Eve nie mogła oderwać wzroku od martwych oczu.
– Don – szepnęła. – To na pewno on.
– Idź.
Kiwnęła głową i wolno wyszła z kuchni.
Jane siedziała skulona pod ścianą, z kolanami podciągniętymi pod brodę.
– Ona nie żyje, prawda? – spytała.
– Tak. – Eve usiadła obok niej na podłodze. – Widziałaś kogoś?
– Chciałam jej pomóc. Krwawiła. Chciałam zatamować krew… ale nie mogłam. Nie mogłam. Moja nauczycielka higieny mówiła, że jeśli będziemy mieli wypadek, najpierw powinniśmy zatamować krew. Nie mogłam. Nie mogłam.
Eve chciała przyciągnąć dziewczynkę do siebie i ją przytulić, ale wyczuwała istniejący między nimi mur.
– To nie była twoja wina. Jestem pewna, że już nie żyła.
– Może żyła. Może pomogłabym jej, gdybym się bardziej postarała. Nie słuchałam dobrze, jak nauczycielka o tym mówiła. Nie myślałam… Nie wiedziałam…
Eve nie mogła tego znieść. Wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła ramienia Jane. Jane odsunęła się gwałtownie.
– Kim jesteś? – spytała ostro. – Też jesteś z policji? Dlaczego cię tu nie było wcześniej? Dlaczego pozwoliłaś, żeby to się stało?
– Nie jestem z policji, ale muszę wiedzieć, co się stało. Czy widziałaś… – Do diabła! Dziecko nie było w stanie odpowiadać na pytania. – Chodźmy na werandę i zaczekajmy tam na policję.
Początkowo myślała, że Jane się nie zgodzi, lecz dziewczynka wstała i wyszła z domu. Usiadła na górnym schodku. Eve usiadła przy niej.
– Nazywam się Eve Duncan. Ten detektyw w środku to Joe Quinn.
Dziewczynka patrzyła wprost przed siebie.
– Ty jesteś Jane MacGuire?
Cisza.
– Jeśli nie chcesz mówić, to nic nie szkodzi. Wiem, że bardzo lubiłaś panią Sugarton.
– Wcale jej nie lubiłam. Ja tylko z nią mieszkałam.
– Wydaje mi się, że to nieprawda, ale nie będziemy teraz o tym rozmawiać. W ogóle nie będziemy rozmawiać. Pomyślałam tylko, że poczujesz się lepiej, jeśli się dowiesz, kim jesteśmy.
– Gadanie niczego nie zmienia. Nadal jesteś obca.
I Jane zrobi wszystko, aby tak zostało – pomyślała Eve. Łzy zniknęły, ale siedziała sztywno wyprostowana, a mur niechęci urósł jeszcze bardziej. Trudno jej się dziwić. Każde inne dziecko dostałoby histerii, co w zasadzie byłoby zdrowszą reakcją.
– Mnie też się nie chce nic mówić. Posiedzimy tu i po czekamy, dobrze?
Jane nie spojrzała na nią.
– Dobrze – mruknęła.
Eve zauważyła nagle, że dziecko wciąż pobrudzone jest krwią. Powinna coś z tym zrobić.
Nie teraz. Żadna z nich nie była w stanie się ruszyć. Eve oparła głowę o słupek werandy. Nie mogła zapomnieć widoku tych martwych oczu. Fay Sugarton była dobrą kobietą, która chciała jak najlepiej. Nie zasłużyła…
– Kłamałam. – Jane nadal spoglądała przed siebie. – Chyba… ją lubiłam.
– Ja też.
Jane znów zamilkła.
Barbara Eisley podjechała pod dom jednocześnie z pierwszym samochodem policyjnym. Policjanci weszli do środka, ale Barbara zatrzymała się przy Jane. Wyraz jej twarzy, kiedy przemówiła do dziecka, był zadziwiająco łagodny.
– Pamiętasz mnie, Jane? Jestem Barbara Eisley. Jane wpatrywała się w nią wzrokiem bez wyrazu.
– Pamiętam.
– Nie możesz tu dłużej zostać.
– Wiem.
– Przyjechałam po ciebie. Gdzie jest Chang i Raoul?
– W szkole. Mają trening koszykówki.
– Ktoś po nich pojedzie. – Wyciągnęła rękę. – Chodź ze mną. Umyjemy cię, a potem porozmawiamy.
– Nie chcę rozmawiać. – Jane wstała i podeszła do samochodu przy krawężniku.
– Dokąd ją pani zabiera? – spytała Eve.
– Do domu dla opuszczonych dzieci.
– Czy tam będzie bezpieczna?
– Dom jest na zamkniętym terenie i będzie otoczona innymi dziećmi.
– Wydaje mi się, że powinna pani pozwolić, abyśmy ją zabrali…
– Bzdura! – powiedziała gwałtownie Barbara Eisley ostrym tonem. – Jestem za nią odpowiedzialna i nikt z was jej nie dotknie. Nigdy nie powinnam się zaangażować w tę całą sprawę. Prasa i politycy rzucą się na mnie jak hieny.
– Musimy trzymać Jane w bezpiecznym miejscu. To nie pani Sugarton była celem mordercy. Przypuszczalnie mu przeszkodziła.
– A wy nie potrafiliście uchronić jej od śmierci, prawda? – Barbara Eisley wpatrywała się w nią oskarżająco. – Fay Sugarton była porządną, wyjątkową kobietą, która pomogła wielu dzieciom. Nie powinna zginąć. Może nawet żyłaby jeszcze, gdybym nie dała wam tego…
– Za to Jane by nie żyła.
– Powinnam trzymać się od tego wszystkiego z daleka i od tej chwili to właśnie zrobię. Proszę nie nachodzić więcej mnie ani Jane MacGuire.
Barbara Eisley odwróciła się na pięcie i pomaszerowała do samochodu.
Eve przyglądała się bezradnie, jak odjeżdżała. Jane siedziała wyprostowana na siedzeniu obok kierowcy, ale wyglądała bardzo żałośnie.
– Tylko to mogliśmy zrobić.
Eve obejrzała się i zobaczyła, że Joe stoi w drzwiach.
– Miałam nadzieję, że zabierzemy ją stąd, nim się pojawi ktoś z opieki społecznej.
– Zadzwoniłem do Eisley – powiedział Joe, potrząsając głową.
Eve spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma.
– Co?
– W takich przypadkach musimy zawiadamiać opiekę. Oni chronią dzieci przed mediami i policją. Jane będzie miała spokój.
– My też byśmy ją ochronili.
– Nie wiadomo, czy by nam na to pozwoliła. Jesteśmy dla niej obcy. W domu opieki będzie między dziećmi i opiekunami. Tak będzie znacznie bezpieczniej, a my nadal możemy ją mieć na oku.
– Szkoda, że… – Eve nie była do końca przekonana.
– Jane może być kluczowym świadkiem w sprawie o morderstwo, Eve. Coś ci powiedziała? – Eve potrząsnęła głową. – Będę zatem musiał porozmawiać z nią dziś wieczorem.
– Nie możesz zostawić jej… – Oczywiście nie mógł zostawić Jane w spokoju. Może coś widziała. – Być może Barbara Eisley cię do niej nie dopuści. Nie jest z nas zadowolona.
– Czasami pomaga odznaka policyjna. – Postawił ją na nogi. – Chodź, odwiozę cię do domu. Ekipa sądowa przyjedzie lada chwila. Będę musiał wrócić, ale ty nie jesteś tu potrzebna.
– Zaczekam na ciebie.
– Nie. To może bardzo długo potrwać, a za ekipą sądową zjawią się natychmiast dziennikarze. Dzwoniłem do Charliego. Jest teraz na dole u mnie w domu i przypilnuje cię, dopóki nie wrócę. – Otworzył jej drzwi samochodu. – Jak będziesz w mieszkaniu, zadzwoń do Spiro i do Marka, i powiedz im, co się stało.
Kiwnęła głową.
– Zadzwonię też do Barbary Eisley i może uda mi się ją przekonać, żeby się ze mną spotkała.
– Daj temu na razie spokój, Eve. Niech trochę ochłonie.
Potrząsnęła głową. Nie mogła zapomnieć widoku Jane MacGuire siedzącej sztywno na werandzie, bojącej się, że wybuchnie płaczem i okaże swoją słabość.
Don mógł ją złamać i zabić. Jak blisko niego była w tej kuchni?
Na samą myśl Eve ogarnęła panika. Pomyślała, że musi się opanować. Jane chwilowo nie zagrażało bezpośrednie niebezpieczeństwo. Nieprawda.
– Zadzwonię do Barbary Eisley, kiedy tylko przyjadę do twojego mieszkania.
– Nie – powiedziała zimno Barbara Eisley. – Nie będę się w nieskończoność powtarzać, proszę pani. Jane zostaje pod naszą opieką. Jeśli się pani do niej zbliży, każę panią aresztować.
– Nie rozumie pani. Don zabił Fay Sugarton w biały dzień. Udało mu się wejść do domu i poderżnąć jej gardło we własnej kuchni. Co go powstrzyma przed zrobieniem tego samego Jane w domu opieki społecznej?
– Codziennie musimy dawać sobie radę z pijanymi rodzicami i naćpanymi heroiną matkami, którzy chcą odebrać swoje dzieci. Wiemy, co robimy. Lokalizacja naszego domu jest tajemnicą. A nawet gdyby się dowiedział, gdzie to jest, nie wejdzie na strzeżony teren.