Выбрать главу

– A jednak. Mówiłaś tak, jakbyś nadal mieszkała w jednym z tych domów przy Luther Street.

– Nigdy nie miałam tyle szczęścia, aby mieszkać przy Luther Street. Mówiłam ci, że to jest bardziej elegancka część dzielnicy.

– Wiesz, o co mi chodzi.

Wiedziała.

– Nie byłam tu, odkąd się wyprowadziłyśmy po urodzeniu się Bonnie. Nie sądziłam, że tak zareaguję.

– Jak?

– Poczułam się znów jak dziewczynka sprzed lat – odparła z uśmiechem Eve. – W agresywnym nastroju.

– Dokładnie tak Barbara Eisley opisała Jane MacGuire.

– Może Jane postępuje słusznie, kiedy pierwsza atakuje.

– Nie mam co do tego wątpliwości. Proponuję tylko, żebyś się zastanowiła, jak wpływa na ciebie powrót w te okolice. Znowu jesteś nastawiona negatywnie do całego świata. A raczej utożsamiasz się z Jane MacGuire i obie występujecie przeciwko reszcie świata – dodał celowo.

– Bzdura. Nie widziałam tego dziecka na oczy.

– Może nie powinnaś jej widzieć. Pozwól, że sam się z nią spotkam jutro rano.

– Co ty mówisz? – zapytała ze zdumieniem Eve.

– Dlaczego Don wybrał kogoś stąd? Dlaczego przywiódł cię tu z powrotem? Pomyśl nad tym.

Eve szła przez chwilę w milczeniu.

– Chce, abym się z nią utożsamiała – szepnęła wreszcie. Wielki Boże, to się już stało. Ona i Jane chodziły ty mi samymi ulicami, cierpiały wskutek porzucenia i twardych warunków życia, walczyły z samotnością i bólem. – On mnie ustawia – powiedziała. – Najpierw mówi o reinkarnacji, a potem wybiera Jane MacGuire. Nie wystarcza mu zabicie dziecka i zwalenie winy na mnie, lecz w dodatku chce, abym się zaangażowała uczuciowo.

– Tak mi się wydaje.

– Drań.

– Chce żebym się czuła tak, jakby znów zabijał moją córkę. – Eve zacisnęła dłonie. – Chce znów zabić Bonnie.

– I dlatego nie powinnaś się zbliżać do Jane MacGuire. Już się czujesz z nią związana uczuciowo, a nawet jej jeszcze nie widziałaś.

– Potrafię utrzymać między nami niezbędny dystans.

– Jasne.

– To naprawdę nie będzie takie trudne, Joe, jeśli Jane jest taka, jak ja byłam w jej wieku. Niełatwo nawiązywałam kontakty z ludźmi.

– Mnie by się udało.

– Na pewno nie. Naplułabym ci w twarz.

– Nie powinnaś jej poznawać, Eve.

– Muszę.

– Wiem – powiedział ponuro Joe. – Nie zostawił ci innego wyjścia.

Żadnego wyjścia. Oczywiście są wyjścia. Eve znalazła wyjście z tej dzielnicy. Znalazła wyjście z koszmarnej sytuacji po śmierci Bonnie. Nie pozwoli, aby ten drań teraz ją przyłapał. Joe nie miał racji. Owszem, kochała dzieci, ale bez przesady. Potrafi uratować Jane MacGuire i zwyciężyć potwora. Będzie jedynie musiała zachować pewien dystans w stosunku do dziecka, którego jeszcze nie poznała.

Don, z drugiej strony, nie trzymał się od Jane na dystans. Jego cień już jej zagrażał.

Nie wolno teraz o tym myśleć. Jutro porozmawiają z Fay Sugarton, a dziś Jane śpi spokojnie pod ochroną.

Dziś w nocy mała dziewczynka będzie bezpieczna.

Może.

– Szukałam cię, Mikę. Mówiłam ci przedtem, żebyś poszedł na tę uliczkę koło misji. – Jane usiadła obok dużego kartonu. – Tu nie jest dobrze.

– Mnie się tu podoba – odparł Mikę.

– Bezpieczniej jest tam, gdzie jest więcej ludzi.

– Stąd jest bliżej do domu. – Mikę prędko wyciągnął rękę po papierową torebkę, którą podała mu Jane. – Hamburgery?

– Spaghetti.

– Wolę hamburgery.

– Przynoszę, co mogę. – To, co mogła ukraść. Choć tak naprawdę to nie była kradzież. Właściciel knajpy zwykle oddawał resztki do jadłodajni dla ubogich i Armii Zbawienia. – Jedz, a potem przejdziemy bliżej misji.

– Dlaczego przyszłaś tak późno? – spytał Mikę, pochłaniając łapczywie zimny makaron.

– Musiałam poczekać, aż zamkną restaurację. – Jane wstała. – I muszę już iść.

– Teraz? – spytał z wyraźnym rozczarowaniem w głosie.

– Gdybyś był koło misji, mogłabym zostać jeszcze parę minut. Teraz jest już za późno.

– Sama mówiłaś, że Fay śpi twardo i nigdy się nie budzi.

– Muszę wejść przez okno w kuchni. Pokój Changa i Raoula jest tuż przy kuchni.

– Nie chcę, żebyś miała kłopoty.

Ale Mikę był sam i chciał, żeby jak najdłużej z nim została. Westchnęła i usiadła.

– Dopóki nie skończysz jedzenia. – Oparła się o ścianę z cegły. – Potem musisz iść na uliczkę koło misji. Nie wolno być samym. Pełno tu zboczeńców, którzy mogą zrobić ci coś złego.

– Zawsze uciekam, tak jak mi powiedziałaś.

– Gdybyś tu wołał o pomoc, nikt by cię nie usłyszał.

– Nic mi nie będzie, nie boję się.

Wiedziała, że nie potrafi go przekonać. Bał się tylko ojca. Każde miejsce, gdzie go nie było, wydawało mu się bezpieczne. Może dziś w nocy nic się nie stanie. Od kilku dni nie widziała tego parszywego zboczeńca.

– Na ile twój ojciec zwykle wraca do domu?

– Na tydzień, może dwa.

– Tydzień minął. Może już go nie ma. Mikę potrząsnął głową.

– Sprawdziłem wczoraj po szkole. Siedział z mamą na werandzie. Ale mnie nie zobaczył.

– A mama?

– Widziała.

– Jak już sobie pójdzie, wszystko znów będzie dobrze.

Nie będzie dobrze. Matka Mike’a była jedną z prostytutek, które pracowały wzdłuż głównej ulicy, i rzadko bawiła w domu, lecz Mikę stale jej bronił. Jane zawsze dziwiła się, że dzieciaki nie potrafią zobaczyć swoich rodziców takimi, jakimi faktycznie byli.

– Skończyłeś jeść?

– Jeszcze nie.

Zostało mu trochę i przestał jeść, bo chciał, aby jak najdłużej z nim została.

– Opowiedz mi o gwiazdach.

– Sam się wszystkiego dowiesz, jak się nauczysz czytać. W bibliotece szkolnej jest książka na ten temat. Musisz nauczyć się czytać, Mikę, i dlatego musisz chodzić do szkoły.

– Tylko raz opuściłem w tym tygodniu. Opowiedz mi o facecie na koniu.

Jane wiedziała, że powinna już iść. Zostało jej zaledwie kilka godzin snu. Wczoraj na trzeciej lekcji pan Brett nakrzyczał na nią za to, że zasnęła.

Mikę przysunął się bliżej.

Był samotny i może nawet trochę się bał. Ach, co tam, zostanie jeszcze chwilę, przynajmniej póki Jane tu jest, żaden zboczeniec go na razie nie zaczepi.

– Zostanę chwilę, jeśli mi obiecasz, że więcej nie będziesz tu przychodził.

– Obiecuję.

Jane podniosła głowę do góry. Tak samo jak Mikę lubiła gwiazdy. Nigdy ich nie zauważała, dopóki nie zamieszkała u Carbonisow. Wyglądała przez okno i starała się zwalczyć strach wyobrażaniem sobie obrazów na niebie. Książka z biblioteki znacznie jej w tym pomogła. Książki i gwiazdy. Pomogły jej, może pomogą i Mike’owi.

Na bezchmurnym niebie gwiazdy błyszczały jaśniej niż zwykle. Jaśniej, wyraźniej i bardzo daleko od tej uliczki w pobliżu Luther Street.

– Facet na koniu nazywa się Strzelec, ale on nie jest na prawdziwym koniu. On sam jest pół koniem, pół człowiekiem. Widzisz ten sznurek gwiazd? To jest sznurek od jego łuku, kiedy go naciąga…

Rozdział siódmy

– Słucham? – powiedziała zdumiona Fay Sugarton, wpatrując się w trójkę swych gości. – Jane?

– Grozi jej niebezpieczeństwo – oznajmiła Eve. Siedziała wraz z Joem i Markiem na kanapie. – Niech mi pani wierzy.

– Dlaczego? Dlatego że jest w odpowiednim wieku, ma rude włosy i była dotychczas w czterech rodzinach zastępczych? Sama pani przyznaje, że trafiła pani na nią przypadkowo.

– Pasuje do profilu – powiedział Joe.

– Czy sprawdziliście wszystkie akta miejskie i stanowe?