestaliśmy wierzyć w dawne wartości, a nie znaleźliśmy nowych, które by je zastąpiły?
Skinęła głową, przyznając mu rację.
– Poza tym wszystkie stare zasady zostały złamane – kontynuował. – Od zakończenia wojny, czyli już od pół wieku, jesteśmy ciągle okłamywani. Przez rząd, Kościół, partie polityczne, przemysłowców, finansistów, wojsko.
– I policję?
– Tak – potwierdził bez wahania – przez policję też.
– Więc dlaczego nie zmienisz pracy?
Wzruszył ramionami i nalał sobie jeszcze grappy. Paola czekała.
– Nie można się poddawać – powiedział w końcu.
Pochyliła się nad stołem i dotknęła ręką jego policzka.
– Jeśli jeszcze kiedykolwiek będę chciała ci robić wykład o honorze, walnij mnie w głowę butelką, dobrze?
Pocałował dłoń żony.
– Nigdy, chyba że pozwolisz mi kupować plastikowe.
Dwie godziny później, kiedy Brunetti ziewał nad „Historią tajemną’” Prokopiusza, zadzwonił telefon.
– Brunetti. – Spojrzał na zegarek.
– Panie komisarzu, tu Alvise. Kazał mi do pana zadzwonić.
– Kto powiedział, żeby pan do mnie zadzwonił? – spytał Brunetti, wyławiając z kieszeni stary bilet na vaporetto, żeby zaznaczyć stronę. Rozmowy telefoniczne z posterunkowym Alvisem trwały długo albo bywały męczące. Czasem jedno i drugie.
– Sierżant, panie komisarzu.
– Który sierżant? – Brunetti zamknął książkę i odłożył ją na bok.
– Topa, panie komisarzu.
Brunettiego odeszła senność.
– Dlaczego kazał ci zadzwonić?
– Bo chce z panem rozmawiać.
– Więc dlaczego sam nie zadzwonił? Numer jest w książce telefonicznej.
– Bo nie może, panie komisarzu.
– Dlaczego nie może?
– Przepisy nie pozwalają.
– Jakie przepisy? – spytał Brunetti, nie kryjąc zniecierpliwienia.
– Nasze, panie komisarzu.
– Co to znaczy „nasze”? Skąd dzwonisz?
– Z komendy, panie komisarzu. Mam dyżur.
– A co tam robi sierżant Topa?
– Został aresztowany, panie komisarzu. Zatrzymali go chłopcy z Mestre, ale potem dowiedzieli się, kim jest. Albo raczej kim był. Że był sierżantem. Wtedy odesłali go tutaj, ale powiedzieli, że może jechać bez eskorty. Zadzwonili, żeby nas uprzedzić, ale pozwolili mu przyjechać samemu.
– Czyli sierżant Topa aresztował i doprowadził do aresztu sam siebie?
Przez chwilę Alvise milczał.
– Na to wygląda, panie komisarzu – rzekł w końcu. – Dlatego nie bardzo wiem, jak wypełnić formularz, co wpisać w rubrykę „kto dokonał aresztowania”.
Brunetti na moment odsunął słuchawkę, po czym znów ją przyłożył do ucha.
– Za co został aresztowany?
– Wdał się w bójkę, panie komisarzu.
– Gdzie? – spytał Brunetti, choć domyślił się odpowiedzi, zanim ją usłyszał.
– W Mestre.
– Z kim się bił?
– Z jakimś cudzoziemcem.
– Gdzie ten cudzoziemiec?
– Uciekł, panie komisarzu. Zaczęli się bić, a potem cudzoziemiec uciekł.
– Skąd wiesz, że to był cudzoziemiec?
– Sierżant Topa mi powiedział. Jego zdaniem gość mówił z obcym akcentem.
– Skoro cudzoziemiec uciekł, kto złoży skargę na sierżanta Topę?
– Pewnie dlatego ci z Mestre nam go przysłali, panie komisarzu. Uznali, że najlepiej będziemy wiedzieli, co w takiej sytuacji robić.
– To oni kazali ci sporządzić protokół aresztowania?
– Nie, panie komisarzu – oświadczył Alvise po długim namyśle. – Powiedzieli Topie, żeby się tu zgłosił i zdał sprawozdanie z tego, co zaszło. A ponieważ miałem akurat na biurku formularz aresztowania, pomyślałem sobie, że trzeba go wypełnić.
– Dlaczego nie pozwoliłeś sierżantowi Topie zatelefonować do mnie?
– No, dzwonił wcześniej do żony, a przecież aresztowany ma prawo wykonać tylko jeden telefon.
– Tak jest wyłącznie w telewizji, w amerykańskich filmach – powiedział Brunetti, z trudem siląc się na cierpliwość. – Gdzie jest teraz sierżant Topa?
– Wyszedł kupić sobie kawę.
– Podczas kiedy ty wypełniasz formularz aresztowania?
– Tak, panie komisarzu. Wydało mi się niestosowne, żeby był przy tym obecny.
– Kiedy sierżant Topa wróci… bo chyba zamierza wrócić, prawda?
– O tak, panie komisarzu. Kazałem mu. A on obiecał.
– Więc kiedy się pojawi, proszę mu przekazać, żeby na mnie zaczekał. Już do was jadę. – Obawiając się, że nie utrzyma nerwów na wodzy, jeśli dłużej będzie musiał rozmawiać z posterunkowym, Brunetti rozłączył się, nie czekając na odpowiedź.
Powiedział Paoli, że musi jechać do pracy, aby wyjaśnić pewne sprawy, i dwadzieścia minut później wszedł do sali, w której dyżurował Alvise. Naprzeciwko jego biurka ujrzał Topę. Były sierżant wyglądał tak samo jak rok temu, zanim odszedł z policji.
Niski, krępy, o prawie łysej głowie, która lśniła w blasku lampy, siedział odchylony na krześle, z rękami skrzyżowanymi na potężnej klatce piersiowej. Skierowawszy wzrok na Brunettiego, przez chwilę przyglądał mu się spod krzaczastych siwych brwi, po czym przednie nogi krzesła stuknęły głośno o podłogę i Topa wstał, wyciągając na powitanie rękę. Ponieważ nie był już sierżantem, mógł przywitać się z dawnym przełożonym jak równy z równym, ale jego zachowanie sprawiło, że komisarz poczuł znajomy przypływ niechęci. Patrząc na sierżanta, zawsze miał wrażenie, że buzuje w nim przemoc, która w każdej chwili może wybuchnąć; człowiek ten był jak świeżo nalana polenta, która tylko czeka, by poparzyć tego, kto ją weźmie do ust.
– Dobry wieczór, sierżancie – przywitał go, ściskając mu rękę.
– Commissario – rzekł Topa; nie powiedział nic więcej.
Alvise wstał i spoglądał to na jednego, to na drugiego. Bez słowa.
– Może porozmawiamy w moim gabinecie – zaproponował Brunetti.
– Dobrze – zgodził się Topa.
Na górze Brunetti zapalił światło, ale nie zdjął płaszcza, aby uzmysłowić sierżantowi, że nie zamierza poświęcać mu dużo czasu. Obydwaj usiedli.
– Więc?
– Vianello zadzwonił do mnie i prosił, żebym zajrzał do Pinetty. Słyszałem o tej knajpie, ale nigdy tam nie byłem. A to, co słyszałem, wcale mi się nie podobało.
– Co pan słyszał?
– Pełno czarnych. I Słowian. Słowianie są gorsi.
Brunetti podzielał tę opinię, ale zatrzymał ją dla siebie. Widząc, że dawny przełożony nie zamierza się wdawać w pogawędkę, Topa zrezygnował z wygłaszania poglądów na temat różnic rasowych i narodowych. Skoncentrował się na swojej opowieści.