– Szeryf mówił prawdę. Okazało się, że nie zrobiono zdjęć lotniczych grobów, aby sprawdzić, czy ciała były zakopywane według jakiegoś wzoru. Zajęło mi to dużo czasu.
– Nie mów, że nie miałeś dwóch minut na telefon do mnie. Chciałeś, żebym się zdenerwował.
– Dzięki nerwom człowiek jest cały czas czujny. A ty musisz być bardzo czujny.
– Nie jestem pewien, czy to właśnie Cather powinien pilnować Eve. Nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia.
– Nie jest typowym agentem FBI, jeśli o to ci chodzi.
Nie jest cyniczny, nie jest w swoich działaniach metodyczny, lecz jest entuzjastą. Z trudem udało mi się uzyskać dla niego przyjęcie do mojego wydziału, co nie oznacza, że nie jest w pełni wykwalifikowany. Świeżym okiem widać znacznie więcej. Na pewno poradzi sobie z tym zadaniem. Poza tym kazałem tu przysłać trzech innych agentów, którzy mają patrolować lasy w okolicach domu. Będą podlegać Charliemu Catherowi. Zadowolony?
– Nie.
– Oczywiście, chciałbyś, żeby obstawić to miejsce batalionem ludzi.
– Im mniej ochrony, tym bardziej jest prawdopodobne, że maniak będzie dzwonił.
Spiro spojrzał mu prosto w oczy.
– Zgadza się. Przyślę tu ludzi, żeby ją chronić, ale nie zamierzam go zniechęcać.
– Wolisz, żeby Eve ryzykowała życie?
– Nie bądź śmieszny. Ona jest dla nas bardzo cenna. Nie mamy, przynajmniej na razie, innej przynęty.
– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
– Ja go muszę złapać, Quinn. Nie mogę zaryzykować, że mi się wymknie. Możesz się śmiać, ale po tylu dniach spędzonych w Talladedze i wpatrywaniu się w te groby czasem czuję… – Przerwał, a potem wzruszył ramionami. – On należy do mnie.
– A Eve?
– To tylko jedna kobieta. Nie wiemy, ile osób jeszcze zginie, jeśli go teraz nie złapiemy.
– Ty pieprzony draniu!
– Nie masz wyboru. Jeśli chcesz go dorwać, ja jestem najlepszy. Będę tak długo szedł za jakimkolwiek tropem, aż go złapię. – Ruszył przed siebie, ale znów się zatrzymał. – Poza tym nie podoba mi się stosunek Eve Duncan do tego wszystkiego.
– Zwariowałeś! Pracuje non stop nad rekonstrukcją czaszki.
– Nie o to mi chodzi. – Spiro zmarszczył brwi. – Ona się go nie boi. To mu się nie będzie podobało. Rozzłości się i będzie jeszcze bardziej zdeterminowany, żeby ją złamać. Jeśli nie będzie mógł dotrzeć bezpośrednio do niej, spróbuje dopaść kogoś jej bliskiego.
– Wczoraj wieczorem udało mi się wykorzystać pewne wpływy i załatwiłem całodobową ochronę dla jej matki.
– Bardzo dobrze.
– Jednakże nie mówiłem o tym Eve i nie zamierzam jej mówić o agentach strzegących domu. Powiedz swoim ludziom, żeby nie kręcili się tutaj ze zręcznością słoni. Eve jest tak zaabsorbowana swoją pracą, że i tak by ich pewno nie zauważyła, ale na razie ma dość problemów.
– Bardzo się o nią martwisz.
– Masz rację i nie zapominaj o tym, Spiro. Jeśli ten maniak dopadnie ją z twojej winy, Eve nie będzie jedyną ofiarą.
Charlie Cather zjawił się cztery godziny później.
– Przepraszam za spóźnienie – powiedział z uśmiechem. – Zamierzałem być tutaj już godzinę temu, ale za późno wyjechałem z Quantico. Miałem nadzieję, że dostanę przed wyjazdem wyniki analizy, ale jeszcze nie skończyli.
Eve podniosła głowę znad czaszki.
– Jakiej analizy?
– Mamy program, który na podstawie podanych przez nas faktów dotyczących zabójstwa wyszukuje w bazie danych obejmujących cały kraj podobne pod względem sposobu działania przestępstwa, zgłoszone policji w danym okresie.
– Nie wiedziałem, że Spiro zgodził się na wykorzystanie tego programu – przyznał Joe.
– Oczywiście, i podaliśmy wszystkie dane o ofiarach. Czekali na ostatni raport, ale gdzieś się zawieruszył. Znalazłem go tuż przed wyjazdem z Talladegi i postanowiłem osobiście przekazać do Quantico.
– Jaki okres wpisaliście do komputera? – spytała Eve.
– Trzydzieści lat. Na wszelki wypadek.
Eve wpatrywała się w niego oszołomiona. Trzydzieści lat?! Charlie zwrócił się do Joego:
– Powiedziałem, żeby wyniki przekazali mi tutaj. Będę w samochodzie. Zawiadomi mnie pan, jak zadzwonią?
– Może pan przecież tu zaczekać – powiedziała Eve.
Charlie potrząsnął głową.
– Spiro kazał mi pilnować domu z zewnątrz. Nie był by zachwycony, gdyby się dowiedział, że grzeję sobie tyłek przy piecu. Mógłbym im kazać dzwonić na mój telefon komórkowy, ale pomyślałem, że skorzystam z okazji i przyjdę na chwilę do środka. – Podszedł do postumentu. – Zrobiła pani duże postępy, prawda? Ile to jeszcze potrwa?
Eve wzruszyła ramionami.
– To zależy.
– W Quantico często robią takie rekonstrukcje komputerowe, ale to jest bardziej… osobiste.
– Aha.
– Wygląda na drobnego chłopca. Biedny dzieciak. Nie wiem, jak pani sobie z tym radzi.
– Tak samo jak pan. To jest moja praca.
– Człowiek się zastanawia, czy w ogóle powinien mieć dzieci, prawda? Wie pani, niektórzy faceci z naszego wydziału nigdy nie spuszczają z oka swoich dzieci. Za dużo widzieli, żeby czuć się bezpiecznie. Przypuszczalnie będę myślał tak samo, jak moje dziecko…
– Dam panu znać, jak zadzwonią z Quantico – przerwał mu Joe. – Eve musi wracać do pracy.
Joe wyraźnie dał Charliemu do zrozumienia, żeby sobie poszedł, bo nie podobała mu się jego nieprzemyślana wypowiedź. Znów chciał ją chronić – pomyślała Eve.
– Jasne, już idę – odparł Charlie, podchodząc do drzwi. – Będę wdzięczny. Do zobaczenia.
– Nie musiałeś go wyrzucać – zauważyła Eve. – Nie miał nic złego na myśli.
– Za dużo gada.
– Jest bardzo młody. Lubię go. – Odwróciła się z powrotem do postumentu. – Pewno niczego nie znajdą przez te poszukiwania komputerowe. Nie złapali faceta od ponad dziesięciu lat.
– Najwyższy czas, żeby się wzięli do roboty. – Joe usiadł na kanapie i wziął książkę. – Daję ci jeszcze godzinę, a potem robisz przerwę na kolację. Bez dyskusji.
– Zobaczymy.
– Bez dyskusji.
Eve rzuciła na niego okiem. Sprawiał wrażenie przedmiotu, którego nie da się ruszyć z miejsca.
A niech mu tam! Przedmiot, którego nie da się ruszyć, może być prawdziwą pociechą w zmiennym świecie.
– Dobrze, bez dyskusji.
Logan zadzwonił, kiedy Eve jadła kolację.
– Odebrałem obie twoje wiadomości. Kręciłem się po wyspie, zamykając interes. Jutro odlatuję do Monterey.
– Nie mówiłeś mi, że wyjeżdżasz z wyspy.
– Już nie jest tu tak jak dawniej. Pora wracać do prawdziwego świata. – Logan umilkł na moment. – Zajmujesz się tą czaszką?
– Nie tej dziewczynki. Małego chłopca.
– Powiedziałaś, że będziesz rekonstruować… Dlaczego tam jesteś?
– Tak się złożyło.
– Nie mówisz mi wszystkiego. Cholera! Nie mówisz mi niczego.
Eve doskonale wiedziała, że gdyby mu opowiedziała o wydarzeniach ostatnich dni, natychmiast by do niej przyjechał.
– Dostanę czaszkę tej dziewczynki. Najpierw muszę się zająć chłopcem.
Cisza.
– Nie podoba mi się to. Za dużo przede mną ukrywasz. Jeszcze dziś wieczorem lecę do Monterey. Zadzwonię do ciebie zaraz po przyjeździe.
– To cudownie, że chcesz mi pomóc, Loganie, ale tym razem nic nie możesz zrobić.
– Zobaczymy – powiedział krótko i odłożył słuchawkę.
– Wybiera się tutaj? – spytał Joe.
– Postaram się go powstrzymać. Nie chcę, żeby był w pobliżu mordercy.
Joe zmarszczył czoło.
– Nie jestem zachwycony twoją troską o Logana.