– Właśnie: ilu tu jest ludzi? – Malcon nalał sobie i wypił duży puchar wina.
– Pięćdziesięciu strażników uśpionych i trzech czuwających… – zaczął Den.
– Gdzie? – zerwał się Hok.
– Tych pięćdziesięciu w podziemiach. Tylko Mezar może ich obudzić, a trzech wartowników na dachu. Na razie są niegroźni. Poza tym czternastu ludzi służby – kucharze i inni.
– Ci trzej to zwykli ludzie? – zapytał Malcon rzucając jednocześnie kość wilczycy.
– Tak. Tiurugowie – obojętnie powiedział Den. – Potem pójdziemy ich zabić.
– Aha, potem – mruknął Hok i chwilę patrzył w swój kawał mięsa, zanim ponownie wbił w nie zęby i urwał złociście przyrumieniony kęs. Żuł w skupieniu, ze zmarszczonymi brwiami. Malcon przyglądał mu się chwilę. Odchylił się na zydlu, obrzucił spojrzeniem ściany zapełnione wizerunkami broni.
– Mówiłeś o Kamieniu Wiadomości… Co to jest?
– Nie wiem dużo. Kamień, który mówi mi co dzieje się wokół Greez, a ja przekazywałem to Mezarowi. Możemy go później zobaczyć.
– Później – mruknął Hok ze wzrokiem wbitym w swój talerz.
– Czego chcesz? – Malcon odsunął misę i z opartymi na stole łokciami odwrócił się do Hoka.
– Nie wiem. Po prostu złości mnie, że tak siedzimy jakby wszystko już było zrobione. A tymczasem i Lippys, i Zacamel wiedzą już chyba, że tu jesteśmy.
– Masz rację, ale chyba pamiętasz, że nie planowaliśmy niczego prócz zabicia Mezara. Teraz musimy rzeczywiście siąść i pomyśleć o tym, ale najpierw musimy pójść na dach…
– To można zrobić później. Strażnicy mogą się nawet przydać – przerwał Den. – Mezar nie ufał nikomu, zawiadomią nas, gdyby ktokolwiek czy cokolwiek zbliżało się do Greez i na pewno nie zejdą sami z posterunku. Zresztą są tam zamknięci. Lepiej pójdźmy do Salcer, Kamienia Wiadomości. Trzeba go oślepić. Magowie przekazują sobie wiadomości przy pomocy tych kamieni.
– No to prowadź – Malcon odepchnął się od stołu i wstał. – A ci pozostali… Służba… Co z nimi?
Den odwrócił się i wbił spojrzenie w Malcona. Milczał chwilę. A potem rozchylił wargi i syknął:
– Nikt tu nie jest zdolny do zrobienia czegokolwiek bez rozkazu. Z wyjątkiem strażników, oczywiście – odwrócił się i poszedł w kierunku drzwi.
– A ty? – zawołał Hok.
Den położył rękę na klamce, szarpnął drzwi i czekał. Gdy Malcon i Ziga podeszli bliżej i zatrzymali się czekając na Hoka, Den podniósł rękę, wykonał nią jakiś dziwny ruch, jakby chciał coś pokazać, ale zrezygnował i powiedział:
– Ja zachowałem swoją nienawiść, a oni stracili wszystkie uczucia. Nie mieli czego się trzymać. Zresztą… – machnął ręką -… gdy zobaczą was ze mną pomyślą najwyżej, że jesteście jeńcami lub nowymi sługami Mezara. Idziemy?
– Tak. Prowadź – Malcon pokazał skinieniem głowy korytarz i ruszył zaraz za Denem.
Hok zauważył, że położył rękę na rękojeści Geada, przypomniał sobie, że jego łuk został w komnacie, gdzie niespodziewanie natknęli się z Zigą na Mezara. Wyjął sztylet z pochwy i wsunął go w rękaw, trzymając palcami za koniec ostrza. Co kilka kroków oglądał się w tył.
Zeszli na niższy poziom i skręcili w korytarz prowadzący w głąb skalnego pałacu. Szli w pełnej ciszy, niezmąconej żadnym dźwiękiem; nikogo nie spotkali po drodze, aż Den przystanął przy drzwiach zamykających korytarz. Ściągnął z siebie bluzę, pozostając w czerwonej koszuli i pokazując kciukiem drzwi, powiedział:
– Powinienem wejść sam. Nakryję Kamień i wtedy będziecie mogli wejść. Inaczej pozostali Magowie mogą dowiedzieć się o was.
Malcon zrobił krok i położył rękę na drzwiach. Na jego twarzy malowała się rozterka, zerknął na Hoka, ale tamten również patrzył na Dena zdziwiony, poruszał wargami, chcąc coś powiedzieć. Popatrzył na Malcona i również zbliżył się o krok do Dena.
– Skąd mamy wiedzieć, że… – zająknął się. – Że… Den spokojnie popatrzył na niego, odwrócił się do Malcona. Opuścił głowę.
Cała trójka milczała dłuższą chwilę. Potem Malcon odstąpił od drzwi i odchrząknął.
– Wejdź i zasłoń go – powiedział i gdy Den oparł dłoń na drzwiach – dodał patrząc na Hoka: – Musimy mu ufać. Pomógł mi już kilka razy. A gdyby nawet… – wzruszył ramionami -…chyba nic nam nie zaszkodzi.
Drzwi uchyliły się i Den zniknął w szczelinie. Hok nabrał powietrza w płuca, ale zanim zdążył powiedzieć cokolwiek, szpara między drzwiami i ścianą powiększyła się i pojawił się w niej Den. Skinął ręką. Malcon i Hok weszli do komnaty.
Była ciemna. Oświetlało ją tylko światło z pochodni w korytarzu i jasna plama światła rozjaśniająca bluzę Dena, która przykryła coś na środku okrągłego, dużego stołu. Był to jedyny mebel w pomieszczeniu. Obaj młodzi władcy od razu skierowali spojrzenia na ściany, szukając szczelin czy dziur, przez które światło mogło wpaść do komnaty, ale nie było w ścianach żadnych otworów na zewnątrz. Tylko kilkadziesiąt ogromnych opali rozjarzonych światłem. Den podszedł bliżej stołu i powiedział:
– Tu leży Kamień Wiadomości. Musimy wyłupić mu oczy, wtedy będzie można go odsłonić.
Pokazał ręką ścianę i widząc, że nie rozumieją jego słów podszedł do niewielkiego, wypukłego pierścienia, w którym tkwił opal – jeden z dziesięciu na tej ścianie.
– Nie wiem jak, ale światło przenika przez kamień w tych właśnie miejscach – wskazał na pierścień a potem na pozostałe ściany.
Na każdej były takie pierścienie. W sumie czterdzieści. Hok podszedł do jednego z nich i ostrożnie dotknął go palcem.
– Czym je można zasłonić? – zapytał.
Den wzruszył ramionami.
– Nie wiem.
– No to nie możemy go odsłonić? – Hok wskazał palcem oświetloną słonecznym światłem bluzę.
– No… chyba nie – powiedział Den i przygryzł wargę.
Malcon stał nieruchomo wpatrując się w nieregularny kłąb materiału, Hok odwrócił się i otworzył usta, ale nie powiedział nic, zerknął tylko na Dena stojącego z opuszczoną głową. Długą chwilę milczenia przerwała dopiero Ziga, podchodząc do Malcona i ocierając się z cichym skowytem o jego kolano. Miody król Laberi popatrzył na Dena i Hoka. Postarał się przywołać na twarz uśmiech.
– Chodźmy stąd, skoro nie możemy nic zrobić. Musimy się naradzić. Wydaje mi się, że teraz musimy działać szybko… – przerwał widząc, że Hok kiwnął szybko kilka razy głową -…ale zupełnie nie wiem jak. – uniósł brwi do góry, westchnął i pierwszy wyszedł z komnaty Kamienia Wiadomości.
7.
Den obudził się pierwszy. Chwilę leżał z oczami utkwionymi w suficie, potem wstał i ubrał się. Zauważył, że Ziga obserwuje go nie poruszając się. Hok i Malcon spali jeszcze. Chwycił w ręce pas i trzymając go w ręku podszedł do małego kaganka. Dopiero gdy włożył koniec szydła w płomyczek przypomniał sobie wydarzenia poprzedniego dnia i rzucił kolec na stolik. Pokręcił głową i obudził Malcona. Hok poruszył się, gdy Malcon zerwał się po dotknięciu Dena. Obaj chwilę przeciągali się.
– Nie wymyśliłeś niczego innego podczas snu? – ziewnął Hok.
Malcon pokręcił głową, obaj spali w ubraniach z bronią obok posłania, od razu byli gotowi do działania.
– Jedyne co mi przyszło do głowy to to, że pojedziecie we dwójkę – ty i Den. Ja tu dam sobie radę sam, a jeśli nie, to i wy mi nie pomożecie. Musicie sprowadzić tu Pia, wtedy mamy szansę utrzymać Greez i wyprawić się do domu Lippysa. Jeśli uda mu się przejąć skalę Mezara, będzie się z nami bawił w kotka i myszkę…
– Chcesz tu zostać sam? – Hok wykonał półokrągły gest ręką i zatrzymał się z dłonią skierowaną między sufit i ścianę.