Joe podał jej nieznacznym ruchem klucze.
– Do widzenia, Karolinko – uśmiechnął się do niej serdeczniej, niż chciał. Serdeczność była nieco poza granicą ich wzajemnych stosunków. Zawsze traktowali się jak koledzy, czasem jak przyjaciele, nigdy jak zakochani.
Zeszli razem. Dziewczyna wsiadła do samochodu Alexa i zapuściła silnik. Kiwnęła im obu ręką i auto wystrzeliło do przodu jak torpeda. Na rogu ulicy o mało nie zderzyło się z wielką czarną limuzyną, która ze zgrzytem gum zarzuciła na pełnym gazie i zatrzymała się po chwili przed stojącymi.
– Wsiadaj! – zawołał Parker.
Tym razem droga trwała o wiele krócej. Samochód pędził jak gdyby nie jechali przez miasto, ale ustronną, wiejską szosą. Dwa razy przed większymi skrzyżowaniami kierowca włączył syrenę i wóz wyjąc przeleciał przed maskami hamujących pośpiesznie aut.
– Świetna dziewczyna! – powiedział inspektor niespodziewanie.
– Co? – Alex ocknął się z zamyślenia. – Kto?
– Miss Karolina Beacon. Nigdy jeszcze nie spotkałem kobiety, która by po usłyszeniu takiej nowiny nie zadała stu niedorzecznych pytań. A ona wsiadła bez słowa do auta i zniknęła. Skarb!
– Czy naprawdę nad tym się teraz zastanawiałeś? – zapytał Alex ze zdumieniem.
– Nie. Ale nie chcę zastanawiać się nad tym morderstwem, dopóki nie dowiem się czegoś więcej. Nic tak nie przeszkadza w śledztwie jak podejrzenie czy uprzedzenie, które poweźmie się z góry. Wtedy mimowolnie człowiek chce nagiąć fakty do swojej tezy, co może mieć fatalny skutek, bo traci się ostrość widzenia i można nie zauważyć prawdy, która zwykle wygląda zupełnie inaczej, niż to sobie początkowo wyobrażaliśmy. Dlatego staram się odwrócić własną uwagę od tego zabójstwa. Będzie wiele hałasu w prasie… znowu wiele hałasu… Bez względu na to, czy przyjdzie to łatwo, czy trudno, chciałbym mieć mordercę w ciągu dwudziestu czterech godzin pod kluczem…
– Nie wiesz przecież jeszcze nawet, czy nie ma już śladów, które pozwolą ci go zamknąć za pół godziny.
Parker potrząsnął głową.
– Już teraz nie bardzo mi się to podoba. Jeżeli aktor nie wyszedł się kłaniać, a potem pozostał w garderobie i nikt z kolegów ani nawet garderobiany nie zauważyli, że coś jest nie w porządku, to znaczy, że morderca działał nie w pasji, lecz z premedytacją, że wybrał odpowiednią chwilę, żeby zatrzeć za sobą ślady… Ale nie uprzedzajmy faktów.
– Właśnie. Nie uprzedzajmy. Przecież mógł zginąć w godzinę po przedstawieniu. Mógł mieć gościa, mógł się ktoś na niego zaczaić…
Parker położył palec na ustach.
– Przestańmy wróżyć. Zaczekajmy.
W tej samej chwili wóz zahamował gwałtownie. Wyjrzawszy przez okno Alex zauważył, że mijają fronton teatru i skręcają w jakąś małą uliczkę, Auto przejechało kilkanaście jardów i zatrzymało się.
Wysiedli. Przed nimi było boczne wejście Chamber Theatre. Uliczka była wąska i cicha. Kilka kamiennych stopni prowadziło do oszklonych, zaopatrzonych misterną kratą drzwi, obok których lśniąca tabliczka głosiła: CHAMBER THEATRE WEJŚCIE TYLKO DLA PERSONELU TEATRALNEGO. Parker natychmiast ruszył w górę, przeskakując po dwa stopnie naraz. Na odgłos hamującego auta w drzwiach ukazała się rosła, barczysta postać w mundurze policyjnym.
– Panowie do kogo?… – policjant urwał i usunął się salutując, wyprężony w służbistej postawie. – Dobry wieczór, panie inspektorze. Przepraszam, że nie poznałem pana.
– Dobry wieczór, MacGregor – odpowiedział Parker i rozejrzał się.
Wejście do teatru oświetlone było silną żarówką umieszczoną nad zasłoniętym żółtą firanką okienkiem łoży portiera. Od loży biegło kilka schodków w górę, gdzie była mała platforma. W ścianie po lewej stronie były zamknięte drzwi z napisem: SZATNIA PERSONELU TECHNICZNEGO, dalej był odchodzący w lewo korytarz. Wynurzył się właśnie z niego młody i pyzaty sierżant Jones.
– Dobry wieczór, szefie! – Dostrzegł Alexa i uniósł brwi z wyrazem lekkiego zdziwienia, ale zaraz rozpromienił się. – Dobry wieczór panu! Spotykamy się znowu w takich okropnych okolicznościach. Pewnie będzie z tego nowa książka, co?…
– Jones! – powiedział Parker – wasze zainteresowania literackie będziecie zaspokajać poza godzinami służbowymi. Na razie mówcie o tym, co się tu stało.
– Tak jest, szefie! Ciało znalazł nocny portier… – Jones zerknął na zegarek – dwadzieścia minut temu, o godzinie dwunastej pięć, kiedy po zmianie obchodził gmach, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku i czy nikt nie zaprószył ognia. Natychmiast zadzwonił do dyrektora Davidsona, który połączył się z nami. Dyrektor Davidson jest u siebie w gabinecie i czeka na pana, szefie, tak jak pan sobie tego życzył. Stefan Vincy został zabity uderzeniem sztyletu, sądząc z tego, co widziałem. Albo może sam się zabił, chociaż nie wygląda mi na to. Leży u siebie na kozetce. Na razie nic więcej nie umiem powiedzieć. Doktor, fotograf i daktyloskop są zawiadomieni i zaraz tu będą. Ani dyrektor Davidson, ani portier nie informowali nikogo o zbrodni, tak że poza nimi i nami nikt jeszcze o niczym nie wie.
– Wie o tym jeszcze ten facet, który wbił sztylet w Stefana Vincy – dodał Parker z ponurym uśmiechem – ale miejmy nadzieję, że dowie się on wkrótce wielu innych rzeczy, mniej przyjemnych dla niego niż mordowanie aktorów w ich garderobach. Chodźmy!
Weszli po stopniach i skręcili w korytarz. Były tam tylko jedne drzwi, po lewej stronie, w dość dużej odległości od wylotu; dalej szedł inny, poprzeczny korytarz. Naprzeciw była ściana, a na niej wielki, czarny napis: CISZA!
– To tam, szefie! – powiedział Jones, wskazując owe jedyne drzwi w korytarzu. Przed drzwiami stał barczysty mężczyzna w cywilnym ubraniu. Na widok inspektora wyprostował się.
– Garderoba Vincy’ego?
– Tak, szefie.
– Stephens!
Człowiek w cywilnym ubraniu zbliżył się i stanął na baczność.
– Idźcie do dyrektora Davidsona, który oczekuje mnie, i powiedzcie, że musi jeszcze zaczekać, bo muszę załatwić najpierw pewne formalności.
– Tak jest, szefie.
Detektyw Stephens zawrócił i zniknął na końcu korytarza, zakręciwszy w prawo.
– Gdzie jest nocny portier, ten, który znalazł ciało?
– U siebie, w portierce. Ale kazałem mu siedzieć za firanką i zabroniłem kręcić się po gmachu. Czeka, aż go pan wezwie, szefie. Czy mam go zawołać?
– Jeszcze nie. Tymczasem przyjrzymy się miejscu zbrodni, zanim przyjdzie lekarz i reszta ludzi. Niech nikt nam nie przeszkadza, Jones. Zawiadom mnie, gdy tamci przyjdą. Chodź, Joe.
– Tak, szefie – powiedział Joe.
Parker zbliżył się do nie domkniętych drzwi po lewej stronie korytarza i lekko pchnął je nogą. Na korytarz padła wąska smuga ostrego światła. Inspektor wpuścił Alexa do pokoju, osłaniając ostrożnie łokciem klamkę.
W garderobie Stefana Vincy było niezwykle jasno..Oświetlona była ona kilkusetświecową żarówką umieszczoną pośrodku sufitu, a poza tym dwiema silnymi lampami, znajdującymi się po obu stronach wielkiego lustra wspartego o niską toaletkę, przed którą stało wygodne, proste krzesło z oparciem. Po prawej stronie pokoju stała wielka, zajmująca prawie całą ścianę, zamknięta szafa dwudrzwiowa. Po lewej stolik i dwa krzesełka, a naprzeciw drzwi kozetka, obita jasnym, kwiecistym materiałem.
Na kozetce leżał Stefan Vincy. Był wyprostowany, lewą rękę trzymał na sercu, a prawa zwisała bezwładnie, dotykając podłogi. Tuż przy leżącym stał obok kozetki wielki kosz czerwonych róż, smukłych i eleganckich jak baletnice.