Выбрать главу

– Och, to wspaniale! – ucieszyła się Regina Ceroni. – Gdzie je pan znalazł?

Brunetti wychwycił lekki akcent, chyba słowiański, w każdym razie niewątpliwie wschodnioeuropejski.

W milczeniu podał jej przez biurko skórzany futerał. Położyła go przed sobą, nie zaglądając do środka.

– Nie sprawdzi pani, czy to jej okulary?

– Nie muszę, poznaję futerał – powiedziała z uśmiechem. – Skąd pan wiedział, że są moje?

– Obdzwoniliśmy prawie wszystkich optyków w mieście.

– Obdzwoniliśmy? – zapytała, po czym nagle przypomniała sobie o wymogach grzeczności: – Boże, gdzie moje maniery? Proszę, niech pan usiądzie.

– Dziękuję. – Brunetti usiadł na jednym z trzech foteli stojących przed biurkiem.

– Przepraszam, ale Roberta nie podała mi pańskiego nazwiska.

– Brunetti. Guido Brunetti.

– Dziękuję, signor Brunetti, że zechciał się pan fatygować. Gdyby pan do mnie zadzwonił, chętnie bym sama odebrała okulary. Nie musiałby pan jechać przez całe miasto.

– Przez całe miasto?

Na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie, które po chwili znikło.

– No tak. Moje biuro mieści się daleko od centrum.

– Faktycznie.

– Nie wiem, jak panu dziękować.

– Mogłaby mi pani powiedzieć, gdzie zgubiła okulary?

Ponownie obdarzyła go uśmiechem.

– Gdybym wiedziała, znalazłabym je sama.

Popatrzyła na swojego gościa przez szerokość biurka, a kiedy Brunetti się nie odezwał, spuściła wzrok i sięgnęła po futerał. Wyjęła okulary, po czym najpierw mocno odciągnęła w bok jeden uchwyt, a następnie oba; oprawki wygięły się, ale nie pękły.

– Zdumiewające, prawda? – powiedziała, nie podnosząc oczu.

Brunetti nadal milczał.

– Nie chciałam mieć z tym nic wspólnego – oznajmiła spokojnym głosem.

– To znaczy z nami? – spytał, zakładając, że skoro wie, iż musiał do niej jechać przez całe miasto, musi wiedzieć, z kim ma do czynienia.

– Tak.

– Dlaczego?

– Był człowiekiem żonatym.

– Niedługo rozpocznie się dwudziesty pierwszy wiek, signora.

– Co ma pan na myśli? – spytała, spoglądając na niego zdezorientowana.

– To, czy ktoś jest żonaty, nie ma wielkiego znaczenia.

– Miało dla jego żony – oznajmiła gniewnie. Podniosła okulary i schowała do skórzanego futerału.

– Ale chyba jego śmierć zmieniła sytuację.

– Bynajmniej. Nie chciałam, żeby podejrzewano, iż miałam coś z tym coś wspólnego.

– A miała pani?

– Panie komisarzu – rzekła, zadziwiając Brunettiego użyciem jego policyjnego stopnia – zajęło mi pięć lat, zanim stałam się obywatelką tego kraju, a przecież w każdej chwili mogę utracić obywatelstwo, jeśli policja zacznie się mną interesować. Dlatego nie chciałam zwracać na siebie uwagi.

– A jednak pani zwróciła.

Wydęła nerwowo wargi.

– Miałam nadzieję, że uda mi się tego umknąć.

– Wiedziała pani, że zostawiła okulary w restauracji?

– Wiedziałam, że zgubiłam je tego dnia, ale liczyłam na to, że gdzie indziej.

– Czy miała pani z nim romans?

Widział, że zastanawia się, jak odpowiedzieć; w końcu skinęła głową.

– Od dawna?

– Od trzech lat.

– Czy zamierzała pani zmienić ten stan rzeczy?

– Co to znaczy? Nie rozumiem pytania.

– Czy chciała pani za niego wyjść?

– Nie. Istniejący układ w zupełności mi odpowiadał.

– Czyli jaki?

– Widywaliśmy się co kilka tygodni.

– I co wtedy?

Podniosła na komisarza wzrok.

– Znów nie rozumiem pańskiego pytania.

– Coście robili, kiedyście się spotykali?

– A co zwykle robią kochankowie, kiedy się spotykają, panie komisarzu?

– Śpią ze sobą.

– Dobra odpowiedź. Tak, spaliśmy ze sobą.

Czuł, że jest zła, ale jej złość nie była wywołana przez niego.

– Gdzie? – spytał.

– Słucham?

– Gdzie spaliście ze sobą?

– W łóżku – odparła przez zaciśnięte wargi.

– Gdzie? Milczenie.

– Gdzie w łóżku? Tu w Wenecji czy w Padwie?

– I tu, i tam.

– W mieszkaniu czy w hotelu?

Zanim mogła odpowiedzieć, telefon na biurku zabrzęczał cicho; podniosła słuchawkę.

– Zadzwonię później – powiedziała po chwili i rozłączyła się. Przerwa w rozmowie z Brunettim była bardzo krótka, ale wystarczyła, żeby Regina Ceroni się opanowała. – Przepraszam, czy mógłby pan powtórzyć pytanie?

– Spytałem, gdzie sypialiście ze sobą. – Dobrze wiedział, że dzięki telefonowi miała czas zastanowić się nad tym, co mu powiedziała. Chciał jednak usłyszeć, jak zmienia swoje zeznania.

– W moim mieszkaniu.

– A w Padwie?

– Słucham? – spytała, udając zdziwienie.

– Gdzie spotykaliście się w Padwie?

Uśmiechnęła się przepraszająco.

– Chyba wcześniej nie zrozumiałam pytania. Zwykłe spotykaliśmy się tutaj. W Wenecji.

– Jak często się widywaliście?

Jej sposób bycia stał się bardziej serdeczny, jak to zwykle bywa w wypadku ludzi, którzy zamierzają kłamać.

– Nasz romans właściwie już się skończył, choć nadal się lubiliśmy. Byliśmy po prostu przyjaciółmi. Co jakiś czas jedliśmy razem kolację albo tu, albo w Padwie.

– Pamięta pani, kiedy ostatni raz spotkaliście się w Wenecji?

Odwróciła głowę, zastanawiając się, co powiedzieć.

– Hm. Nie, nie pamiętam. Chyba latem.

– Czy jest pani mężatką?

– Nie. Rozwódką.

– Mieszka pani sama?

Skinęła głową.

– Jak się pani dowiedziała o śmierci Favera?

– Z gazety, nazajutrz rano.

– I nie zadzwoniła pani do nas?

– Nie.

– Mimo że widziała się z nim pani poprzedniego wieczoru?

– Tym bardziej nie chciałam dzwonić. Jak już wspomniałam, nie mam zaufania do władzy.

W chwilach przygnębienia Brunetti podejrzewał, że nikt nie ma zaufania do władzy, ale nie zamierzał dzielić się tą myślą z Reginą Ceroni.

– Skąd pani pochodzi?

– Z Jugosławii. Z Mostaru.

– A od jak dawna mieszka we Włoszech?

– Od dziewięciu lat.

– Jak to się stało, że się pani tu osiedliła?

– Przyjechałam jako turystka, ale znalazłam pracę i postanowiłam zostać.

– W Wenecji?

– Tak.

– Gdzie pani pracowała? – spytał, choć wiedział, że można znaleźć te informacje w aktach Ufficio Stranieri.

– Początkowo w barze, potem w biurze podróży. Znam kilka języków, więc nie miałam trudności ze znalezieniem pracy.

– A teraz to wszystko należy do pani? – Wykonał dłonią zamaszysty ruch obejmujący całe biuro. – Jest pani właścicielką, prawda?

– Tak.

– Od dawna?

– Od trzech lat. Zajęło mi ponad cztery lata, zanim zebrałam odpowiednią sumę, żeby wpłacić zaliczkę poprzednim właścicielom. Ale teraz biuro jest już wyłącznie moje. To kolejny powód, dlaczego chciałam uniknąć kłopotów.

– Nawet jeśli nie miała pani nic do ukrycia?

– Jeśli mam być szczera, panie komisarzu, w trakcie moich poprzednich kontaktów z policją przekonałam się, że to, czy ktoś ma coś do ukrycia, czy nie, jest nieistotne. Czasami bywa wręcz odwrotnie. Uznałam, że ponieważ nic nie wiem o śmierci pana Favera i nie dysponuję żadnymi informacjami, które mogłyby wam pomóc, nie muszę dzwonić.

– O czym rozmawialiście wtedy przy kolacji, podczas ostatniego spotkania?

Pochyliła głowę, wracając pamięcią do tamtego wieczoru.

– O różnych rzeczach. Jak to starzy przyjaciele. O jego pracy. O mojej. O dzieciach.

– O jego żonie?

Ściągnęła niechętnie wargi.

– Nie, nie rozmawialiśmy o jego żonie. Oboje uważaliśmy, że nie byłoby to w dobrym guście.

– Czego jeszcze dotyczyła wasza rozmowa?

– Nie przypominam sobie nic konkretnego. Wspomniał, że chce kupić nowy samochód i zastanawia się jaki, ale nie potrafiłam mu doradzić.

– Nie prowadzi pani?

– Nie. W Wenecji nie ma takiej potrzeby, prawda? – Uśmiechnęła się. – Zupełnie nie znam się na samochodach. Jak większość kobiet.

Brunettiego zdziwiło, że nagle pozuje na słabą, bezbronną istotę; nie pasowało mu to do kobiety, która przed chwilą rozmawiała z nim jak równy z równym.

– Kelner z restauracji, w której jedliście kolację, powiedział, że signor Favero pokazał pani jakieś dokumenty…

– A tak. Właśnie wtedy wyjęłam z torby okulary. Używam ich do czytania.

– Co to były za dokumenty?

Przez moment milczała. Albo usiłowała sobie faktycznie przypomnieć, albo próbowała wymyślić jakieś kłamstwo.

– Prospekt spółki, w którą radził mi zainwestować. Ponieważ moje biuro przynosi zyski, uważał, że powinnam zacząć inwestować pieniądze. „Niech pracują dla ciebie”, tak właśnie powiedział. Ale nie byłam zainteresowana.

– Pamięta pani, co to za spółka?

– Nie, przykro mi. Nie zwracam uwagi na takie rzeczy.

Brunetti nie wierzył, że Regina Ceroni mówi prawdę.

– Czy to istotne?

– W bagażniku samochodu Favera znaleźliśmy wiele papierów – skłamał. – Chcielibyśmy wiedzieć, czy któreś z nich są ważne.

Widział wyraźnie, że korci ją, by spytać, co to za papiery, ale ugryzła się w język.

– Czy nie zauważyła pani nic szczególnego? Nic dziwnego? Może signor Favero wydał się pani czymś zaniepokojony? Może zdenerwowany? – Przemknęło mu przez głowę, iż powinno ją zdziwić, że dopiero teraz zadaje to pytanie.

– Był mniej rozmowny niż zwykle, ale to pewnie dlatego, że miał dużo pracy. Kilka razy powtórzył, że jest bardzo zajęty.

– Wspomniał, co go tak pochłania?

– Nie.

– Co państwo robili po kolacji?

– Odwiózł mnie na dworzec i wróciłam do Wenecji.

– Którym pociągiem?

– Przyjechałam na miejsce chyba około wpół do jedenastej – odparła po krótkim namyśle.

– Trevisan jechał tym samym pociągiem, tyle że innego dnia – powiedział Brunetti i po wyrazie twarzy pani Ceroni poznał, że nazwisko adwokata nie jest jej obce.

– To ten prawnik, którego zastrzelono w czasie podróży? – spytała po chwili.

– Tak. Znała go pani?

– Był klientem naszego biura. Załatwialiśmy bilety i rezerwacje dla niego i jego pracowników.

– Dziwne, nie sądzi pani?

– Co?

– Że dwóch ludzi, których pani znała, rozstało się z życiem tego samego tygodnia.

– Wcale nie wydaje mi się to takie dziwne – oznajmiła chłodnym, obojętnym tonem. – Chyba nie sugeruje pan, że między tymi zabójstwami istnieje jakiś związek?

Wstał, pozostawiając jej pytanie bez odpowiedzi.

– Dziękuję, że zechciała mi pani poświęcić trochę czasu. – Wyciągnął na pożegnanie rękę.

Regina Ceroni wstała i obeszła biurko; poruszała się z wdziękiem.

– To ja dziękuję, że pofatygował się pan aż tutaj, aby zwrócić mi okulary.

– Spełniłem swój obowiązek.

– Mimo wszystko serdecznie panu dziękuję.

Podeszła z nim do drzwi, otworzyła je i przepuściła go przodem. W drugim pomieszczeniu młoda brunetka wciąż siedziała przy biurku, a z drukarki zwisał długi arkusz biletów. Signora Ceroni odprowadziła gościa do drzwi wejściowych. Komisarz ponownie uścisnął jej dłoń, po czym ruszył w stronę domu. Właścicielka biura podróży stała na tle plaży i obserwowała go, dopóki nie znikł za rogiem.