Skoro Patta powiedział „pewnie”, oznaczało to, że tylko zgaduje – jeszcze nie wykonano sekcji.
– Gdzie pan był wieczorem? – zapytał vice-questore, zupełnie jakby chciał wyeliminować Brunettiego z kręgu podejrzanych, zanim powie mu cokolwiek więcej.
– Z żoną na kolacji u przyjaciół.
– Dzwoniono do ciebie do domu.
– Byliśmy u przyjaciół – powtórzył Brunetti.
– Dlaczego nie kupisz sekretarki automatycznej?
– Mam dwoje dzieci.
– Co to ma do rzeczy?
– Musiałbym wiecznie odsłuchiwać wiadomości nagrane przez ich kolegów i koleżanki.
Albo wiadomości od własnych dzieci, dodał w myślach Brunetti tłumaczących się wykrętnie, dlaczego się spóźnią lub dlaczego wciąż ich nie ma w domu.
– Ciebie nie zastali, więc zadzwonili do mnie – oświadczył vice-questore, nie kryjąc niezadowolenia.
Brunetti odniósł wrażenie, że Patta oczekuje przeprosin. Nic nie powiedział.
– Pojechałem na stację. Polizia ferrovia oczywiście wszystko skopała. – Patta spojrzał na biurko i przesunął kilka zdjęć w stronę Brunettiego.
Commissario schylił się, podniósł zdjęcia i zaczął je oglądać, podczas gdy Patta wyliczał dowody na brak kompetencji policji kolejowej. Pierwsze zdjęcie, zrobione z drzwi przedziału, przedstawiało zwłoki mężczyzny leżącego na plecach na podłodze między fotelami. Kąt, pod jakim wykonano zdjęcie, sprawiał, że niewiele było widać poza wierzchem głowy oraz wydatnym, sterczącym do góry brzuchem, ale czerwone plamy mówiły same za siebie. Następne zdjęcie, zrobione przez okno przedziału, ukazywało zwłoki od drugiej strony. Brunetti stwierdził, że denat ma zamknięte oczy. a w palcach jednej dłoni ściska długopis. Na pozostałych zdjęciach niczego więcej nie sposób się było doszukać, choć wykonano je wewnątrz przedziału. Martwy wyglądał tak, jakby spał; śmierć starła z jego twarzy wszelkie emocje.
– Obrabowano go? – zapytał Brunetti. przerywając ciąg narzekań Patty.
– Co?
– Obrabowano go?
– Chyba nie. Portfel nadal tkwił w kieszeni, a teczka, jak sam widzisz, leżała naprzeciwko miejsca, na którym siedział.
– Kto go załatwił? Mafia? – To pytanie musiało paść. w każdej sprawie trzeba było je zadać.
Patta wzruszył ramionami.
– Był prawnikiem – rzekł, pozostawiając domyślności Brunettiego, czy mafijna egzekucja jest przez to bardziej czy mniej prawdopodobna.
– Żona? – spytał Brunetti, poświadczając tym pytaniem po pierwsze, że jest Włochem, a po drugie, człowiekiem żonatym.
– Odpada. Jest sekretarzem Klubu Lwów.
Odpowiedź była tak absurdalna, że Brunetti mimo woli parsknął śmiechem, ale kiedy zobaczył zgorszone spojrzenie Patty, spróbował pokryć swoją reakcje pozorowanym atakiem kaszlu, po którym rzeczywiście rozkaszlał się na dobre; łzy napłynęły mu do oczu, twarz nabiegła krwią.
Kiedy zapanował nad sobą na tyle, aby mógł normalnie oddychać, zadał następne pytanie:
– Współpracownicy? Wspólnicy? Istnieje taka możliwość?
– Nie wiem. – Vice-questore zabębnił palcami po blacie biurka, żeby przyciągnąć uwagę rozmówcy. – Przejrzałem przed chwilą akta prowadzonych przez nas spraw i śmiem sądzić, że obecnie akurat ty jesteś najmniej obciążony pracą.
Właśnie tego rodzaju trafnymi spostrzeżeniami Patta zjednywał sobie sympatię Brunettiego.
– Dlatego zamierzam przydzielić ci tę sprawę, ale najpierw chciałbym mieć pewność, że przeprowadzisz dochodzenie w należyty sposób.
Brunetti domyślił się, co to oznacza: że musi obiecać, iż z głębokim szacunkiem będzie odnosił się do przesłuchiwanych osób, o których wysokiej pozycji społecznej miało świadczyć sekretarzowanie Klubowi Lwów przez żonę zamordowanego. Ponieważ jednak wiedział, że Patta nie wzywałby go do siebie, gdyby już wcześniej nie postanowił powierzyć mu sprawy, zamiast udzielić szefowi oczekiwanych zapewnień, spytał:
– Co z pasażerami w pociągu?
Rozmowa z burmistrzem musiała przekonać Pattę, że szybkie zakończenie śledztwa jest ważniejsze od utarcia nosa Brunettiemu, bo odpowiedział natychmiast:
– Policja kolejowa spisała nazwiska i adresy wszystkich podróżnych, którzy przebywali w pociągu, kiedy wjechał na stację.
Brunetti przechylił lekko głowę. Milczał.
– Kilku podobno widziało jakieś podejrzane osoby. Szczegóły znajdziesz tutaj. – Patta postukał palcem w żółtą tekturową teczkę leżącą na biurku.
– Który sędzia został przydzielony do sprawy? – spytał Brunetti. Od nazwiska sędziego zależało to, z jakim szacunkiem będzie musiał się odnosić do członków Klubu Lwów.
– Vantuno – odpowiedział Patta.
Była to kobieta mniej więcej w wieku Brunettiego, z którą w przeszłości współpraca układała mu się całkiem nieźle. Tak jak Patta, sędzia Vantuno pochodziła z Sycylii; wiedziała, że nigdy nie zdoła przeniknąć złożoności i niuansów weneckiej socjety, i na tyle ufała miejscowym commissari, aby pozostawić im pełną swobodę, jeśli chodzi o sposób prowadzenia śledztwa.
Brunetti skinął głową, nie chcąc zdradzić, jak bardzo odpowiedź szefa go zadowala.
– Spodziewam się codziennie otrzymywać sprawozdania – ciągnął Patta. – Trevisan był ważną postacią. Miałem już telefon od burmistrza; nie będę ukrywał, że zależy mu, abyśmy jak najszybciej znaleźli winnych.
– Miał jakieś sugestie?
Przywykły do impertynencji podwładnego. Patta odchylił się w fotelu i przez chwilę bez słowa w niego wpatrywał.
– Dotyczące czego? – spytał w końcu, kładąc nacisk na ostatnie słowo, aby wyrazić swoją dezaprobatę.
– Tego, w co Trevisan mógł być zamieszany – wyjaśnił uprzejmie Brunetti. Pytał zupełnie poważnie. Fakt. iż ktoś został burmistrzem, wcale nie oznaczał, że brudne tajemnice przyjaciół przestają mu być znane; o wiele bardziej prawdopodobna była sytuacja odwrotna.
– Nie są to sprawy, o które wypada mi pytać burmistrza – odparł Patta.
– Więc może ja go spytam – oznajmił spokojnie Brunetti.
– Brunetti, nie rób z tego afery.
– Afery? Chyba już ją mamy – rzekł commissario, wsuwając zdjęcia do żółtej teczki. – Czy ma pan jeszcze coś do mnie, panie komendancie?
Patta zmarszczył z namysłem czoło.
– Nie, na razie to wszystko. – Przesunął teczkę w stronę podwładnego. – Możesz to wziąć. I pamiętaj, oczekuję codziennych sprawozdań.
Brunetti udał, że nie słyszy.
– Możesz je przekazywać porucznikowi Scarpie – dodał Patta, nie odrywając wzroku od commissario: chciał się przekonać, jak zareaguje na nazwisko jego powszechnie nie lubianego pomocnika.
– Oczywiście, panie komendancie – powiedział neutralnym tonem Brunetti, po czym wstał i sięgnął po teczkę. – Dokąd przewieziono zwłoki?
– Do Ospedale Civile. Spodziewam się, że sekcja zostanie przeprowadzona dziś rano. Proszę nie zapominać, że zmarły był przyjacielem burmistrza.
– Naturalnie, panie komendancie – odparł Brunetti i wyszedł z gabinetu szefa.
Rozdział 6
Signorina Elettra uniosła głowę znad pisma, kiedy Brunetti wyłonił się z gabinetu Patty, i zapytała:
– Allora?
– Trevisan. Mam się śpieszyć, bo był zaprzyjaźniony z burmistrzem.
– Jego żona to istna tygrysica – oświadczyła, po czym współczującym tonem dodała: – Nie pójdzie panu z nią łatwo.
– Czy jest w tym mieście ktoś, kogo pani nie zna?
– Właśnie jej nie znam. Ale była pacjentką mojej siostry.