Выбрать главу

– Dziękuję panu bardzo – Parker wstał. – Jeszcze jedno drobne pytanie: Czy był pan w teatrze sam ze swoją narzeczoną?

– Nie – Cresswell uniósł brwi. – Była tam także jej matka.

– Ale użył pan przed chwilą określenia: „odwiozłem Annę do domu”. Trzeba chyba rozumieć pod tym, że odwiózł pan także swoją przyszłą teściową?

– Nie. Pożegnała się z nami po przedstawieniu, mówiąc, że ma jeszcze coś do załatwienia w sąsiedztwie i wróci taksówką. Więc odjechaliśmy sami.

– Raz jeszcze panu dziękuję i bardzo przepraszam za nocne najście – Parker uśmiechnął się. – Wydaje mi się, że wiele mi pan pomógł, chociaż oczywiście nie jestem tego jeszcze pewien. Do widzenia panu, mr Cresswell!

I wyszedł, pozostawiając zdumionego gospodarza na progu pokoju. Milczący Alex wysunął się za przyjacielem.

VII. Pusta koperta

Kiedy znaleźli się za furtką, Parker zatrzymał się z ręką opartą na błotniku samochodu.

– Co byś zrobił na moim miejscu w tej chwili? – zapytał.

– Gdybym był na twoim miejscu, pojechałbym z powrotem do teatru, żeby sprawdzić wyniki badania zwłok, odciski palców i przede wszystkim, żeby dowiedzieć się, co za papier Vincy trzyma w ręce. Poza tym jest jeszcze jedno pytanie, na które chciałbym sobie odpowiedzieć, chociaż nie chciałbym jeszcze o nim teraz mówić.

– A później co byś zrobił?

– Później pojechałbym do pani Angeliki Dodd i zapytałbym ją, co robiła od chwili pożegnania córki i przyszłego zięcia po zakończeniu sztuki Krzesła aż do chwili, kiedy powróciła do domu.

– Tak, masz rację. Na moim miejscu zrobię to samo. – Parker uśmiechnął się niewesoło i wsiadł do auta.

Zaledwie ruszyli, zaczął mówić na pół do siebie, na pół do Alexa.

– Wiemy, że o godzinie 10.15 do garderoby Vincy’ego weszła jakaś pani. Doktor podaje chwilowo mniej więcej ten sam czas jako ostateczną granicę chwili zgonu, chociaż kręcił trochę nosem, mówiąc, że to za późno. Ale fakty twierdzą co innego. Wiedza medyczna nie może operować z dokładnością chronometru. Spektakl zaczął się o ósmej, o dziewiątej nastąpiła przerwa, która trwała do dziewiątej piętnaście mniej więcej, potem Vincy znowu wszedł na scenę. O dziesiątej spektakl był skończony. Wiem, bo sam spojrzałem na zegarek. Na ile czasu przed końcem mógł Vincy zejść ze sceny?

– Siedem do ośmiu minut, jak sądzę – odpowiedział Alex trochę roztargnionym głosem.

– Właśnie! Więc mniej więcej o godzinie 9.52 był jeszcze widoczny. Trochę czasu musiało mu zająć przejście do garderoby. Nie został zabity w drzwiach. Musiał położyć się najpierw i wziąć do ręki ten papier, który za chwilę poznamy. To razem mogło trwać cztery do pięciu minut. To znaczy, że żył jeszcze o 9.56. Żaden lekarz na świecie nie wmówi we mnie, że może.określić po kilku godzinach czas zgonu z dokładnością większą niż pół godziny. Czyli że mógł zginąć nawet o 10.25. – Ale mnie potrzebna jest godzina 10.15. Tu wszystko się zgadza…

– Absolutnie… – mruknął Alex.

– Właśnie. Absolutnie! Poza tym pani Dodd miała tę dziwną torebkę. Zwróciła przecież na to uwagę panna Beacon. Na szczęście kobiety dostrzegają takie rzeczy. Cresswell nie odwiózł jej do domu. Jakiż, na Boga, interes mogła mieć w tej okolicy poza odwiedzeniem Vincy’ego? Odczekała, aż wyjdą aktorzy i personel, i weszła po kwadransie. Vincy czekał na nią…

– A ona go zabiła… – mruknął znowu Alex. – Jeżeli dodasz do tego fakt, że Vincy od tygodnia bredził o nadchodzącej wielkiej fortunie, a także drugi fakt, że córka pani Dodd odziedziczyła dwadzieścia pięć milionów, to zawsze możesz wysnuć z tego jeszcze jeden wniosek.

– Już go wysnułem, mój drogi. Vincy najprawdopodobniej szantażował panią Dodd. Nie wiem jeszcze, jakie tło miał ten szantaż. A może był jej kochankiem?

– To także jest możliwe… – Alex ziewnął. – Mógł być także kochankiem jej córki, która wychodząc za mąż chciałaby wykupić od niego swoje miłosne listy. Milionerka może wiele zapłacić za takie kompromitujące dokumenty, o wiele więcej niż skromna córka archeologa, którą była jeszcze przed paru tygodniami. Mogła prosić matkę o załatwienie tego…

– I to jest możliwe. Bardziej chyba nawet niż tamto pierwsze. A może jest w tym jeszcze jakieś powikłanie, ale jestem przekonany, że nie mylę się, rozumując w ten sposób. Dalej mogło się to odbywać tak, że weszła i widząc okazję, pozbyła się szantażysty, a potem uciekła.

– I to jest możliwe… Chociaż zdumiewa mnie jej głupota. Wejść do pustego teatru, zapytać portiera o pana Vincy, stać z nim twarzą w twarz w tym pełnym oświetleniu, a potem zabić. Najwidoczniej pani Dodd wierzyła jeszcze bardziej w głupotę policji niż w swoją własną. Naiwna osoba, która uwierzyła, że przychodząc dość charakterystycznie ubrana, po spektaklu, gdzie ją z tą dziwną torebką widziało zapewne wielu znajomych prócz nas… może zabić faceta i rozpłynąć się w londyńskiej mgle, której zresztą nie ma dziś ani na lekarstwo. Ale kto wie, może tak właśnie było?

– Czy wątpisz w to? – zapytał Parker.

– Tak. Wątpię.

– A jakie widzisz inne rozwiązanie? Przecież po jej wejściu nikt już nie wszedł ani nie wyszedł z teatru. Jeżeli ona tego nie zrobiła, mógł to zrobić po niej tylko portier, William Gullins, którego można posądzić o wszystko, ale nie o to, że w dwadzieścia cztery godziny po przyjściu na świat trzeciego dziecka zabawił się w mordercę.

– Vincy mógł być już nieżywy, kiedy weszła… – szepnął Alex.

– Więc dlaczego nie wszczęła alarmu? Znajduje trupa i bez słowa wychodzi? Czemu, na miłość boską?

– Jeżeli sprawy mają się tak, jak powiedziałeś na początku, a Vincy szantażował ją lub jej córkę, to myślę, że jego trup z wbitym po rękojeść sztyletem był dla niej co najmniej przynoszącym ulgę widokiem. Mogła zostać jeszcze kilka minut, poszukując tych listów czy czegokolwiek, co miał jej dać w zamian za to, co niosła w wypchanej torbie. A potem wyszła marząc o tym, żeby nikt nigdy jej nie odnalazł. Ale mogła, oczywiście, go zabić… Chociaż… Tak. Właściwie masz słuszność. Za mną przemawia tylko pewien argument sytuacyjny, a poza tym niewiele jeszcze wiemy. Myślę, że to ona tam była. Trzeba będzie do niej zaraz pojechać. To wszystko jest prawdą. Ale wydaje mi się, że nie ona zabiła, chociaż nie mógłbym na to przysiąc.

– A założyłbyś się?

– Tak. Założyłbym się, że nie ona, i to o grubszą sumę. W tym wypadku stawiam na szalę tylko moje przekonanie i, jak powiedziałem, pewien szczegół sytuacyjny.

– Szkoda, że jestem tylko skromnym inspektorem policji… – powiedział Parker. – Zdaje się, że mógłbym dzisiaj wiele zarobić zakładając się z tobą. Jesteś autorem kryminalnych książek i wydaje ci się, że ludzie mordując działają zawsze absolutnie logicznie. Tymczasem sam fakt zbliżania się takiego czynu albo jego spełnienie powoduje ogromne napięcie nerwowe i wówczas zabójca działa nieskoordynowanie, pozostawiając ślady, których mógłby uniknąć… Mordercy nie są w zasadzie geniuszami. Nie geniusze zajmują się zbrodnią, ale zwykli podli ludzie…

– Obawiam się, że ten zabójca jest inteligentniejszy, niż ci się wydaje.

– Naprawdę?

W blasku mijanych latarni ulicznych Alex dostrzegł, że inspektor patrzy na niego uważnie.

– A czy masz jeszcze jakieś inne rozwiązanie? – zapytał Parker.

– Na razie mam, niestety, dwa… – powiedział Joe. – Rozwiązanie „A” i rozwiązanie „B”.

– Czy pani Dodd jest „A” czy „B”?

– Pani Dodd jest „c”, i to małe „c”, nie wielkie. Cała trudność w tym, że niektóre moje spostrzeżenia pasują do „A”, a niektóre do „B”. Ale ciągle jeszcze tych spostrzeżeń jest za mało. Myślę, że jedna sprawa będzie decydująca… przeszukanie garderoby Vincy’ego.

– Co spodziewasz się tam znaleźć?

– Chodzi o to, czego nie spodziewam się tam znaleźć – Alex w zamyśleniu potarł dłonią czoło. – Ale na razie za mało jeszcze wiemy. Bujam trochę w obłokach. Masz słuszność. Wróćmy do teatru, dowiedzmy się tego, czego się musimy dowiedzieć od lekarza i daktyloskopa, i tego, co musimy wywnioskować z przeszukania garderoby i odczytania kartki, którą Vincy miał w ręce. Potem okaże się, czy jestem tylko fantazjującym autorem kryminalnych romansów, czy może mam jednak odrobinę słuszności.