– To jest reszta miecza zwanego Gaedem. Jego rękojeść… – powiedział wolno Jogas. – Mógłbyś nim machnąć jeszcze raz?
Malcon machnął kilka razy rękojeścią. Za każdym razem piwnicę wypełniał delikatny, ale przenikliwy świst.
Jogas zrobił krok do tyłu i oparł się o ścianę, wytrzeszczył oczy i oddychał przez szerokie otwarte usta.
– Co ci jest? Źle się czujesz? Mów!
– Nie, nie! - Jogas odsunął się od ściany i zrobił krok w kierunku wyjściu. – Weź to i wracajmy. Czeka nas długa rozmowa.
Chwiejnie poszedł przodem. Malcon włożył rękojeść do kasety i szybko dogonił Jogasa, ale stary nie pozwolił sobie pomóc nawet na schodach. Zresztą wyglądał już całkiem dobrze. Gdy wrócili do komnaty Jogas przysunął do siebie kasetę lecz nie otworzył jej, tylko delikatnie, opuszkami palców wodził po pokrywie i ściankach.
– Słyszałeś zapewne o królu Cergolusie. Podczas jednej z wypraw, zwycięskich wypraw, odłączył niespodziewanie na dwa dni od swoich wojsk i gdy zrozpaczeni rycerze zwątpili już w jego szczęśliwy powrót pojawił się w obozie z mieczem, którego rękojeść leży teraz przed nami – położył dłoń na pokrywie.
– Chyba słyszałem coś o tym, ale nie byłem zbyt pilnym słuchaczem. Laber nie mógł sobie ze mną poradzić – uśmiechnął się Malcon, ale Jogas nie odwzajemnił uśmiechu.
– Ten miecz to Gaed, cudowny miecz, którym można pokonać wszelkie zło. Cergolus nie zdradził nigdy skąd go ma, ale od tej chwili jego królestwo zaczęło rosnąć w siłę. Cergolus prawie zupełnie wytępił obłudę, kłamstwo, nienawiść, zazdrość, pychę. Mógłby zupełnie zniszczyć zło, ale tego nie zrobił. Nie wiem dlaczego, może jednak nie mógł? – Jogas wzruszył ramionami. – Pewnego dnia wydał wielką ucztę, na którą kazał się stawić trzem Magom: Żółtemu – Mezarowi, Czerwonemu – Lippysowi i Białemu Magowi – Zacamelowi. Mezar, który jest najsłabszym Magiem, ale za to jest chytry jak król lisów obmyślił podstęp, przy pomocy którego Magowie zniszczyli Gaed. I wtedy znowu zło wypełzło na świat.
– Ale przecież pamiętam, że Gaed jest niezniszczalny? wtrącił Malcon.
– Prawie. Istnieje kamień twardszy od miecza. Zwą go Rae-Pest i może go zmiękczyć tylko ludzka krew. Mezar wymyślił podstęp, natomiast Lippys, największy z nich okrutnik, pojmał wielu jeńców, po kolei wymordował i polewał Rae-Pest ich krwią. Ma on kuźnię, w której pracuje sześciu kowali, którym Lippys odjął nogi i dołożył kamienne słupy. Mogą na nich stać i pracować dla niego, ale nie mogą zrobić ani kroku. Pracują bez odpoczynku i od tej pracy, od ciemności kuźni, od strachu, są źli na cały świat i wykonują każde polecenie. Nie dziwiło ich, że w kuźni leży duży kamień, na który przez cały czas kapie krew. Po dwóch tygodniach Rae-Pest zmiękł nieco i wtedy szóstka kowali zabrała się do roboty. W dwa dni wykuli z kamienia męskie przedramię z dłonią. Lippys oddał tę rękę Zacamelowi, aby dokończył intrygi. I tak się też stało – Jogas smutnie pokiwał głową. – Twój dumny ze swej potęgi przodek Cergolus kazał zjawić się na uczcie wszystkim trzem Magom. Chciał pochwalić się przed licznie zgromadzonymi gośćmi swoją władzą nad największymi Magami – jak widzisz nie cała pycha i buta zniknęły ze świata. Gdy Cergolus wypił kilka kufli piwa i zaszumiało mu w głowie, zobaczywszy jedną ze służek Zacamela, zażądał jej dla siebie. A gdy Zacamel sprzeciwił się, Cergolus dobył Gaeda i ciął Maga. Zacamel zasłonił się ręką, a ponieważ wcześniej przy pomocy czarów odjął sobie prawą rękę i przymocował tę wykutą z Rae-Pest, Gaed prysnął na trzy kawałki. Oniemiał Cergolus i reszta gości, a trzej Magowie ryknęli wielkim śmiechem. Diabelski chichot wszelkiego zła, które teraz już znowu bez przeszkód mogło usidlać ludzi zwielokrotniło ich śmiech potężnym echem. Ohydny smród wygnał gości z pałacu, został w nim tylko oniemiały Cergolus z rękojeścią Gaeda w dłoni. Nigdy już nie odzyskał dawnej odwagi i siły, a jego królestwo powoli zaczęło upadać. Przed śmiercią dowiedział się Cergolus co trzeba zrobić by odzyskać Gaeda i wytępić zło, ale był już za stary i miał chorą duszę. Nawet nie próbował. Nie próbował też żaden z jego następców, ty jesteś ostatnim, który może. Jesteś dwudziestym pierwszym potomkiem Cergolusa. Ostatnim, który może to zrobić – powtórzył Jogas.
– Ale co?
Żeby Gaed zrósł się znowu w całość, żeby można było odciąć od świata krainę Yara i zamknąć w niej całe zło, trzeba zabić wszystkich Magów. I zrobić to właśnie tym ułomkiem Gaeda. Gdy zabijesz Mezara, jeśli ci się to uda… – poprawił się Jogas -…to Gaed wydłuży się o trzecią część swojej głowni. Po śmierci Lippysa Gaed odzyska kolejną trzecią część. Po śmierci trzeciego z Magów, Zacamela, Gaed odzyska swą dawną postać i moc.
– Przecież oni są nieśmiertelni – powiedział Malcon.
– Tak. Ale Gaed może przerwać ich żywot. Malcon otworzył pudło i wyjął rękojeść. Obejrzał ją jeszcze raz i dotknął czubkiem palca ułamanej głowni. Przygryzł dolną wargę i spojrzał na Jogasa.
– I to wystarczy? – zapytał.
– Wystarczy. Ale to jest bardzo trudne zadanie. Kto zechce tego dokonać będzie musiał wejść do krainy Yara, a tam czyhają na śmiałka przerażające potwory, dzikie plemiona i sami Magowie, którzy są bardziej niebezpieczni od wszystkiego co znasz.
Malcon wziął do ręki kubek i nalał sobie piwa, ale nie umoczył nawet warg. Ścisnął mocno trzymaną w ręku rękojeść Gaeda. Wydało mu się, że zrobiła się cieplejsza. I lżejsza. Postukał głowicą o deski stołu.
– Jest jeszcze jedna rzecz, królu – powiedział Jogas. Malcon spojrzał na niego zadziwiony, po raz pierwszy Jogas nazwał go królem.
– Wielu miało tę rękojeść w ręku, ale nikt nie słyszał tego świstu – powiedział Jogas – Może to znak?
– A co to jest Yara? Nigdy nie słyszałem tej nazwy – zapytał Malcon.
– Bo niewielu o niej pamięta, ludzie wolą się bawić niż martwić przyszłością. Nie wiedzą, że zbliżają się potworne czasy – Jogas podniósł palec do góry. – A Yara… – wstał i podszedł do okna. Na parapecie leżało kilka wczesnych jabłek. Wziął jedno i wrócił do stołu. Odpiął z szaty ozdobną szpilę i wbił ją w owoc. – Widzisz? Yara jest jak wrzód na zdrowym ciele. Prowadzi do niej jedna jedyna brama – dotknął palcem szpilki. – I tę bramę można zniszczyć przy pomocy Gaeda. Niczym innym. Nawet magowie nie mogą niczego z nią zrobić ani rozszerzyć ani zamknąć. Tylko Gaed. Wtedy zło zostanie zamknięte niczym w wielkiej beczce. To wszystko, Malconie – powiedział Jogas.
Malcon wstał i podszedł do okna. Wziął do ręki jedno z jabłek i wbił zęby w kwaskowaty miąższ. Tylko chrzęst gryzionego owocu zakłócał ciszę. Malcon odwrócił się od okna.
– Gdzie jest Ziga? – zapytał sam siebie. – Nie przyszła tu z nami?
– Nie. Została na dziedzińcu, był tam Senim. Jego lubią wszystkie zwierzęta.
– Aha – mruknął urażony Malcon i usiadł na zydlu.
– Idziemy do skarbca? – zapytał Jogas.
Malcon podniósł oczy i spojrzał na niego. Wiedział jakiej odpowiedzi oczekuje od niego stary skarbnik.
– Po co? Jadę do Yara. Opowiedz mi wszystko, co o niej wiesz.
Jogas zmrużył oczy i uśmiechnął się szeroko.
– Najpierw pokrzep się, Malconie, po podróży, a potem porozmawiamy.