Выбрать главу

– Uparta kobieta.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo. Lepiej daj jej tę czaszkę.

– Czy będziesz za nią odpowiedzialny, Quinn? Ja nie żartowałem, kiedy mówiłem, że tego rodzaju inicjatywa sprowokuje agresję.

– Sama jestem za siebie odpowiedzialna – przerwała mu Eve. – Niech pan mi da czaszkę.

Spiro uśmiechnął się lekko.

– Zrobiłbym to, gdybym nie wiedział, że…

Zadzwonił telefon.

Joe ruszył w stronę aparatu telefonicznego przy drzwiach.

– Zaczekaj. – Spiro kiwnął głową do Eve. – Niech pani odbierze. Czy jest drugi aparat?

Telefon znów zadzwonił.

– W kuchni – odparł Joe.

Spiro pobiegł do kuchni i Eve, na jego znak, podniosła słuchawkę.

– Halo?

– Posłuchaj uważnie – powiedział znajomy głos. – Wiem, że twój telefon jest już przypuszczalnie na podsłuchu i nie będę mówił długo, żeby mnie nie namierzyli. Od tej pory będę do ciebie dzwonił na telefon komórkowy. – Zachichotał. – Miałaś przyjemną wycieczkę do Talladegi? Zmarzłaś, co?

Odłożył słuchawkę.

Eve zrobiła to samo i odwróciła się do Roberta Spiro.

– Używa mechanicznego zniekształcacza głosu – stwierdził Spiro. – Czy tak samo brzmiało to za pierwszym razem?

– Tak.

– Ciekawe.

– Wiedział, że pojechałam do Talladegi. Musiał nas śledzić.

– Albo blefuje.

– Nie sądzę – powiedziała Eve i zadrżała.

– Ja też nie. – Spiro wzruszył ramionami. – Dostarczę pani czaszkę. To nic nie zmieni. On do końca rozegra swój scenariusz.

– Skąd wiesz? – spytał Joe.

– Są dwa rodzaje wielokrotnych morderców. Niezorganizowani i zorganizowani. Niezorganizowany morderca zabija spontanicznie, przypadkowo i niechlujnie. Talladega wskazuje na zorganizowanego zabójcę. Ciała schowane i przetransportowane na inne miejsce. Brak broni i jakichkolwiek śladów. Telefonując, stara się, żeby go nie rozpoznano. Ma wszystko obmyślone i zaplanowane. To pasuje do odpowiedniego wzoru.

– Jakiego wzoru? – zapytała Eve.

– Przeciętna lub ponadprzeciętna inteligencja, znajomość procedur policyjnych, może nawet jakiś związek z policją, własny samochód w dobrym stanie, częste podróże, morderstwa na ogół poza miejscem stałego zamieszkania. Umie się przystosowywać do sytuacji, ma dar przekonywania, który wykorzystuje do…

– Wystarczy.

– Sprzeczał się pan ze mną – powiedziała Eve – ale przez cały czas był pan pewien, że to jest potwór z Talladegi, prawda?

– Moja praca polega na tym, żeby przeanalizować to, co uważamy za prawdę, z każdego punktu widzenia. – Spiro podszedł do drzwi. – Kiedy znów zadzwoni, niech pani zapisze wszystko, co powiedział, słowo po słowie, gdy pani tylko odłoży słuchawkę. Rozmowy przez telefony cyfrowe są trudne do namierzenia, ale na wszelki wypadek założymy podsłuch w telefonie tu, w domu. Jeśli nie będzie się mógł dodzwonić, może skorzysta z tego numeru.

– Skąd wie, że w ogóle mam telefon cyfrowy? Skąd ma mój numer? Jest zastrzeżony. Tak samo jak ten domowy numer Joego.

– Jeśli się jest dostatecznie zdeterminowanym i przebiegłym, wszystkiego można się dowiedzieć. Jak już mówiłem, jedną z cech zorganizowanego mordercy jest przeciętna lub ponadprzeciętna inteligencja. Ale ma pani rację. Każę sprawdzić przedsiębiorstwa telefoniczne i ewentualne przecieki z bazy danych. – Spiro zatrzymał się przy drzwiach. – Mam czaszkę w samochodzie. Chodź ze mną, Joe.

– Co pan chcę powiedzieć Joemu, żebym nie słyszała?

Zawahał się, a potem wzruszył ramionami.

– Przyślę tu Charliego, żeby pilnował domu, gdy będzie pani pracować nad czaszką. Muszę wracać do Talladegi na spotkanie ze Spaldingiem z wydziału porwań i zabójstw nieletnich, aby mu wyjaśnić, czemu nadeptuję mu na odciski, dając pani tę czaszkę. Oni mają swoich rzeźbiarzy sądowych.

– Charlie nie jest mi potrzebny. Mam Joego.

– Trochę większa ochrona nigdy nie zaszkodzi. Nawet znacznie większa ochrona też by nie zaszkodziła. Postaram się ją jak najszybciej załatwić. Jedną z cech zorganizowanego zabójcy jest to, że wybiera sobie ofiarę. – Spiro zmarszczył czoło. – Chociaż prawie zawsze jest to ktoś obcy. Niepokoję się, że chce z panią nawiązać osobisty kontakt.

– Z pewnością by się zmartwił, że psuje panu określony profil – zauważyła ironicznie Eve. – Być może kieruje się własnymi zasadami.

Spiro ponuro zacisnął wargi.

– Byłoby lepiej dla pani, gdyby tak nie było. Tylko w ten sposób możemy go złapać.

– Kiedy przyjedzie Charlie?

– Za parę godzin. Dlaczego pani pyta?

– Chcę, żeby Joe pojechał do Atlanty i przywiózł mi – zdjęcia tych chłopców. Po zakończeniu rekonstrukcji muszę dokonać weryfikacji.

– Joe powinien zostać tu z panią. FBI przefaksuje mi zdjęcia do Talladegi i sam je tu pani przywiozę.

– Dziękuję.

– Nie ma za co. Powinna pani wrócić do miasta. Tu jest pani zbyt wyizolowana.

– Potrzebuję izolacji, żeby zająć się rekonstrukcją czaszki.

– A ja muszę złapać tego mordercę. – Robert Spiro wzruszył ramionami. – I dlatego chyba w tym przypadku zaryzykuję pani życie.

– Miło z twojej strony – rzucił Joe.

– Zamknij się! – krzyknął Spiro. – Ostrzegałem was oboje, że praca nad tą czaszką może być niebezpieczna. Bez rezultatu. Nie miej więc teraz do mnie pretensji, że zrobię wszystko, aby złapać zabójcę. Przez cały ostatni tydzień gapiłem się na te dziewięć grobów. Bóg wie, ile jeszcze osób zabił. Czy wiesz, ilu wielokrotnych morderców grasuje po świecie? Przypuszczalnie łapiemy jednego na trzydziestu. Wpadają nam w ręce ci najgłupsi, ci, co popełniają błędy. Sprytni zabijają w nieskończoność. To jest jeden z tych sprytnych. Tym razem jednak mamy szansę. Nie wiem, dlaczego daje nam tę szansę, ale zamierzam ją wykorzystać.

– Dobrze, już dobrze. – Joe podniósł ręce do góry. – Nie spodziewaj się tylko, że pozwolę, abyś używał Eve jako przynęty.

– Przepraszam. – Spiro usiłował się opanować. – Nie chciałem… Może powinienem wziąć urlop.

– Raczej na pewno.

– Jestem w dobrej formie. Połowa ludzi w moim wydziale korzysta z pomocy psychoanalityków. Proszę, bądźcie ostrożni. To wszystko mi się nie podoba. Jest coś… – Przerwał i potrząsnął głową. – Chodź po tę cholerną czaszkę.

Eve podeszła do okna i przyglądała się, jak Spiro otwiera bagażnik, wyjmuje małe zawiniątko i podaje je Joemu. W pewnym momencie, jakby czując na sobie jej wzrok, podniósł głowę, uśmiechnął się do niej sardonicznie, podniósł dłoń w pożegnalnym geście i zatrzasnął bagażnik.

Co takiego mówił o nim Charlie?

Człowiek, który wpatruje się w potwory.

Wiedziała, że to może doprowadzić człowieka nad skraj przepaści. Sama tam była.

Joe wrócił do domu i zamknął drzwi.

– No, masz. Przypuszczam, że chcesz zacząć od razu.

Kiwnęła głową.

– Postaw ją na postumencie, Joe. Uważaj. Nie wiem, jak bardzo jest uszkodzona.

Rozwinął materiał i postawił czaszkę na postumencie.

– To jest ten młodszy chłopiec – powiedziała. – Jak on się nazywa?

– John Devon. Jeśli to jest jedna z ofiar Fra…

– Zaoszczędź sobie tych „jeśli”. Wiem, do czego zmierzasz, ale tylko mi teraz przeszkadzasz. – Podeszła bliżej do postumentu i wlepiła wzrok w małą, kruchą czaszkę. Biedne dziecko. Zaginione dziecko. – John Devon – szepnęła.

Weź mnie do domu.

Spróbuję, John.

Poprawiła okulary na nosie i odwróciła się do stołu.

– Ściemnia się. Zapal światło, dobrze? Muszę zacząć pomiary.