Выбрать главу

– A cały czas w tym barze?

– Nie.

– Gdzie pracowałaś wcześniej?

– Gdzie indziej – odparła wymijająco.

– Jak długo pracujesz w Pinetcie?

– Od września.

– Dlaczego?

– Co dlaczego?

– Dlaczego pracujesz teraz w barze?

– Z powodu pogody. Nie nawykłam do chłodów, zeszłej zimy pochorowałam się przez to ciągłe sterczenie na ulicy. Więc tej zimy pozwolił mi pracować w barze.

– Rozumiem – rzekł Brunetti. – Ile poza tobą ma dziewczyn?

– W barze?

– Tak.

– Trzy.

– A na ulicy?

– Nie wiem. Cztery? Sześć? Nie wiem.

– Czy poza tobą są inne Brazylijki?

– Tak, dwie.

– A inne dziewczyny skąd pochodzą?

– Nie wiem.

– Jak to jest z tym telefonem?

– Co? – zapytała, wytrzeszczając oczy; była szczerze zdumiona.

– Chodzi mi o telefon w barze. Do kogo zwykle ludzie dzwonią? Do twojego faceta?

Pytanie wyraźnie ją zdziwiło.

– Nie – odparła. – Wszyscy korzystają z tego aparatu.

– Ale z kim chcą rozmawiać ci, którzy dzwonią do baru?

Zastanawiała się przez moment.

– Nie wiem.

– Nie z twoim facetem?

Wzruszywszy ramionami, odwróciła głowę. Dopiero gdy Brunetti strzelił jej palcami przed nosem, przeniosła na niego wzrok.

– To jak? Dzwoni ktoś do niego?

– Czasami – przyznała. Zerknęła na zegarek. – Powinniśmy już kończyć.

Brunetti też spojrzał na zegarek; właśnie minął kwadrans.

– Ile czasu ci daje?

– Zwykle piętnaście minut. Starszym facetom, jeśli to stali klienci, pozwala na trochę więcej. Ale jeśli zaraz nie wrócę, zacznie mi zadawać pytania. Będzie chciał wiedzieć, dlaczego trwało tak długo.

Nie ulegało dla komisarza wątpliwości, że dziewczyna odpowie na każde pytanie, jakie zada jej alfons. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie lepiej, aby facet wiedział, że interesuje się nim policja. Popatrzył na opuszczoną twarz Mary, próbując odgadnąć, ile może mieć lat. Dwadzieścia pięć? Dwadzieścia?

– No dobra – powiedział wstając.

Zaskoczona, cofnęła się lękliwie, po czym podniosła głowę.

– To wszystko? – zapytała.

– Nie będzie szybkiego numerku?

– Słucham? – spytał zdziwiony.

– Zwykle kiedy gliny nas zgarniają i przesłuchują, na koniec żądają numerku. – Nikogo nie osądzała; jej głos był obojętny, przebijało z niego jedynie znużenie.

– Nie, nie będzie żadnego numerku – odparł, kierując się do wyjścia.

Wstała i wsunęła w rękawy kurtki najpierw jedną, potem drugą rękę. Brunetti przytrzymał dla niej drzwi; oboje wyszli na korytarz. Mara zamknęła drzwi na klucz i udała się na dół. Pchnęła drzwi frontowe, po czym skręciła w prawo, do baru. Brunetti ruszył w przeciwną stronę. Na końcu ulicy przeszedł przez jezdnię i zatrzymał się pod latarnią; po kilku chwilach podjechał della Corte.

Rozdział 17

– No i co? – zapytał kapitan, kiedy Brunetti usiadł obok niego na przednim siedzeniu czarnego auta.

Komisarzowi podobało się, że pytaniu nie towarzyszy nawet cień obleśnego uśmiechu.

– Jest Brazylijką, pracuje dla faceta, który był z nią w barze. Przyznała, że czasem ktoś dzwoni do niego.

– Coś jeszcze? – Della Corte wrzucił bieg i ruszył wolno w kierunku stacji.

– Tyle mi sama powiedziała, ale dowiedziałem się o niej sporo więcej.

– To znaczy?

– Wiem, że jest tu nielegalnie, nie ma karty stałego pobytu i nie ma wpływu na to, jak zarabia na życie.

– Może lubi to, co robi.

– A znasz kurwę, która by lubiła?

Della Corte nie odpowiedział. Skręcił za róg i zatrzymał się budynkiem stacji. Zaciągnął ręczny hamulec, ale nie zgasił silnika.

– Co dalej? – zapytał.

– Chyba musimy aresztować alfonsa. Przynajmniej dowiemy się, co to za jeden. I warto znów porozmawiać z dziewczyną, kiedy on będzie siedział.

– Myślisz, że kurwa zacznie gadać?

Brunetti wzruszył ramionami.

– Może. Jeśli nie będzie się bała, że odeślemy ją do Brazylii.

– Jak oceniasz szansę?

– Zależy, kto z nią będzie rozmawiał.

– Myślisz, że kobieta byłaby lepsza?

– Chyba tak.

– Znasz kogoś odpowiedniego?

– Współpracujemy z pewną panią doktor. Psychiatrą. Najlepiej by było, gdyby ona porozmawiała z Marą.

– Z Marą?

– Tak się dziewczyna nazywa. Podejrzewam, że alfons pozwolił jej zachować to jedno: własne imię.

– Kiedy się nim zajmiecie?

– Jak najszybciej.

– Masz pomysł?

– Tak. Zgarniemy go, kiedy jeden z klientów Mary położy przed nim forsę.

– Na długo możesz go aresztować za stręczycielstwo?

– Zależy, czego się o nim dowiemy. Może się okazać, że to recydywista albo jest poszukiwany w związku z jakąś inną sprawą. – Brunetti zamyślił się. – Zresztą jeśli nie mylisz się co do heroiny, powinno nam wystarczyć kilka godzin.

Kapitan uśmiechnął się cierpko.

– Nie mylę się – zapewnił, a kiedy Brunetti nic nie powiedział, zapytał: – Co będziesz robił do tego czasu?

– Na pewno nie siądę z założonymi rękami. Chcę się dowiedzieć czegoś więcej o rodzinie Trevisana i jego praktyce adwokackiej.

– Chodzi ci o coś konkretnego?

– Nie. Po prostu jest kilka drobiazgów, które nie dają mi spokoju, wydają się trochę dziwne. – Więcej nie zamierzał na razie wyjawiać. – A ty? Jakie masz plany?

– Musimy zebrać podobne informacje na temat Favera; będziemy z tym mieli od cholery roboty, zwłaszcza jeśli chodzi o jego interesy. – Na moment zamilkł. – Nie miałem pojęcia, że ci faceci tyle zarabiają.

– Kto? Księgowi?

– Tak. Setki milionów rocznie. A mówię tylko o deklarowanych dochodach. Bóg wie, ile wpada im na lewo.

Brunetti przypomniał sobie kilka firm z listy klientów księgowego; istotnie, możliwości zarobkowe Favera były wprost niewyobrażalne.

Komisarz otworzył drzwi i wysiadł, po czym obszedł wóz i stanął przy oknie kierowcy.

– Jutro wieczorem wyślę do baru kilku ludzi. Jeśli Mara i jej alfons tam będą, powinni ich zgarnąć bez trudu.

– Dziewczynę też? – spytał della Corte.

– Tak. Po nocy w celi może będzie bardziej skora do zwierzeń.

– Myślałem, że chcesz, aby porozmawiała z psychiatrą.

– Tak. Ale wolę, żeby najpierw się przekonała, jak jej się podoba więzienie. Strach rozwiązuje ludziom języki, szczególnie kobietom.

– Ale z ciebie bezlitosny drań! – powiedział della Corte, nie bez cienia szacunku.

Brunetti wzruszył ramionami.

– Może ma informacje potrzebne nam do rozwikłania sprawy morderstwa. Im bardziej będzie przestraszona i skołowana, tym prędzej powie wszystko, co wie.

Della Corte uśmiechnął się i zwolnił hamulec ręczny.

– A już myślałem, że zaczniesz mi opowiadać, jak to spotkałeś kurwę o złotym sercu.

Brunetti ruszył w kierunku stacji. Po kilku krokach obejrzał się; della Corte właśnie zamykał okno.

– Nie ma ludzi o złotym sercu.

Nie wiedział jednak, czy kapitan go usłyszał, bo odjechał, nie zareagowawszy na uwagę.

Nazajutrz rano signorina Elettra powitała Brunettiego informacją, że udało jej się odszukać artykuł o Trevisanie w „Gazzettino”, ale był to całkiem niewinny materiał o pilotowanym przez mecenasa turystycznym joint venture założonym przez izby handlu Wenecji i Pragi. Zdaniem dziennikarza piszącego kronikę towarzyską w tej samej gazecie, prywatne życie małżonki mecenasa było równie nieciekawe jak jej męża.

Mimo że Brunetti spodziewał się takich wiadomości, był zawiedziony. Spytał sekretarkę, czy mogłaby poprosić Georgia – zdziwił sam siebie, mówiąc o jej znajomym tak poufale, jakby to był i jego przyjaciel – żeby zdobył wykaz połączeń telefonicznych baru Pinetta. Następnie przejrzał korespondencję i wykonał kilka telefonów w związku z jednym z listów.