Выбрать главу

Rondini nadal milczał.

– Jeśli powie mi pan, o co chodzi, zobaczę, co da się zrobić – oznajmił Brunetti, próbując go ośmielić.

Gość złożył ręce na kolanach; palcami prawej dłoni masował palce lewej.

– Tak jak wspomniałem, chodzi o skazanie.

Brunetti uśmiechnął się zachęcająco i skinął głową.

– Za obrazę moralności – wyjaśnił Rondini.

Wyraz twarzy Brunettiego się nie zmienił, co najwyraźniej dodało Rondiniemu otuchy.

– Widzi pan, przed dwoma laty byłem na plaży Alberoni.

Brunetti zdawał sobie sprawę, że plaża ta, mieszcząca się na końcu wyspy Lido, cieszy się taką popularnością wśród gejów, iż zyskała miano „plaży grzechu”. Mimo że uśmiech wciąż gościł na jego ustach, zaczął uważniej się wpatrywać w twarz petenta i bacznie śledzić ruchy jego rąk.

– Nie, nie, panie komisarzu – powiedział Rondini, potrząsając głową. – To przez mojego brata. – Umilkł i znów potrząsnął głową, tym razem z zakłopotaniem. – Tylko pogarszam całą sprawę. – Uśmiechnął się nerwowo i westchnął. – Pozwoli pan, że zacznę od początku?

Rzecz jasna, Brunetti pozwolił.

– Mój brat jest dziennikarzem. Pisał wtedy artykuł o tej plaży i poprosił, żebym mu towarzyszył. Myślał, że jak pójdziemy razem, inni potraktują nas jak parę i nikt nie będzie nas zaczepiał. To znaczy, będą z nami rozmawiać, ale nie będą podrywać. – Rondini urwał i znów wbił wzrok w swoje dłonie, którymi bez przerwy poruszał, jakby nie był w stanie nad nimi zapanować.

– I tam się to stało? – spytał Brunetti, ponieważ gość sprawiał wrażenie, jakby nie zamierzał kontynuować.

Rondini ani nie podniósł oczu, ani nic nie powiedział.

– Tam miał miejsce ten incydent? – Brunetti nie dawał za wygraną.

Rondini wziął głęboki oddech.

– Pływałem, a kiedy wyszedłem z wody, zrobiło mi się zimno, więc postanowiłem się przebrać. Brat był spory kawałek ode mnie, rozmawiał z kimś, wokół nie widziałem nikogo. Przynajmniej w odległości dwudziestu metrów od miejsca, w którym miałem rozłożony koc. Usiadłem, zdjąłem kąpielówki i zamierzałem włożyć spodnie, kiedy podeszło dwóch policjantów i powiedziało, żebym wstał. Chciałem wciągnąć spodnie, ale jeden z policjantów stanął na nich, więc nie mogłem. – Jego głos był coraz bardziej napięty; Brunetti nie wiedział, czy ze zmieszania, czy gniewu. Rondini zaczął gładzić brodę. – Skoro nie mogłem włożyć spodni, postanowiłem wciągnąć z powrotem kąpielówki, ale drugi policjant zabrał je z koca i nie chciał ich oddać. – Umilkł.

– Co było dalej, signor Rondini?

– Wstałem.

– I…?

– Spisali protokół, w którym postawili mi zarzut obrazy moralności.

– Próbował im pan wszystko wyjaśnić?

– Tak.

– No i…?

– Nie uwierzyli.

– Brat panu nie pomógł? Nie wrócił?

– Nie, wszystko trwało zaledwie pięć minut. Sporządzili protokół i odeszli, zanim brat skończył rozmawiać.

– Co pan potem zrobił?

– Nic – odparł Rondini, patrząc Brunettiemu w oczy. – Brat powiedział, żebym się nie martwił, że na pewno zostanę powiadomiony, gdyby sprawa miała trafić do sądu.

– I powiadomiono pana?

– Nie. W każdym razie nie dostałem żadnego pisma. Jakieś dwa miesiące później zadzwonił do mnie znajomy i powiedział, że moje nazwisko figuruje w najnowszym „Gazzettino”. Podobno rozprawa się odbyła, choć nic mi o niej nie było wiadomo. Nie kazano mi zapłacić żadnej grzywny ani nic. Dopiero potem otrzymałem pismo, w którym informowano mnie, że zostałem skazany za obrazę moralności.

Przez chwilę Brunetti dumał nad tym, co usłyszał. Takie rzeczy niestety czasem się zdarzały. Przy drobnych wykroczeniach łatwo było o niedopatrzenia i człowiek rzeczywiście mógł zostać skazany bez formalnego oskarżenia. Brunetti jednak nie rozumiał, dlaczego Rondini postanowił przyjść z tym do niego.

– Próbował pan wystąpić o zmianę decyzji?

– Tak, ale powiedziano mi, że już na to za późno, że powinienem był złożyć wyjaśnienie, zanim odbyła się rozprawa. A ponieważ nie był to prawdziwy proces, nie mogę się odwołać.

Brunetti, obeznany z procedurą sądową w wypadku wykroczeń, skinął głową.

– Niby procesu nie było, lecz zostałem skazany za popełnienie przestępstwa.

– Wykroczenia – poprawił swego gościa Brunetti.

– Wszystko jedno. Zostałem skazany.

Brunetti przekręcił na bok głowę i uniósł brwi; miało to wyrażać sceptycyzm oraz lekceważenie dla całej sprawy.

– Naprawdę nie warto się tym przejmować, signor Rondini.

– Żenię się.

– Nie rozumiem, jaki to ma związek z tą historią.

– Chodzi o moją narzeczoną. – W głosie Rondiniego znów dało się wyczuć napięcie. – Nie chcę, żeby jej rodzina dowiedziała się, że skazano mnie za obrazę moralności na plaży dla homoseksualistów.

– Czy pańska narzeczona wie o tym incydencie?

Rondini wykonał taki ruch, jakby zamierzał potwierdzić, a później nagle zmienił zdanie.

– Nie. Wtedy jej nie znałem, a potem jakoś nie było okazji. Dla mojego brata i przyjaciół cała ta historia nie ma żadnego znaczenia. Traktują ją jak zabawne zdarzenie, ale boję się, że narzeczona przeżyje szok. – Rondini wzruszył ramionami, aby pokryć niepokój. – A tym bardziej jej rodzina.

– I przyszedł pan do mnie, żeby dowiedzieć się, co można zrobić w tej sprawie?

– Tak. Elettra wiele o panu mówiła. Mówiła też, jak wiele od pana zależy. – Z jego głosu przebijał szacunek; co gorsza, również nadzieja.

Brunetti zbył komplement machnięciem ręki.

– Co konkretnie ma pan na myśli?

– Chodzi mi o dwie sprawy. Po pierwsze, żeby usunął pan moje nazwisko z akt policyjnych… – Przerwał, widząc po minie komisarza, że ten zamierza protestować. – To chyba proste do wykonania?

– Żąda pan, abym dokonał zmian w dokumentach państwowych? – spytał Brunetti, starając się nadać głosowi surowe brzmienie.

– Ale Elettra mówiła… – Rondini zamilkł w pół słowa.

Brunetti wolał nie wiedzieć, co mówiła Elettra.

– Wprowadzenie jakiejkolwiek zmiany do akt jest o wiele trudniejsze, niż się panu wydaje – rzekł w końcu.

Rondini popatrzył na niego z politowaniem; chociaż się nie sprzeciwił, widać było, że ma odmienne zdanie.

– Czy mogę powiedzieć, na czym mi jeszcze zależy?

– Oczywiście.

– Otóż chciałbym otrzymać pismo stwierdzające, że zarzut był bezpodstawny i zostałem z niego w pełni oczyszczony. Najlepiej gdyby zawierało przeprosiny.

Brunetti miał ochotę krzyknąć, że to niemożliwe, zamiast tego spytał:

– Po co panu takie pismo?

– Dla narzeczonej. I jej rodziny. Żebym mógł im pokazać, gdyby kiedykolwiek dowiedzieli się o tej sprawie.

– Ale jeśli usunie się pańskie nazwisko z akt, po co panu pismo? – spytał Brunetti. – O ile, rzecz jasna, usunięcie nazwiska okaże się w ogóle możliwe.

– O to się proszę nie kłopotać – powiedział Rondini z taką pewnością siebie, że Brunetti od razu sobie przypomniał, gdzie jego gość pracuje (w dziale komputerów SIP), i skojarzył ten fakt z prostokątną skrzynką na biurku Elettry.

– Kto powinien figurować jako autor pisma?

– Najlepiej, aby to był sam questore – oświadczył Rondini, po czym szybko dodał: – Ale wiem, że to nierealne.

Kiedy tylko zorientował się, że sprawa będzie załatwiona po jego myśli i do ustalenia pozostają jedynie szczegóły, przestał nerwowo poruszać dłońmi; leżały spokojnie na kolanach, zresztą on też siedział teraz znacznie bardziej rozluźniony.