Выбрать главу

– Nie, bali się go i wierzyli we wszystko, tak jak cała reszta. Usiłowałem otworzyć im oczy. Zabrałem ich ze sobą, kiedy uciekłem. Byłem wtedy samotny i potrzebowałem towarzystwa innych ludzi.

– I przywiozłeś ich tu, do Phoenix?

– Wybieraliśmy się do Kalifornii. Namówiłem dzieciaki Hardingów, aby wyruszyły z nami. Ale wtedy Ezekiel i Jacob się przestraszyli. Którejś nocy zabrali swoje rzeczy i uciekli do ojca. Wpadłem w szał.

– I zabiłeś Hardingów.

– To było coś niesamowitego. Najwspanialsze doświadczenie mojego życia. Wiedziałem, kim jestem i co mam zrobić. Wróciłem do namiotu na wzgórzu i pociachałem ich wszystkich.

– Matkę też?

– Zawsze stała z boku, gdy mnie karał. Czy okrucieństwo jest mniejsze, gdy jest bierne?

– A twoi bracia?

– Wybrali, kiedy wrócili do niego. Musiałem zaczynać od nowa.

– Gdzie są ciała?

– Nie znajdziecie ich. Rozrzuciłem ich ciała po całej Arizonie i Nowym Meksyku i nic nie sprawiło mi większej przyjemności.

– I zasoliłeś glebę na wzgórzu?

– To melodramatyczny gest, ale byłem wówczas bardzo młody.

– A zostawianie świec w dłoniach ofiar? Nie jesteś już taki młody.

– Trudno pozbyć się nawyków z dzieciństwa. A może część mojej satysfakcji wynika z faktu, iż pokazuję ojcu, że używam jego świętych świec w inny sposób.

– Twój ojciec nie żyje.

– Był pewien, że pójdzie do nieba, więc pewno mi się z góry przygląda. Czy też myślisz, że porąbałem mu duszę razem z ciałem? Często się nad tym zastanawiam. – Przerwał na chwilę. – Wierzysz, że dusza Bonnie została zniszczona?

Eve mocno przygryzła dolną wargę.

– Nie.

– Wkrótce i tak się dowiesz. Jeszcze się nie zdecydowałem, jakiej świecy użyję dla ciebie. To trudna decyzja. Dla Jane, oczywiście, biała, ale twój kolor musi odzwierciedlać…

Odłożyła słuchawkę. Był w nastroju do zwierzeń i może powinna go wysłuchać, jednak nie miała siły już tego znosić. Wciągał ją w otaczającą go ciemność. Tym razem było jeszcze gorzej, bo zadzwonił niedługo po cudownym śnie z Bonnie. W tej chwili zło wydawało się wszechobecne i Eve nie miała siły z nim walczyć. Zbliżało się coraz bardziej…

„Powinnaś wyciągnąć z tego wnioski. Zyj każdą chwilą. Nie odkładaj niczego na jutro”.

Słowa Bonnie.

Żyj każdą chwilą…

Dwie godziny później Eve usłyszała, że Joe wchodzi do domu. Wyszła z pokoju i czekała na niego u szczytu schodów.

– W porządku? – spytał, zatrzymując się na jej widok.

– Nie, dzwonił Don. Nic nie jest w porządku, kiedy muszę z nim rozmawiać.

– Co powiedział?

– Zatruwał mi duszę. Sączył jad. Powiem ci później. – Wyciągnęła rękę. – Chodź do łóżka.

Wszedł powoli po schodach i stanął tuż przed nią.

– Wybaczasz mi, iż nie jest mi przykro, że Logan poszedł w odstawkę?

– To nigdy nie była kwestia wybaczenia.

– Przekonałaś się, że nie możesz żyć beze mnie w twoim łóżku? – Wziął ją za rękę.

– Przestań żartować.

– Kto tu żartuje? – Wyciągnął rękę i dotknął jej policzka. – Usiłuję się czegoś dowiedzieć. Wydaje mi się, że dzieje się tu coś bardzo ważnego. O co chodzi, Eve?

Przełknęła ślinę, usiłując rozluźnić zaciśnięte gardło.

– Nigdy nie dałam Bonnie szczeniaka. Wciąż o niego prosiła, a ja zwlekałam. A potem było za późno.

– I co z tego wynika? – Uniósł brwi. – Czy to, że bierzesz mnie do łóżka, jest ekwiwalentem podarowania mi szczeniaka?

Eve potrząsnęła głową.

– Szczeniak nie jest dla ciebie, Joe, lecz dla mnie. Jestem w tej chwili absolutną egoistką. Chcę być przy tobie. Chcę, abyś ze mną rozmawiał. Chcę, żebyś się ze mną kochał. – Uśmiechnęła się drżącymi wargami. – I nie będę zwlekać. Nie będę czekać, aż się stanie za późno. Czy pójdziesz ze mną do łóżka i będziesz ze mną, Joe?

– Tak. – Objął ją ramieniem i powiedział drżącym głosem: – Na pewno.

Rozdział szesnasty

Kiedy Spiro zadzwonił po południu do Eve, przekazała mu, co Don opowiedział jej o swoim dzieciństwie.

– Czy technikowi, który był na podsłuchu, udało się wykryć, skąd on dzwonił? – spytała z nadzieją w głosie.

– Nie, to nam nie wyszło. Ale to, co ci powiedział, pasuje do tego, czego sami się dowiedzieliśmy – poinformował Spiro. – Skontaktowaliśmy się ze szkołami w Jamison. Nie ma świadectw ani zdjęć chłopców Baldridge’ów. Ale udało mi się odszukać parę raportów o tym, że władze szkolne posyłały inspektora do wielebnego Baldridge’a, aby zapytać, dlaczego jego synowie nie chodzą do szkoły. Twierdził, iż chłopcy uczyli się w domu. Nie sądził, aby kształcenie w szkołach publicznych było dla nich odpowiednie.

– Coś jeszcze?

– Jeszcze jedno. Raporty dotyczyły Ezekiela i Jacoba. Ani słowa o Kevinie.

– Jeśli nigdy nie brał udziału w nabożeństwach, może nikt nie wiedział, że w ogóle istnieje.

– Sądząc po dewastacji wzgórza, chciał się chyba przedstawić.

– Niekoniecznie. Przez całe lata nie szukał rozgłosu mimo tego, co robił. Dopiero ostatnio coś się zmieniło.

– Pożar na wzgórzu to początek. Jeszcze się niczego nie nauczył. Nie miał doświadczenia. – Spiro przerwał na chwilę. – Mimo że teraz zachowuje się inaczej, nadal ma cechy patologicznego przestępcy.

– Po pierwsze, jest ponadprzeciętnie inteligentny – powiedziała Eve. – Ale całe to gadanie do niczego nie prowadzi. Musimy wiedzieć, jak wygląda. Gdzie jest to zdjęcie?

– Nie spodziewaj się za wiele. Być może ze zdjęcia niczego się nie dowiemy.

– Co to znaczy?

– To, co powiedziałem.

– Podobno pracujemy razem. Przestań mówić półsłówkami.

Spiro milczał.

Cholera jasna, był uparty jak muł, typowy agent FBI. Eve miała już dość wyduszania z niego informacji. Wprawdzie współpracowali, ale najwidoczniej nie we wszystkim. No dobrze, spróbuje ostatni raz.

– Kiedy? – spytała.

– Niedługo.

– Kiedy?

– Ale jesteś, nudna. Może jutro – odparł niechętnie i odłożył słuchawkę.

Duplikat fotografii dostali dopiero dwa dni później. Spiro przyjechał do domu Logana i wręczył Eve kopertę.

– Proszę. Rozczarujesz się.

– Dlaczego?

– Zobacz sama.

Joe podszedł bliżej. Eve otworzyła kopertę i wyjęła zdjęcie.

Było zrobione na wielkim podwórzu. Dwaj kilkunastoletni chłopcy siedzieli przy piknikowym stole; trzeci, daleko z tyłu, schodził po schodach werandy.

– Pani Harding twierdzi, że ten chłopak na schodach to Kevin – powiedział Spiro. – Ci dwaj przy stole to Ezekiel i Jacob.

Do diabła, Kevin znajdował się najdalej z nich trzech, poza tym zdjęcie było lekko prześwietlone, a jego sfotografowana w ruchu sylwetka zamazana i nie do rozpoznania.

– Nic dziwnego, że policja nie wzięła tego zdjęcia od Hardingów za pierwszym razem – orzekła Eve. – Kevin jest zamazany i absolutnie nie można go rozpoznać. Joe mówił mi, że Charlie jest zmartwiony w związku z tą fotografią. Teraz wiem, dlaczego. – Spojrzała na Spiro. – W ciągu ostatniego ćwierćwiecza technika fotograficzna poszła znacznie do przodu. Wtedy zapewne nie mogli z tym zdjęciem nic zrobić, lecz dziś da się je uwyraźnić, prawda?

– Przypuszczalnie. Posłałem inną kopię do Quantico. – Urwał. – Ale ciekaw jestem, czy nie chciałabyś sama spróbować. Też się przecież zajmujesz fotografiami.

– Specjalizuję się w postarzaniu dzieci na podstawie ich zdjęć, a to jest zupełnie coś innego.

– Och, nie wiedziałem – powiedział zmartwiony Spiro. – I nic nie da się zrobić?