Выбрать главу

Nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Uniosła rękę i wskazała salon; zrozumiał, że ma nie pytać, tylko sam usiąść przed telewizorem.

– A co z Chiarą…?

– Przed kilkoma minutami pozwoliła mi wejść. Dałam jej aspirynę i poradziłam, żeby się położyła. Chce z tobą porozmawiać. Ale najpierw musisz obejrzeć kasetę.

Brunetti skierował się do salonu, gdzie stał telewizor i magnetowid.

– Może powinnaś przy niej posiedzieć?

– Słusznie – przyznała Paola i ruszyła do pokoju córki.

Telewizor i magnetowid były włączone, kaseta siedziała w środku. Brunetti wcisnął guzik, żeby przewinąć taśmę do początku. Przesuwała się z cichym szelestem, jakby po trawie sunął wąż. Komisarz starał się o niczym nie myśleć, nie zastanawiać, nie próbować odgadnąć, co za chwilę zobaczy.

Usłyszawszy cichy trzask, oznaczający, że taśma się już przewinęła, wcisnął przycisk odtwarzania i usiadł na krześle. Na ekranie nie pojawił się ani tytuł, ani nazwiska aktorów; nie było też dźwięku. Po chwili migocząca szarość znikła, a jej miejsce zajął pokój z trzema krzesłami, stołem oraz dwoma usytuowanymi wysoko oknami. Wpadające przez okna światło dzienne uzupełniał blask lampy stojącej za osobą trzymającą kamerę. Obraz drgał – najwyraźniej film kręcono z ręki.

Rozległ się jakiś hałas – kamera ukazała otwierające się drzwi, przez które popychając się i śmiejąc, weszło trzech młodych mężczyzn. Ostatni odwrócił się i wciągnął do środka kobietę; za nią weszło do pokoju jeszcze trzech mężczyzn.

Pierwsi trzej mieli na oko niespełna dwadzieścia lat, dwóch było mniej więcej w wieku Brunettiego, ostatni liczył około trzydziestki. Wszyscy ubrani byli w koszule i spodnie o wojskowym kroju; nosili buty na grubych podeszwach, sznurowane nad kostką.

Kobieta, w ciemnej spódnicy i swetrze, wyglądała na trzydzieści kilka, może czterdzieści lat. Twarz miała nieumalowaną, a włosy w nieładzie, jakby rozleciał się jej kok albo jakby ktoś ściągnął jej z głowy chustkę. Trudno było określić kolor jej oczu; wydawały się ciemne z przerażenia.

Mężczyźni rozmawiali w obcym języku, którego Brunetti nie rozumiał. Nagle jeden ze starszych coś powiedział i trzej najmłodsi parsknęli śmiechem, kobieta zaś popatrzyła na niego zszokowana, jakby nie wierzyła – albo nie chciała uwierzyć – w jego słowa. Odruchowo skrzyżowała ręce na piersiach i opuściła głowę.

Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał, nie ruszał, po czym nagle rozległ się głos, choć żadna z osób widocznych na ekranie nie otworzyła ust. Brunetti domyślił się, że to głos operatora. Prawdopodobnie wydał jakieś polecenie albo wypowiedział słowa zachęty. Kobieta uniosła gwałtownie głowę i spojrzała w stronę kamery, nie w sam obiektyw, tylko bardziej w lewo, na osobę mówiącego. Ten powtórzył polecenie, tym razem ostrzejszym tonem, i mężczyźni wzięli się do dzieła.

Dwóch młodych podeszło do kobiety i złapało ją za ręce. Trzydziestolatek stanął przed nią i coś powiedział. Kiedy potrząsnęła głową, uderzył ją w twarz, nie otwartą dłonią, lecz pięścią. Następnie wyjął nóż i rozciął kobiecie sweter od góry do dołu. Zaczęła krzyczeć. Uderzył ją po raz drugi i ściągnął z niej sweter, obnażając ją do pasa. Kiedy znów usiłowała krzyknąć, oderwał od swetra rękaw i wepchnął jej do ust.

Powiedział coś do trzymających ją mężczyzn; ci położyli ją na stole. Na jego kolejny rozkaz dwaj starsi mężczyźni chwycili nogi kobiety i przycisnęli do stołu. Wówczas trzydziestolatek rozciął jej nożem spódnicę na całej długości. Następnie rozchylił poły takim gestem, jakby otwierał książkę.

Ponownie rozległ się głos operatora i mężczyzna z nożem przeszedł na drugą stronę stołu, tak by nie zasłaniać sobą widoku. Odłożywszy nóż, rozpiął spodnie, po czym wdrapał na stół i położył na kobiecie. Mężczyźni trzymający jej nogi musieli się trochę cofnąć, żeby ich nie kopnął, kiedy się poruszał. Po kilku minutach zsunął się z kobiety; jego miejsce zajął pierwszy z młodzieńców, potem kolejno pozostali dwaj.

Mężczyźni zachowywali się hałaśliwie, pokrzykiwali i śmiali się; operator cały czas ich zachęcał. Mimo to słychać było płacz i jęki kobiety.

Jeden ze starszych mężczyzn potrząsnął głową, kiedy nadeszła jego kolej, ale gdy koledzy zaczęli pohukiwać drwiąco, też wgramolił się na stół. Ostatni, najstarszy ze wszystkich, był taki chętny, że zepchnął z kobiety poprzednika, byleby się szybciej do niej dobrać.

Dopiero kiedy cała szóstka skończyła, operator zrobił zbliżenie. Kamera przesuwała się jakby pieszczotliwie po ciele kobiety, przystając wszędzie tam, gdzie widać było krew. Potem zatrzymała się na jej twarzy. Kobieta miała zamknięte oczy, ale na dźwięk głosu operatora, uniosła powieki. Kamera znajdowała się zaledwie kilkanaście centymetrów od jej twarzy. Kobieta krzyknęła i gwałtownie odwróciła głowę; Brunetti słyszał, jak uderza nią o blat, daremnie usiłując uciec przed kamerą.

Nastąpił powolny odjazd; na ekranie stopniowo ukazywało się coraz więcej ciała. Kiedy kamera wróciła na poprzednie miejsce, operator coś zawołał. Mężczyzna, który pierwszy wdrapał się na kobietę, podniósł nóż. Operator zaczął ponaglać. Mężczyzna – z taką obojętnością, jakby kroił kurczaka na kolację – przejechał ostrzem po gardle kobiety. Krew trysnęła na jego dłoń i ramię; najwyraźniej nie spodziewał się tego, bo odskoczył od stołu. Na widok jego zdziwionej miny pozostali gruchnęli śmiechem. Wciąż ryczeli, kiedy operator wykonał kolejne zbliżenie. Tym razem nie musiał szukać krwawych plam; ciało kobiety było nimi wszędzie poznaczone. Po chwili ekran ściemniał.

Taśma dalej się przesuwała; ciszę zakłócał jedynie szmer obracających się szpul oraz cichy charkot. Brunetti wsłuchiwał się w niego zdezorientowany; dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że ten dziwny dźwięk wydobywa się z jego własnego gardła. Komisarz umilkł. Chciał wstać, ale nie był w stanie, bo dłonie miał tak mocno zaciśnięte na brzegu krzesła. Z najwyższym trudem zmusił się, żeby rozluźnić palce. Wreszcie mu się udało – oderwał ręce od krzesła i podniósł się.

Domyślał się, że język, którym posługiwali się mężczyźni, to serbsko-chorwacki. Kilka miesięcy temu widział w „Corriere della Sera” krótki artykuł o tego rodzaju filmach kręconych w śmiertelnych pułapkach, jakimi stały się bośniackie miasta, a następnie wywożonych za granicę, gdzie je powielano i sprzedawano. Nie dał wtedy wiary temu, co przeczytał; mimo iż ciągle stykał się ze zbrodnią, nie mógł, a raczej nie chciał przyjąć do wiadomości, że ludzie zdolni są do takich okropieństw. Teraz jednak, niczym święty Tomasz, włożył rękę do otwartej rany i nie miał wyjścia; po prostu musiał uwierzyć.

Wyłączył telewizor i magnetowid, po czym ruszył korytarzem do pokoju córki. Drzwi były otwarte, więc wszedł bez pukania. Chiara leżała na łóżku, wsparta o poduszki, jedną ręką obejmując siedzącą obok Paolę, drugą tuląc do siebie zniszczonego pluszowego psa o długich, wyświechtanych uszach, który był jej ulubioną zabawką, odkąd dostała go na szóste urodziny.

– Ciao, Papa – rzekła, spoglądając na ojca. Nie uśmiechnęła się.

– Ciao, angelo. – Stanął przy jej łóżku. – Nawet nie wiesz, jak bardzo żałuję, że to widziałaś. – Chciał powiedzieć coś więcej, ale najzwyczajniej w świecie zabrakło mu słów.

Chiara spojrzała na ojca, żeby upewnić się, czy w jego słowach nie ma nagany. Nie było. Odczuwał tylko potworne wyrzuty sumienia, lecz ona była zbyt młoda, żeby zdać sobie z tego sprawę.

– Czy naprawdę ją zabili? – spytała, odbierając mu resztki nadziei; w skrytości ducha liczył na to, że może córka uciekła sprzed telewizora, nie obejrzawszy taśmy do końca.