Postąpił w stronę kobiety; cofnęła się, wyciągając dłoń, jakby chciała odeprzeć jego złość.
– Nie wiem, czy… – zaczęła, ale Brunetti uniósł rękę tak gwałtownym gestem, że przestraszył nawet siebie.
– Niech pani nie próbuje więcej kłamać, signora. Moja córka obejrzała kasetę z Bośni. – Podniósł głos, żeby nie mogła mu przerwać. – Ma dopiero czternaście lat, a widziała tę ohydę.
Wdowa cofała się korytarzem, a on uporczywie szedł za nią krok w krok.
– Powie mi pani wszystko, co wie, całą prawdę, bo inaczej będzie pani żałować do końca swoich dni.
Kiedy skierowała na niego wzrok, zobaczył w jej oczach równie wielki strach jak u kobiety na kasecie, ale nawet to nie zrobiło na nim wrażenia.
Za plecami wdowy otworzyły się nie bramy piekła, lecz drzwi, a w nich ukazała głowa jej córki.
– Co się stało, mamma? – zapytała Francesca.
Spojrzała na Brunettiego; poznała go, ale nic nie powiedziała.
– Wracaj, Francesco, do swojego pokoju – poleciła signora Trevisan; Brunettiego zdumiało opanowanie w jej głosie. – Pan komisarz chce mi zadać jeszcze kilka pytań.
– O tatę i zio Ubaldo? – spytała nastolatka, nie kryjąc zaciekawienia.
– Prosiłam, żebyś wróciła do swojego pokoju.
Francesca cofnęła głowę i zamknęła cicho drzwi.
– No dobrze – powiedziała signora Trevisan tym samym opanowanym tonem i skręciła do pokoju, w którym poprzednio przyjmowała komisarza.
Zajęła miejsce w fotelu, jednakże Brunetti był zbyt roztrzęsiony, aby usiąść; aż do wyjścia to stał nad wdową, przestępując z nogi na nogę, to robił parę kroków w jedną lub w drugą stronę.
– Co chce pan wiedzieć?
– Wszystko o tych kasetach.
– Są kręcone w Bośni. Chyba w Sarajewie.
– Wiem.
– Więc co chce pan jeszcze wiedzieć? – spytała, niezbyt przekonująco udając zdumienie.
– Signora. – Pochylił się nad nią. – Ostrzegam, że zniszczę panią, jeśli nie powie mi pani wszystkiego. – Wyczytał w jej oczach, że wreszcie coś zaczyna do niej docierać. – Co pani wie o kasetach?
– No dobrze – rzekła tonem gospodyni, która chce ułagodzić kłótliwego gościa. – Są kręcone w Bośni, a następnie kopiowane we Francji i w Stanach. Kopie są sprzedawane.
– Gdzie?
– W sklepach. Albo wysyłane bezpośrednio do klientów. Istnieją listy adresowe.
– Kto je ma?
– Dystrybutorzy.
– To znaczy?
– Nie znam nazwisk. Taśmy matki wysyłane są do skrytek pocztowych w Marsylii i Los Angeles.
– Kto kręci filmy?
– Ktoś w Sarajewie. Chyba służy w serbskim wojsku, ale nie jestem pewna.
– Czy pani mąż go znał? Proszę mówić prawdę – dodał, widząc, że signora Trevisan zaczyna się wahać.
– Tak.
– A kto je zamawia? Na czyje polecenie się je produkuje?
– Nie wiem. Wiem tylko, że Carlo obejrzał gdzieś taki film. Potem wpadł na pomysł, żeby rozprowadzać kasety. Wcześniej rozprowadzał inne materiały…
– Jakie?
– Pisma.
– Jakie pisma?
– Pornograficzne.
– Signora, pisma pornograficzne można kupić w każdym kiosku w tym mieście. Co to była za pornografia?
– Dziecięca – szepnęła tak cicho, że gdyby się nie pochylił, toby jej nie usłyszał.
Nie odezwał się; czekał, co jeszcze powie.
– Carlo twierdził, że nie ma w tym nic nielegalnego…
Trwało chwilę, zanim zdał sobie sprawę, że ona mówi zupełnie poważnie.
– Skąd pani córka wzięła tę kasetę?
– Carlo trzymał nowe taśmy matki w swoim gabinecie. Lubił je oglądać przed wysłaniem dalej. Francesca pewnie podkradła jedną – rzekła z nutą dezaprobaty wdowa. – Nigdy by do tego nie doszło, gdyby mąż żył.
Jeśli sądziła, że wzbudzi w Brunettim współczucie, srogo się pomyliła.
– Ile w sumie było kaset?
– Bo ja wiem? Kilkanaście. Może dwadzieścia.
– Wszystkie takie same?
– Nie bardzo rozumiem, co pan ma na myśli mówiąc „takie same”.
– Czy na wszystkich gwałci się i morduje kobiety?
Spojrzała na niego z niechęcią; ludzie dobrze wychowani nie poruszają tak ohydnych tematów.
– Zdaje mi się, że tak – odparła.
– Zdaje się pani, czy wie pani na pewno?
– Wiem.
– Kto jeszcze był w to zamieszany?
– Ja nie. Nie miałam z tym nic wspólnego.
– Oprócz pani męża i brata kto jeszcze się tym zajmował?
– Chyba ten księgowy w Padwie.
– Favero?
– Tak.
– Kto jeszcze?
– Jeśli chodzi o kasety, to o nikim już nie wiem.
– A jeśli chodzi o prostytutki?
– Pewna kobieta, nie znam jej nazwiska. Pomagała Carlowi załatwiać transport dziewcząt.
Brunetti zwrócił uwagę, że bez zająknienia odpowiedziała na pytanie o prostytutki, tym samym przyznając, iż wiedziała, że jej mąż handlował żywym towarem.
– Skąd?
– Z całego świata.
– Co to za jedna?
– Nie wiem. Niewiele o niej mówili.
– A co mówili?
– Nic.
– Co o niej mówili?
– Nie pamiętam. Zresztą Ubaldo tylko raz wspomniał o niej przy mnie.
– Co powiedział?
– Nazwał ją Słowianką. Nie wiem, co miał na myśli.
Ale Brunetti wiedział.
– Więc jest Słowianką czy nie? – zapytał.
Signora Trevisan spuściła wzrok.
– Chyba tak – odpowiedziała cicho.
– Kim jest? Gdzie mieszka?
Widział, że się zastanawia, że stara się odgadnąć, na ile prawda może jej zaszkodzić. Odwrócił się gwałtownie i odszedł dwa kroki, po czym wrócił na miejsce.
– Gdzie mieszka? – powtórzył.
– Chyba tu.
– W Wenecji?
– Tak.
– Co pani jeszcze o niej wie?
– Że pracuje.
– Większość ludzi pracuje, signora. Czym konkretnie się zajmuje?
– Robi… robiła rezerwacje lotnicze dla Ubalda i Carla.
– Signora Ceroni?
– Chyba tak – odparła zdziwiona.
– Co jeszcze dla nich robiła?
– Nie wiem – oznajmiła wdowa, ale widząc, jak komisarz marszczy gniewnie czoło, dodała szybko: – Naprawdę nie wiem. Słyszałam tylko, jak parę razy rozmawiali z nią przez telefon.
– O biletach samolotowych? – spytał z przekąsem Brunetti.
– Nie, o innych sprawach. O dziewczynach. Pieniądzach.
– Zna ją pani?
– Nie, na oczy jej nie widziałam.
– A słyszała pani, żeby wymieniali jej nazwisko, rozmawiając o kasetach?
– Nigdy nie rozmawiali o kasetach. Czasem padały pojedyncze słowa, a ja się domyślałam, o co chodzi.
Uznał, że nie ma sensu marnować czasu i zarzucać jej kłamstwa, bo wiedział, jaką zaplanowała linię obrony – będzie twierdziła, że podejrzenia to nie to samo co pewność, a skoro nie była pewna, nie może czuć się odpowiedzialna. Budziła w nim tak wielki wstręt, że nie chciał przebywać z nią dłużej w jednym pomieszczeniu. Odwrócił się na pięcie i bez słowa opuścił pokój, zamykając za sobą drzwi. Nie czuł się też na siłach rozmawiać teraz z Francescą, więc po prostu wyszedł z mieszkania, zostawiając matkę i córkę, aby zaczęły sobie wspólnie budować wygodną przyszłość.
Mrok i chłód pomogły mu trochę ochłonąć. Spojrzał na zegarek i zobaczył, że minęła dziewiąta. Zwykle o tej porze miał ochotę coś przekąsić, wypić, ale wściekłość sprawiła, że nie odczuwał ani głodu, ani pragnienia.
Nie pamiętał dokładnego adresu Reginy Ceroni, ale wiedział, że mieszka na San Vio, w pobliżu kościoła Santa Maria della Salute. Sprawdził adres w książce telefonicznej w najbliższym barze, po czym wsiadł do vaporetto linii numer jeden.