Skinął głową.
– Tak. Niestety.
– Dlaczego? – Głos miała przepełniony zdumieniem i trwogą.
Zamyślił się. Pragnął znaleźć jakieś wzniosłe słowa, które przekonałyby Chiarę o tym, że choć widziała coś strasznego, to tak naprawdę tego typu makabryczne rzeczy zdarzają się rzadko, a ludzkość jest z gruntu dobra i szlachetna.
– Dlaczego, tatusiu? Dlaczego to zrobili?
– Nie wiem – odparł w końcu.
– Naprawdę ją zabili?
– Nie mówmy już o tym. – Paola przygarnęła córkę do siebie i schyliła się, żeby pocałować ją w głowę.
Ale Chiara nie dała za wygraną.
– Naprawdę, tatusiu?
– Tak.
– Ta kobieta naprawdę umarła?
– Naprawdę – potwierdził, choć Paola posłała mu błagalne spojrzenie, żeby milczał.
Dziewczyna położyła sobie na kolanach pluszowego psa i wbiła w niego wzrok.
– Kto ci dał tę kasetę, Chiaro? – spytał Brunetti.
Pociągnęła delikatnie psa za naddarte ucho.
– Francesca – rzekła po chwili. – Dziś rano, przed lekcjami.
– Co powiedziała?
Chiara obróciła psa, aby siedział prosto.
– Że wie, iż o nią wypytuję. Że pewnie to robię, bo jesteś gliną. I że jeśli interesuje mnie, dlaczego ktoś mógł zabić jej ojca, to powinnam obejrzeć kasetę. – Cały czas bawiła się pluszowym psiakiem, to go głaskała, to ciągała za uszy, to przechylała z boku na bok.
– Mówiła coś jeszcze?
– Nie, to wszystko.
– Nie wiesz, skąd miała kasetę?
– Nie. Powiedziała jedynie, że dowiem się z niej, dlaczego ktoś mógł chcieć zabić jej ojca. Ale co ojciec Franceski miał wspólnego z tą kasetą?
– Nie wiem.
Paola poderwała się tak gwałtownie, że Chiara puściła zabawkę; pluszowy piesek upadł na podłogę. Matka schyliła się po niego; przez chwilę stała, ściskając psiaka kurczowo w dłoni, po czym położyła go córce na kolanach, pogładziła ją czule po głowie i wyszła z pokoju.
– Kim są ci mężczyźni, tatusiu?
– Chyba Serbami, ale nie jestem pewien. Może to stwierdzić ktoś, kto zna ich język.
– Co z nimi będzie? Aresztujesz ich i poślesz do więzienia?
– Nie wiem, kochanie. Niełatwo będzie ich znaleźć.
– Ale powinni trafić za kratki, prawda?
– Absolutnie.
– Jak myślisz, jaki związek miał z tym ojciec Franceski? – Nagle coś przyszło jej do głowy. – Chyba to nie on trzymał kamerę?
– Na pewno nie.
– Więc o co jej chodziło?
– Nie wiem, ale postaram się dowiedzieć. – Patrzył, jak córka usiłuje związać uszy psa. – Chiaro?
– Tak? – Spojrzała na ojca ufnie, wierząc, że dzięki niemu wszystko znów będzie tak jak dawniej.
– Lepiej nie rozmawiaj więcej z Francescą.
– Już nikogo o nic nie pytać?
– Tak, bardzo cię o to proszę.
Przez chwilę milczała, dumając nad słowami ojca, po czym spytała cicho:
– Nie gniewasz się na mnie?
Brunetti kucnął przy łóżku.
– Nie, kochanie. Nie gniewam się. – Urwał, bojąc się, że głos mu się załamie. Potem wskazał psa. – Uważaj, żebyś nie oderwała Szczekusiowi uszu.
– Brzydki ten mój Szczekuś, prawda? Kto to widział, żeby pies miał łyse uszy?
Brunetti potarł palcem nos zabawki.
– Na ogół właścicielki psów nie obgryzają uszu swoim ulubieńcom.
Chiara uśmiechnęła się i spuściła nogi na podłogę.
– Chyba odrobię lekcje – powiedziała wstając.
– Dobrze. A ja pójdę porozmawiać z mamą.
– Tatusiu! – zawołała, kiedy był już w drzwiach.
– Tak?
– Mama też się na mnie nie gniewa?
– Chiaro, jesteś naszą największą radością – odparł drżącym głosem, po czym opanowując wzruszenie, dodał szybko: – No dobrze, kochanie, siadaj do lekcji.
Dopiero gdy ujrzał uśmiech na twarzy córki, zamknął za sobą drzwi.
Paola stała w kuchni przy zlewie, odwirowując sałatę.
– Choćby walił się cały świat, obiad i tak trzeba zjeść – powiedziała, spoglądając na męża.
Brunetti odetchnął z ulgą.
– Z Chiara wszystko w porządku? – spytała po chwili.
Wzruszył ramionami.
– Postanowiła odrobić lekcje. Nie wiem, czy wszystko z nią w porządku. A ty jak myślisz? Znasz ją lepiej niż ja.
Paola cofnęła rękę od pokrętła wirówki i popatrzyła na męża zdumiona.
– Naprawdę tak sądzisz?
– Co?
– Że znam ją lepiej od ciebie.
– Przecież jesteś jej matką – rzekł Brunetti, jakby to było dostateczne wytłumaczenie.
– Och, Guido, jaki ty czasami bywasz ślepy! Gdybyś był jedną stroną monety, Chiara byłaby drugą.
O dziwo, słysząc te słowa, Brunetti poczuł się nagle bardzo zmęczony. Wysunąwszy krzesło, usiadł przy stole.
– Kto wie? Jest młoda. Może zapomni – powiedział.
– A ty? Zapomnisz? – spytała Paola, siadając naprzeciwko niego.
Potrząsnął głową.
– Szczegóły się pozacierają, ale tego, co widziałem, nigdy nie zapomnę.
– Jednego nie rozumiem… Kogo to podnieca? Przecież to obrzydliwe. Złe. – Na moment umilkła. – Po prostu złe. Kiedy odeszłam od telewizora, poczułam się tak, jakbym zajrzała do okna, z którego wyziera ludzkie zło w najczystszej postaci… Guido, jak oni mogli to zrobić? Jak można tak postąpić i wciąż uważać się za człowieka?
Brunetti nigdy nie umiał sobie radzić z czymś, co nazywał w myślach Wielkimi Pytaniami. Zamiast silić się na odpowiedź, spytał:
– A operator? Co sądzić o nim? A co o ludziach, którzy płacą za takie filmy?
– Płacą? – zdumiała się. – Naprawdę płacą?
Skinął głową.
– Jestem pewien, że ta kaseta została zrobiona na sprzedaż. Istnieje zapotrzebowanie na filmy, w których autentycznie giną ludzie. Przed paroma miesiącami czytałem o tym w gazecie, a wcześniej miałem w ręku raport Interpolu. Znaleziono kilka takich taśm w Ameryce. W studio filmowym, w którym je kopiowano.
– Ale kto je kręci? – spytała ze zgrozą Paola.
– Nie wiem. Na kasecie, którą widziałaś, mężczyźni mają na sobie wojskowe mundury. I chyba mówią po serbsko-chorwacku.
– Boże, zmiłuj się nad nami – szepnęła. – Ta biedna kobieta… – Zakryła usta dłonią. – Guido…
Wstał.
– Muszę porozmawiać z matką Franceski – oznajmił.
– Myślisz, że coś wie?
Nie miał pojęcia, ale nie zamierzał dłużej tolerować jej ledwo skrywanej wzgardy i udawanej niewinności. Podejrzewał, że skoro to Francesca dała taśmę Chiarze, o wiele lepiej od matki potrafiła odróżniać fakty od fikcji. Kiedy pomyślał, że dziewczyna oglądała kasetę, aż wzdrygnął się na myśl, że ma ją przesłuchać. Z drugiej strony, gdy przywołał w pamięci wyraz oczu zgwałconej kobiety patrzącej w wycelowany w siebie obiektyw, wiedział, że nie zawaha się przed niczym, aby wydobyć informacje z matki i córki.
Rozdział 26
Pani Trevisan otworzyła drzwi i cofnęła się przed Brunettim, jakby uderzyła ją bijąca od niego fala gniewu. Komisarz wszedł do środka i zatrzasnął drzwi tak głośno, że wdowa aż podskoczyła. Sprawiło mu to niemal przyjemność.
– Starczy, signora – powiedział. – Żadnych więcej wykrętów, żadnych więcej kłamstw. Chcę wiedzieć wszystko, co pani wiadomo.
– Nie wiem, o czym pan mówi. – Usiłowała przybrać ton oburzenia, lecz zabrzmiało to sztucznie; mimo najlepszych chęci nie potrafiła ukryć strachu. – Już z panem rozmawiałam i…
– I kłamała pani, w kółko kłamała – rzekł gniewnie Brunetti. – Nie chcę słyszeć żadnych więcej kłamstw, bo pani i jej kochanek wylądujecie na komendzie, a policja finansowa weźmie pod lupę wasze transakcje bankowe z ostatnich dziesięciu lat.