Выбрать главу

– Wie, że jesteś za inteligentna na takie bajki – powiedział Joe.

– I wie, co czuję wobec dzieci. – Zacisnęła dłonie. – Kości mu nie wystarczają. A jeśli wybrał już następną ofiarę? Jeśli chce mnie wciągnąć w zabójstwo, zrobić ze mnie jego przyczynę?

– Spryciarz – mruknął Spiro.

– Miło patrzeć na wszystko z boku – rzekła drżącym głosem Eve. – Ja go zbytnio nie podziwiam.

– Ja też go nie podziwiam, tylko oceniam możliwości. Ty na razie zgadujesz.

– Dużo ryzykował, żeby podrzucić to pudełko.

– I zadał ci dużo bólu. To mu może wystarczyć.

Eve potrząsnęła głową.

– To dopiero ruch wstępny. Wykorzystał Bonnie, aby we mnie uderzyć. Uderzył też we mnie groźbą wymierzoną przeciwko kolejnej małej dziewczynce. I usiłował połączyć je w jedno.

– Udało mu się? – spytał Spiro.

– Nie.

Spiro spojrzał na nią zmrużonymi oczyma.

– Ani trochę? Eve spuściła wzrok.

– Nie dałabym sobie tego zrobić.

– Mam nadzieję.

– Musimy ją znaleźć. Musimy znaleźć tę dziewczynkę.

– Nawet nie wiemy, czy naprawdę istnieje – wtrącił Joe.

– Istnieje.

– Może już ją zabił.

Eve nie była w stanie w to uwierzyć.

– Nie sądzę.

– Przyspieszę analizę zawartości pudełka i będę z wami w kontakcie – powiedział Spiro i dodał, zwracając się do Joego: – Chciałbym wiedzieć, w jaki sposób Donowi udało się przedostać pod sam dom.

– Sam sobie zadaję to pytanie. Coś takiego nie powinno się było zdarzyć. Eve potrzebuje większej ochrony.

– Jezioro wije się jak wąż. Nie sposób pilnować każdej zatoczki. Można dopłynąć łodzią w dowolne miejsce i zakraść się pod dom. Musiałbym ustawić agentów na długości co najmniej trzech kilometrów.

– Przyślij przynajmniej jakiś wóz techniczny, żeby można było sprawdzić, skąd dzwoni.

– Obawiam się, że to nic nie da, ale zgadzam się, że…

– Nie – przerwała mu Eve.

Spojrzeli na nią obaj.

– Jeśli się zorientuje, że sprawdzamy jego rozmowy, może więcej nie zadzwonić. Muszę z nim rozmawiać.

Joe zaklął pod nosem.

– Wiesz o tym, Joe, prawda?

– O, tak. Wciągnął cię w pułapkę.

– A jeśli nie zadzwoni? – spytał Spiro.

– Zadzwoni. Niedługo. – Podniosła głowę. – Chcę mi powiedzieć, kim jest ta dziewczynka.

– Już ci powiedział. Wiesz, jak się nazywa i ile ma lat.

– To była jedynie przynęta. Wiem dość, żeby się martwić, ale za mało, aby ją odnaleźć. Musimy ją znaleźć.

– Musisz wobec tego przekonać Dona, żeby powiedział ci coś więcej. Wszystko zależy od ciebie.

Właśnie. Tego chciał Don – żeby poczuła się odpowiedzialna za życie tego dziecka. Żeby usiłowała uratować życie dziewczynce, której nawet jeszcze nie znała.

„Ma na imię Jane”.

I tylko dziesięć lat. Za mało, aby umieć walczyć z potworem.

Mała, bezradna dziewczynka…

Jane walnęła Changa pięścią w nos. Trysnęła krew.

– Oddawaj!

Chang wrzasnął i złapał się za nos.

– Jane mnie uderzyła, Fay. Nic nie zrobiłem, a ona mnie uderzyła.

– Przestań, Jane! – zawołała z kuchni Fay. – Przestań skarżyć, Chang!

– Oddawaj! – powtórzyła Jane przez zaciśnięte zęby.

– Złodziejka! – Chang odsunął się. – Powiem Fay i wsadzą cię do więzienia.

– Oddawaj! – Walnęła go w brzuch i złapała jabłko, które wypadło mu z ręki.

– Stój, Jane! – rozkazała Fay, nim Jane zdążyła zrobić więcej niż dwa kroki.

Jane zatrzymała się z westchnieniem. Ale pech. Jeszcze parę sekund i zdążyłaby wyjść z domu.

– Ukradła jabłko z lodówki. Od dwóch dni kradnie rzeczy. – Chang uśmiechnął się złośliwie. – Każesz ją aresztować, Fay?

– Jakie rzeczy? – zapytała Fay.

– Jedzenie. Wczoraj widziałem, jak chowała do tornistra kanapkę.

– Czy to prawda, Jane? Jane milczała.

– I uderzyła mnie.

– Cicho bądź, Chang. Na litość boską, jesteś od niej większy.

– Mówiłaś, że nie powinienem nikogo bić – odparł obrażonym tonem.

– Mówiłam też, że nie powinieneś skarżyć, a wciąż to robisz. – Fay wyciągnęła z kieszeni chustkę do nosa i podała chłopcu. – Idź już. Spóźnisz się do szkoły.

Chang wytarł zakrwawiony nos.

– Jane wczoraj się spóźniła.

– Jane nigdy się nie spóźnia do szkoły.

– Wczoraj się spóź… – Jane rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie i Chang wycofał się do drzwi. – Sama ją zapytaj! – wykrzyknął i wybiegł z domu.

Fay skrzyżowała ręce na piersiach.

– Pytam cię, Jane.

– Spóźniłam się.

– Dlaczego?

– Musiałam coś zrobić.

– Co?

Jane się nie odzywała.

– Wynosisz jedzenie?

– Tylko trochę.

– Wiesz, że trudno mi związać koniec z końcem i mieć dość jedzenia dla was trojga?

– Mogę jutro nic nie jeść.

– I tak prawie nic nie jesz. To Chang i Raoul są wiecznie głodni. No, właśnie, dlaczego zabierasz z lodówki jedzenie, skoro w domu nic nie jesz?

Jane nic nie powiedziała.

– Kiedy byłam w czwartej klasie, jeden wstrętny łobuz zmuszał mnie, żebym codziennie oddawała mu swoje drugie śniadanie. Czy o to…

– Nikt mnie do niczego nie zmusza. Fay uśmiechnęła się lekko.

– Gdyby ktoś spróbował, walnęłabyś go w nos, co? Jane w milczeniu kiwnęła głową.

– Jeśli masz jakiś kłopot, może mogłabym ci pomóc.

– Nie mam żadnych kłopotów.

– Nawet jakbyś miała, to byś mi nie powiedziała, tak? Nie wiem, dlaczego pytam. – Znużona Fay odgarnęła z czoła kosmyk włosów. – Idź już. Spóźnisz się do szkoły.

Jane zawahała się. Odtąd trudniej jej będzie wynosić jedzenie. Czy może zaufać Fay?

– Mogę wziąć jabłko?

– Jeżeli powiesz mi, po co.

– Dla kogoś.

– Dla kogo?

– On nie może teraz wrócić do domu. Jest tam jego ojciec.

– Kto?

– Mogę go tu przyprowadzić?

– To dziecko? Wiesz, Jane, że nie mogę wziąć więcej dzieci. Ale jeśli ma kłopoty w domu, możemy zawiadomić opiekę społeczną, żeby porozmawiali z jego rodzicami. Powinna była wiedzieć, że Fay nie zrozumie.

– To nic nie da. Ktoś tam pójdzie, a potem napisze raport. Tylko pogorszy sprawę.

– Powiedz mi, kto to jest.

Jane ruszyła do drzwi.

– Chcę ci pomóc, Jane. Zaufaj mi. Wpadniesz w kłopoty.

– Nie spóźnię się więcej do szkoły.

– Wiesz, że nie o to mi chodzi – ciągnęła bezradnie Fay. – Chcę być twoją przyjaciółką. Dlaczego nie możemy się dogadać? Dlaczego nie chcesz mi niczego powiedzieć?

– Mogę wziąć jabłko?

– Nie powinnam ci pozwolić… Och, dobrze, weź. Tylko nie bij więcej Changa.

– Dobrze.

Jane wyszła i zbiegła po schodach na ulicę. Nie chciała martwić Fay. Przez chwilę łudziła się, że ją zrozumie i jakoś pomoże. Zapomniała, że może liczyć wyłącznie na siebie.

Przynajmniej Fay pozwoliła jej wziąć jabłko, choć Jane nie będzie już mogła brać dla Mike’a jedzenia z lodówki. Trudno, znajdzie je gdzie indziej.

Jane zmarszczyła czoło i zaczęła się zastanawiać nad nowym problemem.

Rozdział szósty

Don odczekał czterdzieści osiem godzin, nim znów zadzwonił do Eve.

– Podobał ci się mój prezent? – spytał.

– Nie. Nienawidzę go. Wiesz o tym.

– Jak możesz nienawidzić własnego dziecka? Uch, przepraszam, nie dziecka, tylko jego kości?