– Cieszę się, że wróciliście – rzuciła Sarah. – Siedzi tu od wielu godzin, doprowadzając mnie i Monty’ego do szału. Nie chciał wyjść, a w dodatku kazał się zabawiać. Logan wykrzywił się.
– Szachrowała pani.
– Po prostu lepiej od pana gram w pokera. Jak pan myśli, co robią w przerwach ekipy ratownicze? – Sarah wstała. – Ty się nim zajmij, Eve. Monty i ja jesteśmy zmęczeni jego ponurym nastrojem.
– Nie mam ponurego nastroju.
Sarah nie zamierzała się z nim kłócić.
– Chodź ze mną, Jane. Kiepsko wyglądasz, prawie tak, jak ja się czuję. Męcząca wycieczka?
– Tam było dziwacznie. – Jane poklepała Monty’ego. – Chodź, stary, idziemy spać.
Pies przeciągnął się, a potem wyszedł za Sarah i Jane z pokoju. Logan odprowadził wzrokiem Sarah.
– Nadal ma pretensje – zauważył.
– Grała z tobą w karty – przypomniał mu Joe.
– Bo chciała mnie pobić. – Logan odwrócił się do Eve i zaatakował: – Nie przyszło ci do głowy, że będę się denerwować, kiedy się dowiedziałem od Bookera, że wyjechałaś? i – Spieszyłam się. Spiro trafił na ślad. W ogóle o tym nie pomyślałam. – Zapewne powinna zawiadomić Logana o wyjeździe. – Przepraszam cię, Loganie.
– Daj jej spokój. – Joe stanął za nią, opierając dłonie na ramionach Eve. – Ma dość problemów, nie musi jeszcze pamiętać o tobie.
– Uspokój się, Joe. Logan stara się mi pomóc. Nie powinnam go martwić.
– Zmartwienie mi nie przeszkadza, jeśli mogę na nie coś zaradzić. Nie wytrzymuję, kiedy jestem odsunięty… – Logan urwał i wbił wzrok w Eve i w stojącego za nią Joego. – To koniec, prawda? Zrobił to?
– Co?
– Wygrał. Wreszcie dostał to, czego chciał. Boże, teraz wszystko jest jasne. – Uśmiechnął się ponuro. – Powinienem wiedzieć, że walczę o przegraną sprawę. Mógłbym walczyć z Quinnem, ale nie mogę walczyć z tobą, Eve. Odkąd przyjechał na wyspę, chciałaś z nim wrócić do domu.
– Z powodu Bonnie.
– Może. – Logan przyglądał im się przez dłuższą chwilę. – Dbaj o nią, Quinn.
– Nie musisz mi tego mówić.
– Muszę. To jest ostrzeżenie, a nie stwierdzenie. Zadzwoń do mnie, Eve, jeśli będę mógł ci w czymś pomóc.
– Nie będzie jej potrzebna twoja pomoc – rzucił Joe.
– Nigdy nie wiadomo.
Eve nie mogła tego znieść. Nie pozwoli mu tak odejść.
– Joe, chcę porozmawiać z Loganem w cztery oczy.
Joe nawet nie drgnął.
– Joe!
– Dobrze. – Wyszedł z pokoju.
– Dlaczego mam wrażenie, że podsłuchuje pod drzwiami? – spytał Logan.
– Bo pewno tak jest – odparła, starając się uśmiechnąć. – Powinieneś to przyjąć jako komplement.
– Naprawdę?
– On wie, ile dla mnie znaczysz. Ile zawsze będziesz dla mnie znaczył.
– Najwyraźniej niewiele, w każdym razie nie dość.
– A ile to jest dość? Boli mnie, gdy cierpisz. Jestem szczęśliwa, gdy ty jesteś szczęśliwy. Jeśli kiedykolwiek będziesz mnie potrzebował, przyjdę. Czy to nie dość?
– To dużo. Nie tyle, ile chciałbym, ale przyjmuję. – Przerwał na moment. – Pytam dla zaspokojenia własnej ciekawości: jak Quinn to zrobił?
– Nie wiem – odpowiedziała szczerze. – Nie chciałam tego. Czuję się niespokojna. Jakbym tkwiła w jakiejś wirówce. Po prostu się zdarzyło.
– Z Quinnem nie ma prostych zdarzeń. Ma wielką siłę. Zawsze wiedziałem, że czeka na ciebie w kuluarach.
– Ja nie.
– Wiem. Miałem nadzieję, że będziesz całkowicie moja, nim Quinn się zdecyduje na jakiś ruch. Nie udało mi się. Trudno. – Przyglądał jej się przez kilka minut, a potem szybko ją pocałował. – Ale to był dobry rok, prawda?
Eve poczuła w oczach piekące łzy.
– Najlepszy.
– Nie najlepszy, bo nie doszlibyśmy do tego punktu, ale niezły. – Wziął ją pod ramię i wyprowadził do przedpokoju, gdzie przy schodach czekał Joe. – Cześć, Quinn. Co za niespodzianka!
Joe podszedł bliżej do Eve.
– Nie musisz się zachowywać tak, jak bym zamierzał ją porwać. To nie w moim stylu – rzucił Logan, zaciskając usta. – Choć mam ochotę skręcić ci kark.
Joe potrząsnął głową.
– Ale nie zrobisz tego. Tym się właśnie różnimy. Jesteś twardy, nigdy jednak w stosunkach z Eve nie przekroczyłeś punktu, z którego nie ma powrotu. Ciekaw jestem, czy z kimś ci się to udało.
Logan zrobił krok do przodu i powiedział cicho:
– Mam ochotę udowodnić, że się mylisz.
– Loganie! – zawołała Eve.
Nie sądziła, że jej posłucha, ale Logan odwrócił się i otworzył drzwi.
– Do widzenia, Eve. Będę w pobliżu. Nie wykluczaj mnie całkiem ze swego życia, dobrze?
– To byłoby niemożliwe. – Byli sobie zbyt bliscy. Pocałowała go w policzek. – Nigdy w życiu.
– Pamiętaj, co powiedziałaś. – Logan zamknął za sobą drzwi.
Joe gwizdnął cicho.
– To mi się nie podoba. Czy ja też muszę się z nim za przyjaźnić?
– Nic nie musisz. Ale Logan jest moim przyjacielem. I zawsze będzie.
– Tego się właśnie obawiałem. Muszę się zastanowić nad… – Urwał. – Jesteś zdenerwowana. Już nic nie mówię i zostawiam cię samą.
– W to nie uwierzę.
– Naprawdę jesteś zdenerwowana. – Joe spojrzał na nią pochmurnym wzrokiem. – A ja jestem cholernie zazdrosny.
Powiedziała coś, co kiedyś mówił jej Joe:
– Musisz się przystosować.
– Dobrze – odparł z uśmiechem.
– Niczego ci nie obiecywałam, Joe. Nadal uważam, że nie…
– Muszę już iść – przerwał jej. – Zaczynasz poważne rozważania, a to mogłoby być niebezpieczne. Jadę na policję i dowiem się, co ze zdjęciem. – Zamilkł na chwilę. – Być może nie wrócę na noc. Wydaje mi się, że przyda ci się odrobina samotności…
Poczuła jednocześnie ulgę i rozczarowanie.
– Możesz spokojnie wrócić. Jeśli nie zechcę cię w swoim łóżku, to ci powiem.
– Staram się pokazać moją bardziej subtelną stronę. – Pochylił się i mocno ją pocałował. – Spij dobrze. Zobaczymy się rano.
Wchodząc na górę, wątpiła, czy będzie dobrze spała. Przez całą powrotną drogę z Dillard nie mogła zapomnieć widoku spalonego, zniszczonego wzgórza. Co napełniło Dona taką złością i goryczą, że wszystko zrujnował? Wybebeszył i zabił ziemię, tak jak zabijał swoje ofiary.
A później musiała stanąć twarzą w twarz z Loganem i sprawić mu ból. Już drugi raz.
Nigdy jednak nie przyszło jej wcześniej do głowy, iż jej uczucia do Joego mogą się tak zmienić. Gdyby była mądra, odsunęłaby się od niego i skoncentrowała wyłącznie na pracy. Kiedy zajmowała się tylko pracą, nie czuła się taka niepewna i rozdygotana uczuciowo. Miała jakiś cel i satysfakcję, wiedząc, że pomaga zaginionym.
Tak, to powinna zrobić. Myśleć wyłącznie o pracy. Odsunąć Joego…
– To ci się nie uda, mamo. – Bonnie siedziała na krześle przy łóżku. – Joe ci na to nie pozwoli. Poza tym już jest za późno.
– Mogę zrobić wszystko, co zechcę. – Eve podsunęła się wyżej na poduszce. – Wtrąca się w moje życie.
– Ja też, a przecież mnie nie odrzucasz.
– Nie można odrzucić snów.
Bonnie roześmiała się.
– Zawsze masz na wszystko odpowiedź. Nie odrzucasz mnie, ponieważ mnie kochasz.
– Tak – szepnęła Eve.
– I dlatego nie możesz odrzucić Joego.