Выбрать главу

– Rozumiem. Nikt się o tym nie dowie, kto nie musi się dowiedzieć. Ale jakie to według was ma znaczenie?

– A takie, proszę pana, że to on, William Gullins, miał obowiązek obejść za piętnaście dwunasta wszystkie garderoby i scenę, żeby oddać mi teatr po swoim obchodzie. Taki jest przepis. Jeżeli spał, to znaczy, że nie obszedł. Bo gdyby obszedł, to on by znalazł pana Vincy. Poza tym musiał chyba być senny i nie spojrzał na tabliczkę, boby zobaczył, że brak klucza od jednej garderoby. A jeżeli brakowało tego klucza, to miał obowiązek sprawdzić dlaczego. Wszyscy wychodząc oddają klucze. Klucze od każdej garderoby zawsze oddają garderobiani, bo zostają chwilę po wyjściu aktorów, żeby uporządkować garderobę. Nie wiem, jak to było dzisiaj. Pewnie pan Vincy odprawił Ruffina…

– Kto to jest Ruffin?

– Oliver Ruffin to garderobiany, który obsługiwał w Krzesłach pana Vincy.

– Aha, to znaczy, że według was Gullins zaspał. A jeżeli zaspał, to różnie mogło się tu dziać. Czy tak?

– Tak, proszę pana… Ale niech pan, proszę pana…

– Możecie być spokojni. Chodzi o wykrycie mordercy, a nie o przekroczenie przepisów przez waszego kolegę, który mógł być przecież „zmęczony po nocy, kiedy oczekiwał przyjścia na świat potomka. Nie bójcie się, nic mu nie będzie, jeżeli powie nam całą prawdę. A bądźcie przekonani, że powie. Dyrektor Davidson nie dowie się o tym.

– Dziękuję panu, proszę pana… – Stary człowiek podniósł się z miejsca. – Czy mam iść, proszę pana, czy zostać do końca mojego dyżuru?

Parker spojrzał na niego uważnie.

– Czy jesteście żonaci?

– Jestem wdowcem, proszę pana.

– A macie dzieci?

– Dwie córki, proszę pana.

– Czy mieszkają z wami?

– Nie, proszę pana. Jedna i druga wyszły za mąż. Jedna jest w Szkocji, a druga aż w Australii. Jej mąż tam dostał pracę…

– Więc mieszkacie sami?

– Tak, proszę pana.

– Dobrze. Idźcie do domu, ale nie wolno wam słowa nikomu pisnąć do jutra, dopóki się tu rano nie zgłosicie. Teraz prześpijcie się trochę. Policja będzie pilnowała dziś w nocy tego teatru w waszym zastępstwie. – Uśmiechnął się. – Ale pamiętajcie, że jesteście obowiązani do milczenia.

– Tak jest, proszę pana.

– I nie fatygujcie się do Gullinsa, żeby go ostrzec o tym, że policja wie o jego nadmiernej skłonności do snu przy pracy, bo za minutę pojedzie po niego samochód i przegoni was.

Stary człowiek zatrzymał się jak wryty, a potem przez jego pomarszczoną twarz przewinął się cień uśmiechu.

– Ale pan dyrektor Davidson nie dowie się, prawda?

– Powiedziałem wam już.

– No, to mogę iść spokojnie spać i nikomu nie pisnę słowa. Dobranoc panom!

– Dobranoc, Soames!

Portier wyszedł. Przez okienko zajrzała twarz dyżurującego policjanta. Parker potakująco kiwnął głową. Rozległo się pukanie do drzwi.

– To ja, szefie! – powiedział sierżant Jones. -. Teatr przeszukany jak stóg siana, ale igły nigdzie nie ma. Wszystkie wejścia i okna w porządku. Oni mają tu nawet instalację alarmową, także nie naruszona. Morderca musiał wyjść tędy, tymi drzwiami.

– Dobrze. Niech ktoś pojedzie natychmiast do dziennego portiera, Williama Gullinsa… Adres macie?

– Mamy już adresy całego personelu i wszystkich aktorów. Zaraz odjedzie wóz po niego!

– A kiedy go przywiozą, niech zaczeka na mnie tu w portierce.

– Tak jest, szefie! Parker zwrócił się do Alexa.

– Poznam cię teraz z panem dyrektorem Johnem Davidsonem, władcą absolutnym tego teatru i moim stałym dostawcą miejsc w pierwszych rzędach. Chodźmy.

Wyszli z portierki i ruszyli korytarzem, omijając garderobę Vincy’ego. Spoza nie domkniętych drzwi dochodziły odgłosy krzątania się pracujących ludzi. Słysząc kroki, doktor wychylił się i zawołał:

– Chciałbym go zabrać do siebie i zrobić dokładną sekcję, chociaż wszystko wydaje się jasne.

– Dobrze. Niech go pan bierze. Samobójstwo wykluczone, prawda?

– Wykluczone. Nikt nie jest w stanie zadać sobie tego uderzenia leżąc na wznak. Zamordowany jednym ciosem. Śmierć nastąpiła od razu.

– A kiedy mniej więcej zginął?

– Na oko, między dziewiątą a dziesiątą, ale raczej bliżej dziewiątej niż dziesiątej.

– O godzinie dziewiątej pięćdziesiąt widziałem go jeszcze na scenie… – powiedział uprzejmie inspektor – a stojący tuż koło mnie pan Joe Alex widział go także, nie mówiąc już o ośmiuset innych osobach, które możemy wziąć na świadków.

– Naprawdę? – Lekarz uniósł brwi. – W takim razie musiał oczywiście umrzeć później. Ale nie później niż o dziesiątej, przy czym i ten czas wydaje mi się trochę nieprawdopodobny. W mięśniach głowy rozpoczyna się już stężenie pośmiertne, a przecież… – spojrzał na zegarek – jest dopiero za piętnaście pierwsza.

– To już pańskie królestwo, doktorze… – Parker uniósł ręce obronnym ruchem. – Czekamy na pańską diagnozę. Chciałbym poznać jak najszybciej przybliżony czas chwili zgonu.

– W takim razie muszę go zaraz zabrać, kiedy tylko skończą te zdjęcia.

– Dobrze, niech go pan bierze. Czekam na pana telefon.

Lekarz pokręcił głową i wrócił do pokoju. Parker i Alex ruszyli dalej. Kiedy doszli do końca korytarza, inspektor przystanął. Przed nimi biegł w poprzek drugi, szeroki korytarz, stykający się najprawdopodobniej jedną ścianą ze sceną, bo było w nim widoczne tylko czworo wąskich, stalowych drzwi zaopatrzonych w napisy: CISZA! Po przeciwnej stronie nie było żadnych drzwi, tylko w odległości kilku kroków drugi korytarzyk, równoległy do tego, którym przyszli.

– Dobrze zbudowany teatr – powiedział Alex – żadne drzwi nie wychodzą na ścianę, za którą jest scena. W ten sposób ogranicza się do minimum ewentualny odgłos trzaskania i głosów ludzkich.

Ruszyli dalej. Drugi korytarzyk, który minęli, miał po trzy pary drzwi z każdej strony. Potem znów była naga ściana, a wreszcie otwarte drzwi z napisem: GARDEROBY PIERWSZEGO PIĘTRA DYREKCJA BUFET. Stał w nich detektyw po cywilnemu, który wyprężył się na widok Parkera. Za tymi drzwiami rozpoczynały się strome schody na piętro. Po wejściu na schody minęli bufet, ciemny i połyskujący w mroku, potem jeszcze kilkoro drzwi, aż wreszcie znaleźli się przed ostatnimi, zaopatrzonymi napisem: DYREKCJA. Parker zapukał i nie czekając odpowiedzi, uchylił je.

– Proszę, wejdźcie, panowie! Proszę bardzo… – Dyrektor Davidson był wysokim, śniadym mężczyzną o wąskiej, nerwowej twarzy. Zerwał się zza biurka i podszedł do Parkera z wyciągniętą ręką, a potem spojrzał na Alexa.

– To jest pan Joe Alex, znany autor powieści kryminalnych, a mój nieoficjalny współpracownik – powiedział Parker szczerze.

– Któż by pana nie znał! – dyrektor Davidson serdecznie potrząsnął dłonią Alexa. – Czytałem chyba wszystkie pańskie książki! Zawsze twierdzę, że dla ludzi interesu dobra książka kryminalna to więcej niż urlop. Można kilka godzin wypocząć i zacząć myśleć o czymś innym, a nie tylko o tych przeklętych interesach… – Zwrócił się do Parkera: – Mój Boże! – powiedział. – Mój Boże wielki! Co pan na to, panie inspektorze?

– Co ja na to? – Parker rozłożył ręce swoim ulubionym, bezradnym ruchem. – Chciałbym przede wszystkim dowiedzieć się od pana, co pan myśli o tym wszystkim. Z racji pańskiego stanowiska wszystkie sprawy teatru ogniskują się na tym biurku. Czy nie mógłby nam pan szkicowo nakreślić sylwetki zmarłego, jego stosunku do kolegów, ostatnich wydarzeń tutaj i tak dalej. Może miał wrogów? Może stało się coś, co mogłoby rzucić pewne światło na sprawę? Zanim przystąpię do przesłuchiwania aktorów i personelu technicznego, chciałbym, żeby nam pan opowiedział, co pan myśli o tym wszystkim.

– Co ja o tym myślę? – Dyrektor odruchowo wskazał im głębokie, obite skórą fotele i podsunął pudełko z cygarami. Potem potarł ręką brodę. – Szczerze mówiąc, myślę o tym bez przerwy od godziny, to znaczy od chwili, kiedy Soames do mnie zadzwonił… Czy Vincy miał wrogów? Miał! Szczerze mówiąc, Stefan Vincy był znienawidzony przez wszystkich i znam kilka osób, które mogłyby go chyba zamordować z zimną krwią. Jeszcze dziś rano ja sam miałem ochotę zrzucić go ze schodów… – urwał. – To straszne tak mówić o zmarłych!

– Jeszcze straszniejsze jest nie mówić o zmarłym, kiedy morderca znajduje się na wolności, a działanie policji zależne jest od jak największej ilości zebranych informacji – powiedział sucho Parker. – Niech pan nam w skrócie opowie wszystko to, co pana zdaniem może być istotne: niech pan nam nakreśli sylwetkę Stefana Vincy na tle jego pracy i stosunków z ludźmi w tym teatrze.