Po prawej znów pojawiła się wspaniała rezydencja, ale Brunetti ledwo na nią spojrzał.
– A kasety? – spytał.
– No tak, kasety. Słyszałam o nich, zanim jeszcze je obejrzałam. To znaczy, wiedziałam, że jakieś kasety przychodzą z Bośni, ale nie miałam zielonego pojęcia, co przedstawiają. Trevisan, Favero i Lotto byli ogromnie podnieceni, mówili o krociowych zyskach. Jedna czysta taśma kosztuje kilka tysięcy lirów, więc kopie – szczególnie w Stanach – są sprzedawane z dwudziesto-, a nawet trzydziestokrotnym przebiciem. Początkowo Trevisan i jego wspólnicy chyba tylko odsprzedawali oryginalne taśmy, każdą za kilka milionów lirów, ale potem postanowili sami zająć się dystrybucją, bo to przynosi największe dochody.
Któregoś dnia Trevisan spytał mnie o zdanie. Zdążył się zorientować, że mam głowę do interesów, i chciał zasięgnąć mojej rady. Powiedziałam, że muszę obejrzeć kasety, zanim się wypowiem. Myślałam o nich jak o towarze, takim samym jak każdy inny, wymagającym tylko odpowiedniej strategii rynkowej.
Zerknęła na Brunettiego.
– Właśnie takimi pojęciami operowałam. Towar. Strategia rynkowa. – Westchnęła głęboko. – Trevisan porozumiał się ze wspólnikami. Zgodzili się pokazać mi kasety, ale musiałam obejrzeć je w ich obecności. Odkąd zrozumieli, jak cenny jest to towar, nie wypuszczali go z rąk.
Zamilkła; tak długo się nie odzywała, że sądził, iż nic więcej już nie powie.
– I co? Obejrzała pani?
– Tak. Trzy.
– Gdzie?
– W mieszkaniu Lotta. On jeden nie mieszkał z żoną, więc poszliśmy do niego.
– No i…?
– No i wtedy powzięłam decyzję.
– Jaką decyzję?
– Że ich zabiję.
– Wszystkich trzech?
– Oczywiście.
– Dlaczego?
– Bo te filmy sprawiały im przyjemność. Najgorszy był Favero. Przy drugiej taśmie tak się podniecił, że wyszedł z pokoju. Nie wiem, dokąd się udał, ale wrócił dopiero wtedy, gdy było po wszystkim.
– A pozostali dwaj?
– Też byli podnieceni. Jednakże oni już wcześniej widzieli kasety, więc potrafili lepiej nad sobą panować.
– Czy to były takie same kasety jak ta, którą widziałem?
– A na pańskiej zginęła kobieta?
Potwierdził.
– No to były takie same. Zwykle na każdej odbywa się zbiorowy gwałt, a potem morduje się ofiarę. – Głos Reginy Ceroni brzmiał równie beznamiętnie, jakby opisywała film instruktażowy dla stewardes.
– Ile w sumie było takich kaset?
– Nie wiem. Oprócz tych, które oglądałam, myślę, że co najmniej siedem. Te pierwsze sprzedali od razu. Dopiero te, które mi pokazali, zamierzali sami kopiować i rozprowadzać.
– Co im pani powiedziała?
– Że potrzebuję dnia albo dwóch do namysłu. I że znam kogoś w Brukseli, kto pewnie byłby zainteresowany rozprowadzaniem kopii w Belgii oraz Holandii. Ale już wtedy wiedziałam, że ich zabiję. Chciałam się tylko zastanowić, jak to najlepiej zrobić.
– Dlaczego?
– Co dlaczego? Dlaczego postanowiłam zabić, czy dlaczego nie zabiłam od razu?
– Dlaczego postanowiła pani zabić?
Samochód przed nimi zwolnił, żeby skręcić w lewo, więc lekko przyhamowała.
– Często o tym myślałam – rzekła, spoglądając na Brunettiego. – Chyba największą rolę odegrał fakt, że oglądanie tych filmów sprawiało im tak dużą przyjemność. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Tamtego dnia w mieszkaniu Lotta zdałam sobie sprawę, że oni nie tylko nie widzą nic złego w oglądaniu takich filmów, ale również w zamawianiu ich.
– W zamawianiu? To znaczy, że filmy powstawały na ich zamówienie?
Popatrzyła przed siebie na ciemną szosę,
– Commissario, niech pan ruszy głową! Gdyby nie istniało zapotrzebowanie na tego rodzaju materiały, nikt by ich nie produkował. Trevisan i jego przyjaciele rozkręcili rynek, toteż musieli dbać o regularne dostawy towaru. Zanim jeszcze obejrzałam kasety i przekonałam się, co zawierają, słyszałam, jak Trevisan mówił do Lotta, że trzeba wysłać faks do Sarajewa i zamówić kolejne filmy. Rozmawiali tak, jakby chodziło o zamówienie skrzynki wina albo zlecenie maklerowi, żeby kupił lub sprzedał pakiet akcji. Dla nich był to interes jak każdy inny.
– A potem zobaczyła pani kasety…
– Tak. Potem zobaczyłam kasety.
– Czy nie pomyślała pani o tym, że postępuje źle, uciekając się do zbrodni?
– Właśnie staram się to panu wyjaśnić. Zabicie ich nie było złym uczynkiem. Powzięłam słuszną decyzję; od początku nie miałam co do tego żadnych wątpliwości. I jeśli chce pan wiedzieć, to tak, dziś zrobiłabym to samo.
– Dlatego że te kobiety były Bośniaczkami? Muzułmankami?
Prychnęła pogardliwie.
– Może mi pan wierzyć, że to, kim były, nie miało najmniejszego znaczenia. – Oderwała oczy od szosy i popatrzyła na swojego pasażera. – Wciąż mówi się i pisze o zbrodniach przeciwko ludzkości. Pełno jest na ten temat w gazetach, w przemówieniach polityków. Tyle że nikt w tej sprawie nic nie robi. Padają szlachetne słowa, a tymczasem kobiety nadal są gwałcone i mordowane; jeden łajdak to kręci, inni oglądają. – Mimo wściekłości mówiła wolno, wręcz cedziła słowa. – Postanowiłam ich powstrzymać, ukrócić proceder. Nikt inny by tego nie zrobił.
– Mogła pani pójść na policję.
– I co? Kazać aresztować Trevisana, Lotta i Favera? Za co? Czy znalazłby się odpowiedni paragraf?
Brunetti nie wiedział, lecz wstyd było mu się przyznać.
– Znalazłby się?
– Nie wiem – odparł w końcu. – Ale mogła pani przynajmniej ujawnić ich proceder z prostytutkami. To by ich częściowo powstrzymało…
Roześmiała się głośno.
– Ale pan jest naiwny! Nie mam nic przeciwko zorganizowanej prostytucji. Sama świetnie zarabiałam na tym interesie. Dlaczego miałabym chcieć położyć mu kres?
– Z powodu tego, co panią kiedyś spotkało i co teraz spotyka inne dziewczyny.
– To samo spotkałoby je wszędzie – oznajmiła szybko, z irytacją, ale bez gniewu. – Gdyby nie wyjechały ze swoich krajów, też byłyby prostytutkami i ofiarami przemocy.
– Niektóre z nich giną!
– Co mam panu powiedzieć, commissario! Że chciałam pomścić śmierć wszystkich biednych prostytutek na świecie? Wcale nie chciałam. Usiłuję panu wyjaśnić, dlaczego postąpiłam tak, jak postąpiłam. Gdyby Trevisana i jego kumpli aresztowano, ich działalność wyszłaby na jaw. Wtedy ja też trafiłabym za kratki. I co dalej? Spędziliby kilka miesięcy w więzieniu, czekając na proces, a następnie skazano by ich na grzywnę. No, może na rok więzienia. Góra dwa. Uważa pan, że to byłaby dostateczna kara?
Brunetti czuł się zbyt zmęczony, żeby roztrząsać kwestie etyczne. Postanowił ograniczyć się do faktów.
– Jak pani zabiła Trevisana?
– Wiedziałam, że się umówił z Faverem na kolację, i wiedziałam, którym pociągiem zwykle wraca do Wenecji. Kupiłam bilet na ten sam pociąg. Na tym odcinku wagony zazwyczaj są puste…
– Rozpoznał panią?
– Nie wiem. Wszystko stało się bardzo szybko.
– Skąd miała pani broń?
– Od znajomego. – Widać było, że nie zamierza zdradzić jego nazwiska.
– A Favero?
– Kiedy podczas kolacji wyszedł do toalety, wsypałam mu do wina środek nasenny. Specjalnie prosiłam, żeby zamówił po posiłku vin santo. Wiedziałam, że słodki smak zabije goryczkę.
– A potem?
– Miał mnie odwieźć na stację, ale zasnął po drodze, kiedy staliśmy na światłach. Przeciągnęłam go na miejsce pasażera, a sama usiadłam za kierownicą. Podjechałam pod jego dom, otworzyłam pilotem drzwi garażu, wjechałam do środka, po czym nie gasząc silnika, przeciągnęłam Favera z powrotem na miejsce kierowcy. Następnie wcisnęłam przycisk zamykający drzwi garażu i szybko wybiegłam.